Salon ostatniej szansy – tytuł mistrza dla Poole czy dla Coventry?

Żużel

Trzy punkty przewagi Piratów i walka o utrzymanie złotonośnych terenów wokół Poole. Pszczoły z Coventry będą świętować tylko wtedy, gdy wygrają przynajmniej czterema punktami z ekipą Piratów. Maciej Janowski i Przemysław Pawlicki marzą o tytule mistrza Elite League w sezonie 2014, ale Hans Andersen i Chris Harris nie zamierzają składać broni.

Sarjeant zbawi Pszczoły?

 

James Sarjeant wie co to znaczy nie mieć pracy. Banita, który zna brutalne zasady rządzące światem. Swego czasu szefostwo Dudley i Leicester oznajmiło Jamesowi, że nie są zainteresowani jego usługami. „Wiem jaki kolor mają ściany w salonie ostatniej szansy. Nie są bynajmniej różowe. W listopadzie ukończę 21 lat, a zatem nadszedł czas na poważne ściganie. W sezonie 2013 zająłem piąte miejsce w indywidualnych mistrzostwach Wielkiej Brytanii do lat 21. Obwąchałem podium, bo w półfinale siedziałem na kole Robertowi Branfordowi. Niestety, na jednym z wiraży postawiło motocykl Robertowi, wykręciłem piruet i spadłem na koniec stawki. To był dobry finał. Do końca życia nie zapomnę pojedynku z Jasonem Garritym. W 13 wyścigu tasowaliśmy się tak często, że ledwo łapałem oddech po zjeździe do parku maszyn” – wspomina James.

 

Złote szkolne czasy… Sarjeant dwukrotnie zdobywał srebrny medal w mistrzostwach Wielkiej Brytanii do lat 15. Zadebiutował w tej kategorii w 2006 roku. Wówczas pokonał go Joe Haines. 12 miesięcy później James przegrał bitwę o złoto z Danielem Greenwoodem. Dziś Greenwood jest kolegą klubowym Sarjeanta w zespole Coventry Storm jeżdżącym w National League… Dobry występ Jamesa w 2007 roku zaowocował posadą rezerwowego w finale mistrzostw Wielkiej Brytanii do lat 18. „Ależ byłem zdenerwowany. Kiedy byłem młodszy, zamieniałem się w jeden wielki kłębek nerwów. Pamiętam, że startowałem w finale juniorskim, gdy miałem zaledwie 14 lat. Wylosowałem tak fatalny numer startowy, że już w pierwszym wyścigu stanąłem pod taśmą obok Josha Auty i Lewisa Bridgera! Co za chrzest! Jednak ekstremalne warunki pracy zahartowały mnie. Moja ojczyzna ma jeden niezaprzeczalny atut: nie ma lepszej szkoły speedwaya i życia niż Anglia!” – zauważa Sarjeant.

 

covpoo1

 James Sarjeant. / fot. coventrytelegraph.net

 

Notes z zapiskami pęcznieje. James wozi ze sobą kajet i pilnie notuje w nim ustawienia sprzętu, nanosi uwagi dotyczące stanu toru i występu. Lubi pracować. Środa w Birmingham, czwartek w roli gościa ekipy Belle Vue w Swindon, piątek w Coventry przeciwko King’s Lynn, poniedziałek w Poole – to tylko wycinek z tegorocznego kalendarza startów. „Elite League zrobiła na mnie wrażenie. Pragnę się uczyć, a w przyszłości wygrywać wyścigi. Od uznanych mistrzów wiele mogę się dowiedzieć. Kiedyś oglądałem Hansa Andersena i Chrisa Harrisa na ekranie telewizora. Skoro zaoferowano mi szansę jazdy w tym samym zespole co Hans i Bomber, nie mogłem odmówić. To wspaniali kumple. Zawsze są chętni, aby pomóc, nie mają w sobie nic z gwiazdorstwa. Wiem, że w Elite League bardzo dużo zależy od rezerwowych, więc daję z siebie wszystko, bo nie chcę zawieść oczekiwań menedżera, kibiców i kolegów. Jeśli wygram kilka wyścigów w Elite League, z pewnością zostanę zauważony przez sponsora” – podkreśla James.

 

Zimą Sarjeant powziął plan jazdy w National League i Elite League. Uznał, że starty w trzech ligach to zbyt duże obciążenie dla młodego organizmu. Serwisowanie silników co 2 tygodnie, wiecznie w podróży, brak snu – to nie była zbyt ciekawa perspektywa. W sezonie 2015 chciałbym jednak regularnie ścigać się w Premier i Elite League. W poprzednim roku nakładałem na siebie zbyt dużą presję. W sierpniu zastąpiłem w Leicester kontuzjowanego Branforda. W drugim występie zdobyłem 6 oczek + bonus przeciwko Rye House i poczułem się wyjątkowo komfortowo. Niestety, pod koniec sierpnia wylądowałem na zielonej łące z Kauko Nieminenem. Nasze miejsca w składzie Lwów zajęli: Linus Eklof i Simon Nielsen. Potrzebowałem takiego wstrząsu. Wiedziałem, że muszę pokazać się z dobrej strony jako gość” – twierdzi Sarjeant.

 

James zna uczucie miękkiego gruntu pod nogami. Nie był w nowozelandzkim Christchurch kiedy ścierały się płyty tektoniczne, ale pamięta co wydarzyło się w 2010 roku. Najpierw angaż w Dudley, a potem podziękowanie za pracę i przeprowadzka do Bournemouth. Sarjeant nie odjechał nawet tuzina spotkań dla Pogan z Dudley, a już musiał ustąpić miejsca młodemu kangurowi: Micky’emu Dyerowi. James przeszedł do Bournemouth, choć stawka za punkt nie zachęcała, aby wyściubić nos spod kołdry. „Mieszkam pomiędzy Sheffield a Rotherham. Do Bournemouth miałem spory kawałek drogi, ale nie narzekałem. To mój szósty sezon w National League. Debiutowałem w Scunthorpe w 2009 roku. Pewnie nigdy nie wsiadłbym na motocykl żużlowy, gdyby nie mój tata. Mark (ojciec Jamesa) pracuje jako mechanik samochodowy w firmie Don Valley Self Drive.

 

Ta firma przez lata wspierała klub Sheffield Tigers, a ponadto pomagała Seanowi Wilsonowi (brązowy medalista indywidualnych mistrzostw Europy juniorów z Zielonej Góry’1987) i Martinowi Morleyowi. Mój tata dostał kilkanaście darmowych biletów jako sponsor i pewnego wieczora poszliśmy z jego kolegami na speedway. Owlerton (stadion Tygrysów) to obiekt z klimatem. Spodobało mi się, przeżywałem wyścigi, a tata zaprowadził mnie do parku maszyn. Sean Wilson podniósł mnie do góry i zapytał: hej, smyku, nie chcesz poślizgać się na żużlówce? W Sheffield mamy tor dla szkrabów. Zacząłem starty na PW80, potem tata kupił mi motor z silnikiem o pojemności 150 ccm, a ja robiłem postępy. Martin Morley, na którego wszyscy wołają Enz, zaproponował ojcu, że będzie dbał o moje motocykle. Tata uznał, że nie musi być moim jedynym mechanikiem i chętnie oddał posadę „pierwszego klucza”. Enz to wspaniały kumpel. Bardzo mi pomógł. Dzięki niemu lepiej rozumiem speedway…” – wyznaje James.

 

W Poole obok Enza pojawi się Sean Wilson. Sean, dozgonny przyjaciel Havelocka, będzie doglądał sprzętu Sarjeanta w najważniejszym meczu sezonu. Gdy Garrity wykręcił 17 punktów na wyjeździe z Wolverhampton, James zakupił silnik od Wilsona. Uzbierał pieniążki na szybką „szafę” (silnik w slangu żużlowców) i utonął w oceanie szczęścia. Sarjeant może być kluczem do metamorfozy Pszczół w rewanżowym meczu finału play-off. Byłby to piękny prezent na 21 urodziny…

 

Poole Pirates według Rega Fearmana

 

Współcześni Piraci to zespół odnoszący sukcesy i pławiący się w mentalnym luksusie. Wierni kibice, świetna kondycja finansowa, dobra frekwencja, znakomita atmosfera, tytuły mistrza Elite League 2003, 2004, 2008, 2011, 2013… Jednak nie zawsze było tak różowo jak za czasów Matta Forda. 30 lat temu promotorem był Reg Fearman, którego kibice nazywali „Fearless” (Nieustraszony). Niebanalny szef. Obiecał, że wyda książkę wtedy gdy większość rywali z toru będzie spoczywała w trumnie i słowa dotrzymał. Z aptekarską dokładnością opowiada o długoletniej walce z rakiem… Kiedy słuchacze przekonani są, że Reg cudem pokonał nowotwór, Fearman skręca w lewo i wyjaśnia, że to nie on mocował się z rakiem, tylko jego żona, „biedaczysko” Joan…

 

Fearman nie znał terminu: bezczynność. W połowie lat 60-tych wskrzesił Halifax, a ludziska znów zaglądały na legendarny obiekt The Shay. Następnie Reg wykupił udziały Wally Mawdsleya w Exeter. Kiedy został właścicielem Poole Pirates, Fearman zwykł mawiać: „Jeśli masz kłopoty finansowe, czas najwyższy, abyś usiadł za kierownicą Rolls Royce’a. Ludzie mają widzieć, że miewasz się doskonale, a bankructwo nie zagląda ci w oczy”. Fearman przejął klub Poole Pirates, który przeżywał prosperitę za kadencji rodziny Knott. Niestety, przejęcie klubu zbiegło się w czasie ze śmiercią Charlesa Foota – księgowego Poole i przyjaciela Fearmana.

 

Reg Fearman

Reg Fearman. / fot. classicspeedway.co.uk

 

„Pamiętam bankiet przed finałem światowym na Wembley w 1978 roku. Charles był dyrektorem stadionu przy Wimborne Road i prezydentem BSPA (stowarzyszenia promotorów brytyjskich). Byłem zaproszony na bankiet wraz z małżonką Joan. Impreza odbyła się w piątek 1 września 1978 roku w Royal Automobile Club. Charles był w transie. Wszedł na mównicę i zaczął ostro krytykować brytyjskie władze za to, że Wembley straciło dawny blask. Uważał, że finały światowe nie powinny odbywać się nigdzie poza Wembley. Żadne Ullevi, żaden Stadion Śląski. Podczas bankietu odznaczono Nelsona Millsa Baldwina. Nelson był moim dobrym kolegą. Wziął mnie na bok i zaczął wypytywać jakich ziół spróbował Charles. Przekonywał mnie, że bankiet to nie jest miejsce, aby krytykować władze. Uspokoiłem go, wypiliśmy drinka, a po bankiecie odprowadziłem Charlesa do taksówki. Charles i jego córka Sandy byli zakwaterowani w Strand Palace Hotel. Następnego dnia, 2 września rozegrano finał światowy na Wembley. Trzeci tytuł mistrza świata zdobył Ole Olsen, ale złoto Duńczyka nie było dla mnie najważniejsze. Około południa zadzwoniła córka Charlesa, Sandy. Łamiącym się głosem wyznała, że Charles nie żyje. Zjadła śniadanie, wyszła z ojcem na zakupy. Charles źle się poczuł w drodze do hotelu. Chciał odpocząć. Zerwał się do pisania, skreślił kilka słów, po czym dostał atak serca i zmarł… Świat bez Charlesa Foota już nigdy nie był taki sam. To był mózg Poole Pirates…” – wspomina Fearman.

 

Reg kupił Poole za 125 000 funtów. Fearman odczuwał brak Charlesa Foota. Zatrudnił człowieka – pomyłkę, Terry Chandlera. Terry miał parę funtów przy duszy, pozował na znawcę speedwaya. „Kiedy mieliśmy rozegrać test mecz: Anglia – USA, Terry wpadł na pomysł, aby zapalić lampy wokół toru. Przekonywał nas, że skoro rozbłysną lampy, wówczas tor szybciej będzie się osuszał… Potrzebowałem fachowca, a nie błazna… W 1978 roku średnia widzów na meczu rozgrywanym przy Wimborne Road wynosiła 3662. Niestety, pod koniec 1984 roku na mecz Piratów przychodziło około 1900 kibiców. Poole zapłaciło za transfer Scotta Autreya z Exeter okrągłą sumkę 25 000 funtów. Kevin Smith z Rye House oznaczał wydatek 10 000 funtów, a John Davis uszczuplił kieszeń Fearmana o 20 000 funtów przechodząc z Reading do Poole. Jednak najgłośniejszym transferem było przejście Mike The Bike’a – Michaela Lee z King’s Lynn. To był 1983 rok. 39 000 funtów rozłożone na 3 lata. Liczyłem, że Mike przyciągnie na trybuny rzesze nowych sympatyków speedwaya. Myliłem się…” – wspomina Reg.

 

W pierwszym sezonie startów Michaela Lee w barwach Piratów, frekwencja spadła o 5%. Podczas meczu ligowego w King’s Lynn, mistrz świata z 1980 roku był tak wściekły na sędziego, że zawrócił na pierwszym wirażu i w tempie żółwia cierpiącego na katar, zaparkował motocykl na linii start/meta. Jakby tego było mało, Lee wdrapał się na wieżyczkę i zagroził sędziemu Johnowi Eglese utratą życia. „Michael szalał będąc pod wpływem środków odurzających. Do swoich kolegów z parku maszyn zwracał się w tonie: wszystkich was pozabijam. Zawieszenie na 5 lat było balsamem dla zdrowia rywali, ale klęską dla Poole. „Nasz dług w National Westminster Bank sięgał 100 000 funtów. Na Wyspach panowała recesja, więc bank nie okazał miłosierdzia i zażądał zwrotu użyczonej kwoty. Dałem osobiste gwarancje bankowi, że spłacę dług. Wielu zawodników ucierpiało na zachowaniu Mike. Pieniądze pozyskane z testimonialu Neila Middleditcha powędrowały do banku w ramach spłaty zadłużenia. Biedny Neil, tak mi go szkoda… Kilka osób twierdziło, że pieniądze z testimonialu Middlo popłynęły do mojej kieszeni, a to nieprawda. Straciłem renomę i 250 000 funtów za czasów prowadzenia Poole Pirates” – wyznaje Reg Fearman.

 

W życiu żużlowca deszcz i szaruga przeplatają się ze słonecznymi dniami. Reg zaczynał w obskurnym mieszkanku na East End w Londynie. Jako brzdąc mógł pomarzyć o toalecie. Fearman musiał załatwiać potrzeby w toalecie umieszczonej na korytarzu. Toczył bójki z sąsiadami. Siadał na balkonie i marzył o godnym życiu. Zadebiutował (nielegalnie) tuż po 15 urodzinach w Rye House w 1948 roku. Wykręcił 11 punktów i został okrzyknięty wielkim talentem. Zbił fortunę na startach i kupił sobie przepiękny teren przy Tamizie. 25 akrów, cudny dom w stylu wiktoriańskim. A następnie wszystko stracił wikłając się w rolę promotora i rozwodząc z hektarem żon… Poole Pirates przetrwało burzliwy okres i dziś wspomnienie o Regu Fearmanie jest tylko bolesnym grymasem na twarzy stałych bywalców obiektu przy Wimborne Road…

 

Zapracowani Piraci

 

Vaclav Milik mieszka w samolocie. Zdobył tytuł indywidualnego mistrza Czech, cudnie śmigał w Pradze i Brezolupach, ale jest bezbronny wobec kaprysów aury. W środę 15 października wpatrywał się w krople deszczu bębniące o klubowy budynek Poole Pirates. Przełożono drugi półfinał z King’s Lynn, ale Vaclav musiał wstać o brzasku, aby zdążyć na samolot do Prahy. Wylądował na Ruzyne, zjadł pyszne śniadanie, odwiedził Marketę, po czym dowiedział się, że pierwszy finał czeskiej ekstraligi nie dojdzie do skutku. Zły stan toru i deszcz i kolejna wyprawa na praskie lotnisko Ruzyne. Przelot na Wyspy i występ w pierwszym finale z Coventry Bees. Kontrowersyjne wykluczenie Sarjeanta i wygrana nad Bomberem Harrisem, po czym szybkie pakowanie walizki i lot do Czech. Lądowanie i podróż busem do Divisova na mistrzostwa Europy w jeździe parami. 15 punktów + 2 bonusy w 6 startach i złoto dla Czech wywalczone w parze z Eduardem Krcmarem. Normalnie przespana noc i w poniedziałek przelot na Wyspy… Istne szaleństwo…

 

Maciej Janowski też nie narzeka na nadmiar snu. W czwartek w błotnistej mazi dzielnie walczył o każdy punkt w półfinale z King’s Lynn Stars. W piątek jechał jak profesor na Brandon Stadium. W sobotę lot do Polski na Ligę Mistrzów w Zielonej Górze. W niedzielę występ w kosmicznie cudnym turnieju w Lesznie z okazji 21 lat startów Adama Skórnickiego. Szczypta snu i lot o 7.20 z przyjacielem Przemkiem Pawlickim. Polscy żużlowcy są tak zachwyceni wizją finału w Poole, że magazynują całą energię na decydujące starcie z Pszczołami z Coventry. Zarówno dla Magica jak i dla Przemka tytuł mistrza Elite League jest szalenie istotny i niezwykle prestiżowy.

 

O ile Piraci ostro wiosłują i niestraszne są im żadne szkwały, o tyle Pszczoły zwolniły tempo. Co prawda Gary Havelock zapowiada walkę o tytuł do ostatniego tchu, ale chłopcom z Coventry na horyzoncie towarzyszy posmak rdzy. W niedzielę 5 października Hans Andersen ścigał się w Svitkovie-Pardubicach w legendarnej Zlatej Prilbie. Duńczyk chciał być równie skuteczny jak Czechosłowak Zdenek Pohl w 1929 roku, ale „Kaczce” starczyło sił jedynie na finał pocieszenia, w którym pokonał zestaw: Pepe Franc, Timo Lahti, Kenneth Bjerre, Chris Harris, Ales Dryml. Dzień później „Ugly Duck” pojechał na przyzwoitym poziomie na Abbey Stadium w meczu z Rudzikami (6 + bonus w 4 startach). Potem nastała długa przerwa w startach aż do 17 października i gołym okiem widać było, że przesympatyczny Andersen „rdzewieje”. Czy obudzi się i wykorzysta wiedzę o torze Piratów zdobytą w latach 2001, 2002 i 2009? Hans lubi ten obiekt, zdobywał na nim Drużynowy Puchar Świata, ale finał Elite League to wyjątkowy drenaż mentalny, więc Duńczyk nie będzie miał łatwo.

 

W sukces Pszczół święcie wierzy Bomber Harris. „Wciąż dudnią mi w uszach śpiewy fanów skandujących moje nazwisko podczas finału w 2010 roku. Mam spore doświadczenie w decydujących bitwach. Dwa lata temu wspierałem Poole w finale ze Swindon Robins i nie wszystko poszło po mojej myśli. Rok temu awansowałem do finału z Birmingham Brummies i znów się potknąłem. W tym roku znów w finale walczę z Poole Pirates, więc czas najwyższy, aby sprawić prezent kibicom” – zapowiada trzykrotny indywidualny mistrz Wielkiej Brytanii.

 

Wśród Pszczół jedynym, który nie narzeka na brak zajęć jest Kyle Howarth. 11 października w meczu play-off Premier League rozegranym w Berwick, Kyle zdobył 4 oczka + bonus dla Komet z Workington. W piątek Kyle błyszczał podczas pierwszego finału play-off Elite League (10 oczek), a 18 października Howarth zgromadził 13 oczek + bonus w meczu Premier League: Workington Comets – Edinburgh Monarchs. Howarth może przechylić szalę na korzyść Pszczół, bo jest w niesamowitym gazie. Pytanie tylko czy Piraci pozwolą Pszczołom na harce. Urodzony na Playa de las Americas na Teneryfie Benji Compton nie dopuszcza myśli o porażce Poole. Dlaczego? Benji wydawał się być stracony dla speedwaya. Co prawda nieźle wypadł w debiucie dla Newcastle Diamonds w 2002 roku, ba, był nawet mistrzem Conference League w 2008 roku. Jednak postanowił zmienić profesję i nauczył się trudnego fachu jakim jest fryzjerstwo. Przed laty bardzo modne w Poole było strzyżenie żużlowców przez przygodnie zapoznane w pubie panie. Benji co prawda nie czesze wielkich gwiazd show biznesu, bo rok temu wrócił na tor i odjechał 21 spotkań w barwach Kent Kings. Jednak wie jak trzymać nożyczki i zrobić szaleństwo na głowie, więc skoro obiecał żużlowcom Poole zwariowany wieczór po obronieniu tytułu mistrza Elite League, to żal nie skorzystać z takiego wyboru, prawda Piraci?

 

Załóżmy opaskę na lewe oko, postawmy dzban miodu na stole, pocałujmy zębatkę nr 55, zróbmy bałagan na głowie (wszak Benji nas wirtualnie uczesze) i zajrzyjmy po raz ostatni w tym sezonie na tor w Poole, który pachnie niestygnącym strumieniem emocji…

 

pszcz1

Wielkie żużlowe emocje, 20 października, Polsat Sport, godz. 20.30.

Tomasz Lorek, Polsat Sport

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Komentarze