Jarek Hampel niczym Anders Michanek
40 lat temu podczas finału indywidualnych mistrzostw świata Szwed Anders Michanek nie zgubił punktu na Ullevi. Jarek Hampel pozazdrościł wielkiemu szwedzkiemu mistrzowi i w sobotni wieczór był bezbłędny w Sztokholmie. Puchar za zwycięstwo wręczył Polakowi champion z 1974 roku, Anders Michanek. Historia zatoczyła koło.
W krainie pachnącej metanolem
Skandynawia to wymarzona ziemia dla speedwaya. Tony Rickardsson wciąż jest tematem rozmów podróżnych w metrze. Tony wypromował speedway, choć Szwecja pamięta też o dawnych wielkich mistrzach. Na głównej trybunie przepięknego obiektu Friends Arena siedział pięciokrotny indywidualny mistrz świata – Ove Fundin. Nie mógł opędzić się od łowców autografów. Fundin mieszka na Riwierze we Francji, kocha słońce w St. Tropez, ale nade wszystko miłuje motocykle. Wciąż fruwa na motorze szosowym. Przemierzył ze swoim przyjacielem Stany Zjednoczone, ale nie w samolocie, jeno na jednośladzie. Pogratulować tężyzny fizycznej i pasji do sportu. W grudniu Ove, król jazdy przy krawężniku, był gościem specjalnym na gali FIM w Monte Carlo. Nie tak dawno angielscy promotorzy poprosili Fundina, aby pomógł wskrzesić żużel w Norwich. Ove bez wahania zjawił się na Wyspach. W Szwecji ludzie kochają speedway. W wagoniku podmiejskiej kolejki (zwanej po szwedzku Pendeltag), dwóch mężczyzn z błyskiem w oku rozprawiało o GP Skandynawii. Jechali na zawody z trzygodzinnym wyprzedzeniem i byli dumni, że ich kolega pracuje przy organizacji mistrzowskiego turnieju. Jako traktorzysta, więc był bliżej Fundina i Michanka, wielkich sław szwedzkiego speedwaya.
Dwaj panowie w zimowych kurtkach przybyli do stolicy Szwecji z głębokich lasów rozpostartych wokół Malilli. Chodzą na wszystkie ligowe mecze miejscowej Dackarny. To fenomen. Malilla ma 627 stałych mieszkańców, a na meczach Dackarny regularnie melduje się 3500 widzów. Traktorzyści z najbliższych okolic Malilli (region Smaland) nie mogą żyć bez metanolu. Współczują Patrykowi Dudkowi, znają wybitnych polskich żużlowców (Antoni Woryna, Zenon Plech, Edward Jancarz, Tomasz Gollob), świetnie orientują się w speedwayu. Biją brawo każdemu, nawet Kennethowi Bjerre, który po bolesnej kontuzji barku odniesionej w Vojens, zacisnął zęby i wrócił na tor. Szwedzi na trybunach to wielka klasa. Kibicowali ze wszystkich sił swoim ulubieńcom, ale doceniali wysiłek wszystkich żużlowców. Fredrik Lindgren i Andreas Jonsson przywołali ducha starych czasów kiedy stoczyli fascynujący pojedynek w 12 wyścigu. Kibice zgromadzeni pod dachem Friends Arena bili brawa na stojąco, bo odrodzony Andreas ani myślał zrezygnować z walki o zwycięstwo. Fredrik odparł wszelkie zacięte ataki starszego kolegi z reprezentacji i wygrał 12 wyścig z czasem 56,07. Co prawda zarówno Lindgren jak i Jonsson odpadli w półfinale, ale pokazali to co cenią fani speedwaya z Avesty, Hallstavik i Vastervik: walkę do ostatnich metrów. Andreas ma fenomenalną końcówkę sezonu: 15 oczek w Vojens i 12 w Sztokholmie. Jonsson traci tylko punkt do Lindgrena, Iversena i Hampela. Bitwa o ósme miejsce premiowane awansem do przyszłorocznego cyklu GP będzie niezwykle zażarta.
Na piątkowej konferencji prasowej Andreas był w znakomitym humorze. Phil Rising, prowadzący konferencję, redaktor naczelny prestiżowego tygodnika „Speedway Star”, zażartował do Andreasa, że speedway jest banalnie prosty: wystarczy tylko skręcać w lewo. Jonsson przytaknął i wyznał: „wiem o tym, bo 15 lat temu powiedział mi o skręcaniu w lewo Jimmy Nilsen. Jednak nie potrafię tego robić tak genialnie jak Greg Hancock, Nicki Pedersen i Tai Woffinden. Gdybym wiedział jakich składników użyć, aby ugotować smaczną zupę, byłbym na miejscu Grega, a jednak czegoś mi brakuje, bo byłem tylko raz wicemistrzem świata w 2011 roku”. W Andreasa wierzą jego mechanicy: Mirosław Duda i Dariusz Łapa. Dariusz obchodził swoje urodziny w dniu GP Skandynawii i doskonale dostroił motocykl Jonssona. Szóste miejsce nie jest złym wynikiem. Najważniejsze, że Andreas odzyskał wiarę w to, że znów może być szybki i groźny dla najlepszych żużlowców świata. Podobne katharsis przeżył Jarek Hampel, który w Skandynawii narodził się na nowo dzięki swoim przyjaciołom…
Oczko Jarka Hampela
Jarek lubi Szwecję. Pamięta do dziś chwile kiedy zdobywał z Kaparną Goeteborg tytuł mistrza Elitserien. Stare to dzieje, bo 2003 rok i legendarny skład z Ryanem Sullivanem, Grzegorzem Walaskiem, Rafałem Dobruckim i Kimem Janssonem, ale są skrzętnie przechowywane w sercu. Podczas piątkowego treningu Jarek wyglądał jakby chciał odfrunąć w stronę morza Beringa, ewentualnie na Gold Coast. Ma ograniczone zaufanie do ludzi, którzy przez ostatni miesiąc opluwali go snując haniebne domysły o problemach osobistych. Wróżono szybki koniec kariery Jarka, zwiastowano plagi egipskie. Tyle lat spędził w światowej czołówce, a wystarczył jeden miesiąc, aby strącić go z Hindukuszu do Hadesu… Smutne, przerażające i pouczające…
Hampel wie na kogo może liczyć. Z kim porozmawiać o wspinaczce, nurkowaniu, zębatkach, dyszach i rozciąganiu, a przy kim zamilknąć. Phil Rising przejął się spadkiem formy Jarka, ale nigdy nie przestał wierzyć w odrodzenie Polaka. Oczyszczająca rozmowa, obecność przeziębionego Rafała „Rogera” Piątka, byłego mechanika Jasona Crumpa i Magnusa Zetterstroema, czułe spojrzenia płynące od małżonki Patrycji, sprawiły, że Jarek, choć wciąż osowiały i pozbawiony skrzydeł, zaczął odzyskiwać wiarę w lepsze jutro. Słońce też wschodzi, pisał Ernest Hemingway. W Sztokholmie był zaprzyjaźniony z Jarkiem artysta z Sopotu, król tatuaży. Nie przestawał wierzyć, zakładał przynajmniej półfinał Jarka. Hampel wygrywał już GP w Malilli, był złotym medalistą juniorskiego czempionatu w Kumla. Na Friends Arena byli również promotorzy z Melbourne, którzy podglądali Szwedów i speców od układania toru. W 2015 roku ostatnia runda GP odbędzie się w stolicy stanu Victoria. Melbourne to czarodziejskie miasto, w którym ludzie uprawiają sport dla przyjemności, ale nade wszystko lubią chodzić na imprezy sportowe. Linie Etihad przetransportują tony sprzętu, a bajeczny stadion w centrum Melbourne przyjmie pod strzechy najlepszych żużlowców świata. Jarek uwielbia Australię, zna Gold Coast, a jeśli utrzyma się w czołowej ósemce GP’2014, to z pewnością rozszerzy wachlarz miejsc, które odwiedził. Kuranda, zwariowany, pradawny pociąg przemierzający lasy tropikalne i boskie plaże wokół Cairns.
Leigh Scott Adams, wicemistrz świata z 2007 roku, zapewnia Jarka, że w Cairns i Port Douglas będzie odlotowo. Ten sam Leigh Adams, który w 1998 roku zarekomendował brytyjskim promotorom Travisa McGowana i nie pomylił się. Dziś Travis pracuje w teamie Grega Hancocka, cieszy się jak dziecko na widok swoich dwóch brzdąców, mieszka w Szwecji i raduje się życiem. Ma dopiero 33 lata, ale nie zamierza wracać na tor. Wie, że ma przyjaciół dzięki którym pragnie wstawać rano z pogodnym obliczem, a przyjaciele są ważniejsi od punktów, bonusów i pucharów. Travis, podobnie jak Greg, znalazł swój mentalny dom w Szwecji. Pięć razy wygrywał mistrzostwa stanu Victoria. Ani Phil Crump, ani Leigh Adams, nie mają na koncie 5 tytułów mistrza stanowego. A Travis był mistrzem stanu Victoria i to 5 razy pod rząd. Szwecja to jego ziemia obiecana, choć ciągnęło go do Skandynawii jak Alfreda Nobla do wynalazków. McGowan wie co czuł Hampel, bo po dramatycznym wypadku w 2007 roku, niewielu było takich, którzy wierzyli w to, że Travis jeszcze potrafi skręcać w lewo. Tego się nie zapomina, ale kiedy sztylety funkcjonują jak u Brutusa, wówczas najtwardsi pękają. McGowan znakomicie czuje się w tolerancyjnym świecie szwedzkiego speedwaya i jest wdzięczny losowi, że tak go doświadczył, bo oddzielił ziarna od plew. Dziś wie komu zaufać. Nie potrafi oderwać wzroku od telewizora kiedy pojawia się relacja z futbolu australijskiego, ale nie zamierza ruszać się ze Szwecji. Miło mu, że po 13 latach Grand Prix znów zawita do Australii. Wszak to w Down Under wymyślono speedway. 26 października 2002 roku na stadionie olimpijskim w Sydney GP Australii wygrał Greg Hancock. Jakżeż przyjemnie będzie wracać do ojczyzny speedwaya, wiedząc, że Herbie ma tak miłe wspomnienia z pobytu w Nowej Południowej Walii…
Coraz bliżej Jerez de la Frontera
Tegoroczna gala FIM odbędzie się w hiszpańskim Jerez de la Frontera. Andaluzja, Picasso, doskonałe wino, piękne zabytki. Cudna data, bo 23 listopada, a więc dwa tygodnie po ostatniej rundzie Moto GP. Richard Child, menedżer Grega Hancocka, za tydzień wybiera się do Pardubic, bo młody Amerykanin Gino Manzares walczy o punkty w mistrzostwach świata juniorów. Gino nie ma szans, aby dogonić polskiego fachowca od skrętu w lewo, Piotra Pawlickiego, który jest blisko gali w Jerez. Najważniejsze, że Gino jest zapatrzony w Grega Hancocka niczym w obraz. Greg mocno ucierpiał w trakcie ostatnich 3 tygodnia. Rozliczne poparzenia na skutek upadku w Gorzowie Wielkopolskim, pęknięte kości palców w lewej dłoni i trening, który nie dawał wielkich nadziei. Przyjaciel chirurg z Goeteborga czynił cuda, ale nie dawał stuprocentowej gwarancji, że Herbie będzie kolekcjonował zwycięstwa. Wilbur, najstarszy syn Grega, nagrywał wyścigi z udziałem taty, wierzył w sukces dwukrotnego mistrza świata.
Szwedzcy dziennikarze ze Svenska Dagbladet są zachwyceni tym jak Greg płynnie posługuje się szwedzkim narzeczem. Ma żonę Szwedkę, zodiakalną Lwicę, a więc kobietę mądrą i ambitną. Wierzącą w Grega. Herbie ma szansę na trzecie złoto. Jack Milne, Sam Ermolenko i Billy Hamill mają po jednym tytule mistrza świata. Bruce Penhall, człowiek, który zainspirował Grega do jazdy na żużlu, ma dwa tytuły (1981’Wembley i 1982’Los Angeles). Jeśli Herbie obroni 12 oczek przewagi w Toruniu, poleci w listopadzie do Jerez. Będzie pięknie jak w rodzinnej Kalifornii. Można w ciemno obstawiać, że Greg zabierze swoich wrocławskich mechaników: Bogdana Spólnego, który przed laty pracował na rajdzie Dakar z Wojtkiem Renczem i Rafała Haja, byłego żużlowca Sparty Wrocław.
Greg zaczął w Sztokholmie od zera, ale w kolejnych wyścigach pokazał mistrzowski kunszt i zajął drugie miejsce. Potrzebuje 10 punktów w Toruniu, aby cieszyć się ze złota, zakładając, że Krzysztof Kasprzak powtórzy wynik Hampela z Friends Arena. Bruce Springsteen, „The Boss” ściągnął do hali w Sztokholmie komplet widzów. Greg czuje się jak adoptowany syn Szwecji. Podczas prezentacji przywitała go burza braw. To piękne, że pomimo 44 lat Hancock wciąż ma głód jazdy i nie potrafi żyć bez żużla. Greg robi teraz to co przed laty jego rodak Bruce Penhall. Wspiera Magica, Macieja Janowskiego, który będzie ścigał się w GP w sezonie 2015. Matej Zagar, zwycięzca GP Challenge świetnie spisał się w Sztokholmie, zajął 5 miejsce, zdobył 12 oczek. Dobra postawa Słoweńca zagwarantowała Maciejowi miejsce w elicie żużlowców. Greg już się cieszy, bo jeśli tylko zdrowie pozwoli, to w GP’2015 pod taśmą pojawią się dwaj przyjaciele: Kalifornijczyk Hancock i wrocławianin Maciej Janowski. Ani Alfred Nobel ani Anders Michanek nie byli w stanie tego przewidzieć...
Komentarze