Pindera: Misja wyjątkowa

Sporty walki
Pindera: Misja wyjątkowa
fot. PAP

Cel wyprawy do Moskwy jest jasny: Krzysztof „Diablo” Włodarczyk ma obronić należący do niego tytuł mistrza świata organizacji WBC, a Paweł Kołodziej odebrać pas WBA Rosjaninowi Denisowi Lebiediewowi.

Dwóch polskich pięściarzy walczących o mistrzowskie tytuły na jednej gali, to ewenement. Tylko raz doszło do takiej sytuacji, gdy w 2005 roku w Chicago Andrzej Gołota i Tomasz Adamek bili się z Lamontem Brewsterem i Paulem Briggsem.

 

Starcie „Górala” z Australijczykiem o wakujący pas WBC w wadze półciężkiej było krwawym widowiskiem zakończonym nieznacznym zwycięstwem Adamka, który zdobył wtedy swój pierwszy tytuł w zawodowej karierze.

 

Pojedynek Gołoty z Brewsterem o należący do Amerykanina pas WBO w wadze ciężkiej zakończył się szybciej niż ponad 20 tysięcy ludzi w United Center zdążyło usiąść na swoich miejscach. Polak padł trzy razy na początku pierwszego starcia i walka została przerwana.

 

Czy podobnie może być w Moskwie, gdy na ring wyjdą Kołodziej i Lebiediew ? Niczego nie można wykluczyć. Rosjanin będzie w sobotę faworytem. Jest twardym, doświadczonym zawodowcem, który toczył w swojej karierze ciężkie, krwawe wojny i Kołodzieja na pewno się nie wystraszy. Pytanie jest inne, jak zachowa się niepokonany, ale też nie sprawdzony jeszcze w trudnym boju „Harnaś”. Jeśli zachowa zimną krew i potrafi wykorzystać swoje znakomite warunki fizyczne (195 cm wzrostu), to Lebiediew może mieć trudniejsze zadanie niż myśli. Ale bardziej prawdopodobny jest scenariusz w którym Rosjanin łamie Kołodzieja i wygrywa przed czasem.

 

Tak uważa słynny amerykański trener Freddie Roach, u którego Lebiediew przygotowywał się do tej walki. Oczywiście Roach, nawet gdyby uważał inaczej, nigdy tego nie powie, ale podejrzewam, że nie przesadza, gdy mówi, że Polak nie sprosta w Moskwie mistrzowi.

 

Najwięcej zależeć będzie jednak od samego Kołodzieja, od tego jak poradzi sobie z presją i jakie warunki postawi Rosjaninowi. Jeśli twarde, bezkompromisowe, to może być naprawdę ciekawie. Ale jeśli pęknie psychicznie już w szatni, to walka skończy się szybko. Tak jak przewiduje amerykański trener mistrzów.

 

„Diablo” stawia na siebie

 

Zupełnie inaczej przedstawiają się szanse Włodarczyka. „Diablo” już raz pokazał w Moskwie co potrafi. W czerwcu ubiegłego roku znokautował tam przecież nadzieję rosyjskiego, zawodowego boksu, mistrza olimpijskiego z Pekinu, Rachima Czakijewa.

 

Owszem miał w tej walce trudne chwile, niewiele brakowało, by to Ingusz wygrał przed czasem, ale Włodarczyk pokazał charakter i to co ma najcenniejsze: nokautujący cios. Czakijew padał kilka razy, aż wreszcie walka została przerwana.

 

Nie sądzę, by Grigorij Drozd był groźniejszy od Czakijewa, ale pewnie będzie mądrzejszy o tamten pojedynek, który komentował dla rosyjskiej telewizji. I być może nie popełni podobnych błędów. Jest szybki, lepiej porusza się w ringu od Polaka i zapewne będzie chciał te właśnie atuty wykorzystać. Ale jeśli „Diablo” przegra zbyt wiele początkowych rund, to będzie musiał odrabiać straty, a wtedy różne głupie myśli przychodzą do głowy.

 

Byłby to oczywiście najgorszy z możliwych scenariuszy. Myślę, że zobaczymy inny, optymistyczny dla jedynego polskiego mistrza zawodowego boksu. Drozd poczuje się zbyt pewnie, pójdzie na wymianę i zostanie znokautowany.

 

Zbyt pięknie, żeby się zdarzyło w sobotę wieczorem ? Nie, to całkiem realny scenariusz, tylko Włodarczyk od początku walki z mistrzem Europy (Drozd odebrał ten tytuł Mateuszowi Masternakowi rok temu w Moskwie) musi wierzyć, że to możliwe i nie przespać swojej szansy. Jeśli tego nie zrobi, to na finisz może być za późno.

Janusz Pindera, Polsat Sport

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Komentarze