Nick Kyrgios. Diament z Canberry

Tenis
Nick Kyrgios. Diament z Canberry
Nick Kyrgios nie mógł uwierzyć, że pokonał światową jedynkę/ fot. PAP/EPA

Legendarny australijski tenisista rodem z Wagga Wagga - Tony Roche, przed dwoma laty przepowiadał, że niebawem świat ujrzy zdolnego gracza. Mariusz Fyrstenberg nazwał go diamentem, kiedy po raz pierwszy zobaczył w akcji syna Greka i Malezyjki. Talent Nicka Kyrgiosa eksplodował na największej tenisowej scenie - korcie centralnym Wimbledonu.

Zapada zmrok. Pomniki dawnych mistrzów pachnące brązem układają się do snu. Garden Square na kortach w Melbourne, miejsce spotkań rozmaitych grup etnicznych z całego świata, wciąż wydaje z siebie szmer niezwykłych rozmów. Niektórzy popijają znakomite czerwone wino z zachodniej Australii, inni czytają książki, jakaś zakochana para prowadzi ożywiony dyskurs o jednoręcznym bekhendzie Stana Wawrinki. Jeszcze inni wspominają stare dzieje i okres dominacji australijskich tenisistów na legendarnych trawiastych kortach Kooyong. Starszy pan opowiada o Randolphie Lycett – mistrzu debla w Australian Open z 1905 roku.

„Lycett gasił pragnienie ginem, a kiedy kończył się gin, sięgał po szampana i biegał jak szalony po kortach Wimbledonu w latach 20-tych ubiegłego stulecia. Wiem, bo moim sąsiadem był Norman Brookes, pierwszy Australijczyk, który przełamał hegemonię Brytyjczyków w Wimbledonie. Brookes wygrał Wimbledon w 1907 roku. Kiedyś mieliśmy znakomitych tenisistów, a i panie grały cudownie: Margaret Court, Evonne Goolagong-Cawley…” – wehikuł czasu został uruchomiony.

Rzeczywiście, pomników byłych arcymistrzów jest co niemiara. Adam Skórnicki, indywidualny mistrz Polski na żużlu z 2008 roku, który spędził cały dzień w Melbourne Park, spaceruje z żoną i z córką po Garden Square. Przypatruje się każdemu pomnikowi z osobna. Czyta tabliczki informujące o osiągnięciach Lavera, Emersona, Newcombe’a, Quista, Rosewalla… Nagle do Adama, mamy i siostry podbiega najmłodsza latorośl Skórnickich i prezentuje piłkę ze świeżutkim autografem. „Tatuś, spójrz czyj podpis zdobyłem! – krzyczy szczęśliwy brzdąc. Tu podpisał się Nick Kyrgios. Trochę rozmazany, ale zatrzymał się kiedy poprosiłem go o autograf!” – mówił młody entuzjasta sportu. „Coś mnie się wydawa, żeś zakradł się do zakazanych rewirów” – fantazjuje Adam. „Nie, Kyrgios kończył trening i szedł oglądać mecz Nadala. Tak przynajmniej mówił…” – radości nie było końca. Jak smakuje teraz ten podpis 19-letniego tenisisty z Canberry? Jak zachód słońca nad Coober Pedy, przepięknym miasteczkiem rzuconym na pożarcie pustyni, gdzie wydobywa się opale…

Wędrowcy zawsze razem

Kiedy tenis był jeszcze sportem amatorskim, mało kto podróżował samolotami. Australijczyk Frank Sedgman, mistrz Wimbledonu z 1952 roku oraz mistrz Australian Open z 1949 i 1950 roku, pamięta wojaże statkiem. Na pokładzie trzeba było dbać o kondycję fizyczną, bo 5 tygodni na łajbie mogło sprawić, że mięśnie pokrywała „rdza”.

„Nie nudziliśmy się. Czytaliśmy książki, robiliśmy pompki, graliśmy w karty, tańczyliśmy wieczorami. A gdy statek zacumował na angielskim wybrzeżu, wędrowaliśmy do jednego hotelu i bywało, że spaliśmy na dachu, bo nigdy nie widzieliśmy takiego nieba. Wiem, że Europejczycy są zachwyceni rozgwieżdżonym niebem nad Uluru, świętą górą Aborygenów, ale dla nas Stary Kontynent był ogromnie ciekawy. Byliśmy jedną wielką grupą przyjaciół. Do domu daleko, więc trzymaliśmy się razem. Ja, Ken Rosewall, Lew Hoad, John Bromwich, Mervyn Rose, Adrian Quist, Ken Rosewall, Rod Laver. Musieliśmy mieć szybkie nogi, bo czasami organizatorzy tenisowych spotkań okazywali się oszustami. Znikali z walizką pełną pieniędzy, a my gnani przez dziwne owady pędziliśmy za tymi łotrzykami. Piękne czasy, nie powiem. Nie zamieniłbym się z nikim na życie” – mówi Frank, który wciąż znajduje w sobie dość energii, aby przychodzić na korty.



Nick Kyrgios jest wychowany w duchu australijskiej wspólnoty. Owszem, dziś młody kangur nie musi ścigać dyrektora challengera z Nottingham, nie musi martwić się o kwestie podatkowe. Co prawda nie prześpi się na dachu hotelu, nie będzie wyczekiwał wschodu słońca na plaży w chorwackim Umagu, ale podobnie jak Frank Sedgman ma wiernych kompanów. Wie, że w grupie jest raźniej. Przyjaźni się z Thanasim Kokkinakisem i Luke Saville. Kyrgios potrafi godzinami rozprawiać z Thanasim o zawodowej koszykówce, spierać się czy lepszą ekipę zmontował Boston Celtics czy LA Clippers, ale kiedy nadchodzi Tony Roche, Nick zamienia się w wiernego słuchacza. Szacunek dla starszych – podstawa w katechiźmie Nicka. Kyrgios nosi w sobie gigantyczne pokłady autentycznego luzu, jak zdecydowana większość Australijczyków, ale kiedy nastaje czas pracy, nie ma mowy o wygłupach. No, może przez moment, kiedy podczas treningu na kortach w Canberra dworuje sobie z Thanasiego.

„Przegrałeś z Marią Szarapową. Oddaj australijski paszport. Jak mogłeś przegrać sparingowe spotkanie z Marią?” – śmieje się Nick.

Kiedy widzi, że Kokkinakisowi robi się smutno, podchodzi i pociesza kumpla. „W porządku, też bym z nią przegrał za jakąś wspólną kolacyjkę…” - rechocze Nick.

Pyzaty brzdąc

Mama Norlaila, na którą nikt w domowych pieleszach nie powie inaczej niż Nill, kocha swojego synka, ale martwiła się kiedy młody Nick robił się „okrąglutki”. Gry komputerowe, video, energia bryzgająca z ekranu to magnes dla smyków, ale nie można dopuścić do sytuacji, w której wirtualny świat zabije rzeczywistość. Nick nie miał najmniejszej ochoty biegać po korcie, ale mama pochodząca z Malezji i sama zawodowo ślęcząca przy komputerach (jest programistką), wiedziała, że świeże powietrze dobrze zrobi malcowi.

„Wtedy złościłem się, tupałem, wrzeszczałem i za żadne skarby świata nie chciałem zakładać sportowych butów. Dziś dziękuję mamie, że zaprowadziła mnie na korty, bo to był dobry wybór. I już nawet nie złoszczę się, że nie wierzyła we mnie przed meczem z Rafą. Choć, wiecie jak to jest na tym świecie – mama nie chce, abym stracił kontakt z ziemią i za bardzo odfrunął, więc celowo mówiła, że Nadal jest poza moim zasięgiem. W głębi serca wierzyła, że jej synek pokona mistrza z Hiszpanii” – śmieje się Kyrgios.



Hisense Arena, drugi co do wielkości kort podczas wielkoszlemowego Australian Open to wielofunkcyjna arena. Gości ekspertów od netballa, kolarstwa torowego, a nawet hokeja na lodzie (w ubiegłym roku odbył się mecz gwiazd NHL: Kanada – USA). Na Hisense Arena występują też artyści, ale każdy szanujący się fan sportu w stanie Victoria wie, że to mekka koszykówki. Melbourne Tigers to najstarszy klub w męskim baskecie na antypodach. Założony w 1931 roku w… kościele. Dziś Melbourne Tigers rozgrywają swoje mecze na Hisense Arena, choć bywa, że w wyjątkowej sytuacji przenoszą się do tzw. „klatki” („The Cage”), czyli mieszczącej 3 i pół tysiąca widzów State Netball and Hockey Centre. „Tygrysy” to bardzo utytułowany zespół: 4 razy sięgnął po mistrzostwo Australii. Tyle samo tytułów ma ekipa Adelaide 36-ers, a więcej, bo 6 ma tylko klub Perth Wildcats. Młody Kyrgios ćwiczył zapamiętale sekwencje na parkiecie koszykarskim w rodzinnym mieście – Canberra, ale nigdy nie sądził, że zagra na Hisense Arena w… tenisa. „Kocham koszykówkę. Myślę, że „winowajcą” jest Clyde „The Glide” Drexler. Oglądałem go jako dzieciak w telewizji. To był dla mnie Bóg koszykówki. To co Clyde wyprawiał na parkiecie było absolutnym szaleństwem i mistrzostwem. Zawsze chciałem być takim jak Drexler. Dopiero później dowiedziałem się, że Clyde chodził do tej samej klasy z tenisistką Ziną Garrison. Co za splot…” – wyznał Kyrgios. Kiedy Nick mówi o koszykówce, odnosi się wrażenie, że podnosi się poziom wody na morzu Tasmana rozdzielającym Australię od Nowej Zelandii…

Cóż, takie są koleje losu. Clyde „Szybowiec” Drexler, urodzony w Nowym Orleanie miał grać w baseball, ale trafił do koszykówki i został legendą basketu za Wielką Wodą. Zdobył złoto na igrzyskach olimpijskich w Barcelonie w 1992 roku, a choć grał dla Portland Trail Blazers, nie sięgnął z nimi po mistrzostwo NBA. Dopiero z zespołem Houston Rockets zdobył szczyt (1995). Czy Nick Kyrgios jest równie szybki i świetnie przygotowany atletycznie jak Clyde? „Jestem pod wrażeniem możliwości fizycznych jakie posiada Nick. Oglądałem jego mecz z Benoit Paire w drugiej rundzie Australian Open’2014. Owszem, łapały go skurcze, ale przetrwał kryzys. To wciąż młody chłopak, więc musi przywyknąć do pięciosetowych maratonów. Kiedy jeździliśmy z nim na obozy tenisowe po całej Australii, odwiedzaliśmy tak dziwne miejsca jak Coober Pedy, Toowoomba, Kurri Kurri, to nie mogłem wyjść z podziwu nad atletyzmem Kyrgiosa. Poza tym, ma potężny serwis i forhend, a porusza się jak gepard. Jest równie szybki jak Drexler. Wiem o jego pasji do basketu, bo on wiecznie opowiadał o koszykówce podczas wspólnych kolacji” – mówi Mark Edney, trener od przygotowania fizycznego skrzatów w Tennis Australia.

Z dala od kanadyjskiego rapera


Kyrgios dojrzewał. Wygrał turniej ITF na Fidżi w 2010 roku, dorzucił skalp w Japan Open w 2011 roku, ale długo głowił się czy złożyć podpis pod kontraktem z Johnem Morrisem. Morris, znany tenisowy agent w Australii, dostrzegł talent Nicka już w 2010 roku. Dwa lata przekonywał rodziców Kyrgiosa, wręcz nagabywał, że warto mu zaufać. Wreszcie w 2012 roku Nick chwycił za pióro i złożył stosowny podpis. John jest dyrektorem Global Tennis Connections. Przed laty rekreacyjnie grał w tenisa, a potem trenował czołowych juniorów świata. Zręcznie porusza się w świecie tenisowego biznesu. Z kolei Simon Rea objął opieką Nicka Kyrgiosa tuż po finale juniorów Australian Open w 2013 roku, w którym Kyrgios pokonał Kokkinakisa. „Wiem, że Nick ma grę skrojoną na korty trawiaste. Serwis, forhend, bekhendowy crosscourt  bez zarzutu. Trzeba pracować nad wolejami. Pamiętajmy, że Nick wygrał finał debla juniorów w Wimbledonie w 2012 roku z Andrew Harrisem i z Thanasim Kokkinakisem w 2013 roku. On świetnie czuje trawę” – twierdzi Rea.

Kyrgios nie przepada za innym Rea, Chrisem – znakomitym wokalistą i gitarzystą z Wysp Brytyjskich. Szkoda, bo album „Auberge” jest kapitalną pozycją w dyskografii Chrisa Rea. Kyrgios lubi rap, ale nie będzie już słuchał nagrań Drake’a, popularnego kanadyjskiego wykonawcy. „To złe fluidy. Muzyka nie jest zła, ale wyrzucę do kosza utwory Drake’a, bo słuchałem go przed meczem III rundy Wimbledonu z Jirim Veselym. Wyszedłem na kort jakbym był zamroczony. Przegrywałem sromotnie z Czechem, ale na szczęście spadł deszcz. W szatni wpadłem w refleksyjny nastrój. Pomyślałem, że nie mogę się zadręczać nutą, że muszę być sobą. Wolę posłuchać Snakadaktal i City Calm Down. A ja w głębi duszy jestem romantykiem. Nie powiem, czasami lubię przespać się na barze, ale takie jest prawo młodości. Wiem jednak ile trudu włożyli moi rodzice w moją tenisową edukację, więc wiem kiedy zapala się czerwona lampka. Chcę sprawić tacie radość i kupić mu drabinę, która sama się rozkłada (tata Giorgos jest malarzem pokojowym)” – twierdzi Kyrgios, ćwierćfinalista Wimbledonu’2014.

144 rakieta na świecie i precyzyjnie rozrysowany plan działania. Kyrgios nie działa po omacku. Uwielbia spontaniczne reakcje. Kiedy zagra niebanalnego dropszota albo hot-doga z linii końcowej stojąc twarzą do siatki, siłą wyobraźni łamie obręcze na meczu Boston Celtics z Indiana Pacers. Kiedy chce zbawiać świat, siada do stołu z Johnem Morrisem i ustalają, że każdy as zaserwowany w Wimbledonie uszczupli jego konto o 5 funtów, aby wesprzeć konto fundacji „Rally for Bally”. Nick nie znał osobiście brytyjskiej tenisistki Jeleny Bałtaczy, która 4 maja 2014 zmarła w Ipswich na raka wątroby, ale Nick wie, że Jelena była dobrą kobietą. „Była częścią tenisowej rodziny i z pewnością chciała czynić dobro. Ludzie spoza szatni i kortów często myślą, że jesteśmy egoistami i myślimy tylko o sobie. To nieprawda. Kiedy posyłałam asy podczas challengera w Nottingham (Nick wygrał go przed tegorocznym Wimbledonem), pomyślałem, że można je zamieniać na coś pożytecznego. Usiadłem do stołu z Johnem i wpadliśmy na pomysł z 5-funtowym banknotem. Każdy as to 5 funtów dla Rally for Bally” – rzekł Kyrgios.

Skromna szatnia

Przed ubiegłorocznym Roland Garros, Nick nie miał wesołej miny. Nie zanosiło się na występ. Jednak kiedy Tennis Australia poinformowała Nicka, że z powodu kontuzji barku nie może zagrać jego rodak John Millman, furtka się uchyliła. Nick wskoczył do turnieju głównego jako dzika karta i w pierwszej rundzie trafił na czeskiego artystę – Radka Stepanka. Organizatorzy zaproponowali mu, że może przenieść się z ciasnej szatni pod kortem Suzanne Lenglen do obszernej i wygodniejszej pod kortem centralnym Philippe Chatrier. „Nie skorzystałem. Zobaczyłbym z bliska wielkie gwiazdy, a to rozprasza przed meczem. Zetknięcie z idolem nie zawsze jest mądrym wyborem. Idealizujemy ludzi, a ja jestem młody, więc nie wiem co by się ze mną stało, gdybym zobaczył z bliska Djokovicia czy Nadala. Wolałem zostać w starych murach” – śmiał się Kyrgios.



Stepanka pokonał w trzech setach zakończonych tiebreakami. „Kiedy spojrzałem na twarz mamy i brata, pomyślałem, że oszaleję ze szczęścia. Nigdy nie byłem tak blisko tego, aby zwariować” – stwierdził Nick. Więcej, jak sam przyznaje, nauczyła go porażka w II rundzie z Chorwatem Marinem Cilicem. „Porażki są wliczone w sport. Wiem jak komplementują mnie legendy tenisa: Rosewall, Laver i Cash, ale nie bujam w obłokach tylko odczytuję ich pochwały jako motywację do dalszej pracy. Pragnę zostać numerem 1 na świecie i nauczyć się zamawiać w polskiej restauracji. Kiedy byłem w Warszawie podczas Pucharu Davisa (13-15 września 2013 roku), mistrzem polskiej mowy był mój kolega z reprezentacji, Marinko Matosević. Potrafił zamówić makaron, pierogi, barszcz – szaleństwo. A ja siedziałem jak niemowa. To trzeba zmienić” – wyznał Kyrgios.

Australia to wyjątkowa mikstura wielu kultur. Każdy korzysta z różnorodności. Kuchnia, filozofia, obyczaje. Sam miód. Tam człowiek budzi się o 5 rano na outbacku, muchy fruwają dookoła, słychać śpiew ptaków, pięknie nuci kukabura chichotliwa, a wtedy chce się śnić. Nick, niech ten sen wciąż trwa…
Tomasz Lorek, Polsat Sport

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Komentarze