Mila: bohater z zaświatów

Piłka nożna
Mila: bohater z zaświatów
fot. Cyfrasport

Kto by pomyślał jeszcze tydzień temu, że jednym z większych wygranych zgrupowania reprezentacji Polski będzie Sebastian Mila? Z pewnością zdecydowana większość trzeźwo myślących ludzi kazałaby puknąć się w czoło, a jednak pomocnik Śląska z formą na reprezentację trafił celująco!

Mimo, że Mila był na zgrupowaniu przed spotkaniem z Gibraltarem to jego powołanie traktowano na zasadzie zapchajdziury. "Nikt z młodych się nie wyróżnia. Weźmy solidnego i pracowitego Milę może młodzi wezmą przykład" - mógł sobie pomyśleć Adam Nawałka powołując pomocnika Śląska. W spotkaniu z Gibraltarem Mila nie zagrał, ale wyjeżdżał ze zgrupowania pełny wiary i nadziei.

 

Ciężka praca popłaciła i 4 października przyszło powołanie na mecze z Niemcami i Szkocją. Wśród kibiców Mila jednak nadal notowań wysokich nie miał i szanse na występy dawało mu naprawdę niewielu. Choć zdarzały się opinie, że w systemie z jednym napastnikiem powinien zagrać od początku. Sebastian Mila postanowił korzystać z szansy jak najlepiej się dało. Pojawił się na zgrupowaniu jako pierwszy, a podczas konferencji prasowych emanował pozytywną energią i poczuciem humoru.

 

- Chciałbym być kapitanem, grać pod napastnikiem i strzelać wszystkie wolne - powiedział humorystycznie przed meczem z Niemcami, a wszyscy zgromadzeni parsknęli śmiechem.

 

Sen na jawie: Niemcy

 

Na Stadionie Narodowym w sobotę zasiadł komplet kibiców, a centrum prasowe dziennikarzami wypełnione było po brzegi. Wszyscy Polacy walnie zgromadzili się w Warszawie w oczekiwaniu na cud. Jakby nie patrzeć pokonanie mistrzów świata w takich kategoriach trzeba definiować.

 

 

Niemcy dominowali na boisku zdecydowanie. Mimo braku kilku kluczowych postaci w swoim zespole kreowali kolejne sytuacje, ale bramki zdobyć nie potrafili. Polacy tuż po przerwie wyszli na niespodziewane prowadzenie po trafieniu Milika, a za chwilę trzeba było uspokoić grę w środku pola. Decyzja Nawałki? Sebastian Mila! 32-latek pojawił się na boisku w 77. minucie i ze stoickim spokojem poprawnie wykonywał polecenia szkoleniowca. Tuż przed końcem regulaminowego czasu gry Mila podwyższył wynik precyzyjnym strzałem w długi słupek. Rutyna popłaciła, bo nie każdy młodzieniaszek zachowałby zimną krew uderzając na bramkę Manuela Neuera.

 

Gwizdek końcowy, niekończąca się radość i niedowierzanie. Pierwsze zwycięstwo z Niemcami w historii, a wszyscy dziennikarze walczą o wywiad nie tylko z Robertem Lewandowskim, ale również Sebastianem Milą. Wyjątkowe i pełne wdzięczności gratulacje piłkarz otrzymał również od ikony polskiego dziennikarstwa Stefana Szczepłka. Oczy Sebastiana zaszkliły się łzami wzruszenia i chyba wtedy dotarło do niego, że to nie był tylko sen.

 

Rodział drugi: Szkocja

 

W meczu z Wyspiarzami nie mógł zagrać Tomasz Jodłowiec i tym razem Sebastian Mila wydawał się wyborem racjonalnym. Nawałka postawił jednak na Mączyńskiego, który szybko odwdzięczył się trafieniem. Z upływem kolejnych minut jednak polska gra wyglądała coraz gorzej i biało-czerwoni przegrywali już 1:2.

 

Na trudne chwile potrzebna jest osobowość, która swoją postawą pociągnie zespół. Człowiek doświadczony, świadomy swoich umiejętności i rzetelnie wykonujący polecenia. Na ławce rezerwowej pełnej młodych graczy znajdował się tylko jeden zawodnik o takiej charakterystyce.

 

 

Mila pojawił się na boisku w 63. minucie i  jak za jednym machnięciem czarodziejskiej różdżki ożywił poczynania w ofensywie polskiej drużyny, a sam zawodnik hipnotyzował kolejnych defensorów. Akcja z 85. minuty zapadnie na długo wszystkim kibicom w pamięci. Mila z niebywałą gracją minął Morrisona i Browna, zakładając przysłowiową siatkę temu drugiemu, a później obsłużył Grosickiego perfekcyjnym podaniem. Wydaje się, że uderzając piłkę odbitą od słupka Sebastian Mila wpakował całą siłę, a niecelny strzał był tylko czymś w rodzaju uszczypnięcia i powrotem do świata zwykłych śmiertelników.  

 

Były zawodnik Groclinu występami w kadrze nawiązał do wspaniałych meczów w europejskich pucharach sprzed dziesięciu lat i kapitalnej bramki z Manchesterem City. Wtedy Mila ochrzczony został przyszłą gwiazdą i dyrygentem gry polskiej reprezentacji. Na swoją odpowiedź kazał czekać bardzo długo, a przy jego boku ostała się tylko nieliczna grupa wierzących. Ale było warto czekać. Wszak z mistrzami świata przecież nie wygrywa się codziennie! Miejmy nadzieję, że w roli „polskiego Solskjaera” Sebastian Mila zagra jeszcze nie jeden piłkarski akt.

Maciej Turski, Polsat Sport

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Komentarze