Tadeusz Fogiel: Złota jesień polskiego futbolu

Piłka nożna
Tadeusz Fogiel: Złota jesień polskiego futbolu
fot.Cyfrasport

Tydzień temu zapowiadaliśmy biało-czerwony październik. Dziś można już śmiało powiedzieć, że kadra spełniła oczekiwania – dała kibicom mnóstwo satysfakcji. Co prawda mankamentów było sporo, ale nawet największy krytyk nie odbierze nam boiskowych sukcesów. Bo wygrać z mistrzami świata – mimo że na własnym terenie również stracili bramkę (z Irlandią) – to historia. Największy sukces przynajmniej od 2006 roku, kiedy ograliśmy silną Portugalię.

Oba te mecze udowodniły jednak, że pod względem kolektywu, do Niemców i Szkotów jeszcze nam troszkę brakuje. Przed Adamem Nawałką nadal sporo pracy, jeśli idzie o grę zespołową. Poza tym jednak wszystko cieszy – 120 tysięcy kibiców na Stadionie Narodowym i prawie 20 milionów przed telewizorami. W listopadzie czeka nas mecz z Gruzją i oby ta dynamika sukcesu była kontynuowana. Teraz czas na chwilowe rozluźnienie.

Co najbardziej rzuciło mi się w oczy, to podobieństwo naszej kadry do drużyny sprzed 40 lat – okresowo nasi piłkarze aspirowali do miana następców Gadochy, Deyny, Szarmacha. Uwypukliło się to zwłaszcza, jeśli idzie o grę z kontrataku. Gdyby taki Kamil Grosicki zachował więcej przytomności, mógłby być najjaśniejszą gwiazdą obu meczów.

No właśnie, spotkanie ze Szkocją udowodniło, że o naszej grze wcale nie decydują ci najwięksi. Według mnie trójka: Piszczek - Lewandowski - Krychowiak, nie spełniła pokładanych w nich oczekiwań. Czy to świadomie, czy nie - nie dali z siebie wszystkiego. Natomiast w obu meczach odkryliśmy (czasem na nowo) kilku bardzo ciekawych piłkarzy, którzy mogą stanowić o sile najszej kadry w najbliższych miesiącach.

Wiadomo, wspomniany Grosicki, no ale przede wszystkim Mila, któremu zabrakło jednego precyzyjnego strzału ze Szkocja, by stać się prawdziwym bohaterem narodu. Nie można zapomnieć też o Miliku, który zdobył dwie piękne bramki. Wydaje się, że rozwiązanie z dwoma napastnikami jest więc jak najbardziej uzasadnione.

Jednak żeby dołączyć do Niemców i Szkotów, trzeba poprawić grę w środku pola. Wyglądała ona solidnie właściwie tylko wtedy, gdy na boisko wchodził Sebastian Mila, a przecież gra się przez 90 minut! No to albo tego Milę do pierwsze składu, albo poszukać jeszcze kogo innego. Zdecydowanie potrzeba kilku korekt.

Na koniec warto jeszcze podkreślić słabą postawę sędziego Undiano Mallenco, który skutecznie w drugim meczu Polakom przeszkadzał. Jednak pierwsze miejsce po trzech meczach należy do nas, a jeśli wygramy również w Tbilisi, wszyscy spędzimy spokojną zimę, wspominając złotą jesień polskiego futbolu.

Tadeusz Fogiel z Paryża, Polsat Sport

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Komentarze