Persona non grata znów w roli kata? Kalendarium banicji Luisa Suareza

Piłka nożna
Persona non grata znów w roli kata? Kalendarium banicji Luisa Suareza
fot: PAP/EFE
Trudno o lepszy moment na oficjalny debiut w barwach Barcelony niż Gran Derbi

Bohater, geniusz, za chwilę przestępca, świr. Później był jeszcze męczennikiem, skazanym przez bandę faszystów, ofiarą bezdusznej korporacji, a Diego Maradona – kpiąc sobie z FIFA – wysyłał go nawet do Guantanamo. Dziś wraca. Co robił przez te cztery miesiące? Ile razy zmieniał zeznania, dlaczego trenował w ukryciu i skąd otrzymał najdziwniejszą ofertę? Wszystko to w obszernym kalendarium banicji Luisa Suareza.

„Jak stracić przyjaciół i zrazić do siebie ludzi” - dobra brytyjska komedia, w wykonaniu Urugwajczyka stała się raczej dramatem. Trwała dwie sekundy. W ich trakcie Suarez stracił całą wartość marketingową, cztery miesiące gry, zaprzepaścił wspaniały sezon (Piłkarz Roku w Anglii, Europejski Złoty But) oraz szansę na mundial życia. Zyskał depresję i reputację zbira. Wylądował na moralnym dnie, a dziś – chyba za sprawą opatrzności – wraca prosto na najważniejszy mecz sezonu. Z Realem w Madrycie.

Prześledźmy to jeszcze raz – od ugryzienia Chielliniego, przez transfer do Barcelony, aż po El Clasico na Bernabeu.


Mundial w szczękach Suareza (24 czerwca)


- Był jak wąż, który oplótł się wokół mnie i ukąsił. Niestety, FIFA nic mu nie zrobi, bo chce, by tego typu gwiazdy grały na mundialu – mówił wściekły Giorgio Chiellini zaraz po meczu. - Takie rzeczy zdarzają się w polu karnym. Po prostu zderzyliśmy się ramionami, a ja jeszcze wyłapałem cios w oko. Nic nie widziałem. Faktem jest, że Chiellini fatalnie zachowuje się na boisku. Oczywiście, to świetny piłkarz, ale jako człowiek jest dla mnie olbrzymim rozczarowaniem – kontrował na gorąco Suarez.

Luis Suarez ugryzł Giorgio Chielliniego tak mocno, że rozbolała go szczęka / fot. PAP


Wtedy jeszcze nie wiedział, że choć ugryzienie umknęło uwadze sędziego – a przecież wykluczyć go może tylko czerwona kartka – FIFA po raz pierwszy w historii zastosuje tzw. sankcję wsteczną... Cały Urugwaj pogrążył się w euforii (awans do 1/8), Włochy w rozpaczy (przegrana 0:1 i powrót do domu), a na świecie rozpętała się dyskusja. Eksperci szybko przypomnieli sytuację z 2010 roku, kiedy Suarez ugryzł po raz pierwszy i z 2013 roku, kiedy ugryzł po raz drugi. To już przecież recydywista! - orzekł zgodnie cały piłkarski świat. Najdobitniej podsumował go Jerome Valcke, sekretarz generalny FIFA: - Facet powinien się leczyć.


Wyrok jak za zabójstwo (26 czerwca)


Jednak gdy zapadł wyrok, środowisko nie dowierzało. Kibice podzielili się na dwa obozy – tych którzy swój gniew podtrzymywali, i tych którzy przelali go na FIFA. Sankcje były naprawdę drakońskie: zawieszenie na dziewięć spotkań reprezentacji, nie licząc sparingów, więc automatycznie Suarez traci całe Copa America 2015; wykluczenie z jakiejkolwiek aktywności piłkarskiej na cztery miesiące (zakaz trenowania z zespołem, zakaz rozgrywania meczów, a nawet wstępu na stadion) oraz grzywna w wysokości 100 tysięcy franków szwajcarskich...

- Dlaczego od razu nie wyślą go do Guantanamo?! Czy Luis kogoś zabił? - kpił Diego Maradona. - FIFA to banda sk...ów! Mogli go ukarać, ale nie stosując faszystowskie sankcje! - wtórował mu prezydent Urugwaju, Jose Mujica. Samego Suareza tak przeraził rozmiar kary, że momentalnie zmienił taktykę. - Po kilku dniach spędzonych z rodziną mogłem odzyskać spokój i przemyśleć to, co się stało. Chcę wyrazić głęboki żal, przeprosić Giorgio Chielliniego i całą piłkarską rodzinę oraz przysiąc, że to już nigdy się nie powtórzy.

Wyrok jednak zapadł. „El Pistolero” został wygnany. Pozostał już tylko Trybunał w Lozannie.


Absurdalna oferta z Kosowa (30 czerwca)


W międzyczasie do Liverpoolu wpłynęła nietypowa oferta – z prośbą o wypożyczenie Urugwajczyka zwróciła się kosowska Hajvalia. Klub nikomu nie znany, bez historii ani przyszłości. Wyglądało to mniej więcej tak: „Jako że nasz kraj nie jest członkiem FIFA ani UEFA, Luis Suarez będzie mógł trenować i grać w lidze do woli. Za 120-dniowe wypożyczenie możemy wam zaoferować 25 tysięcy funtów, a samemu zawodnikowi – 1200 funtów tygodniowo.”

Propozycja zarazem przerażająco absurdalna – Suarez zarabiał w Liverpoolu 200 tysięcy funtów tygodniowo, za co mógłby wykupić chyba całą tamtejszą ligę – ale i na swój sposób genialna. Piłkarz nigdy się jednak do niej nie odniósł.


Katalońskie spełnienie marzeń (11 lipca)


W Barcelonie łatwo z ludzi nie rezygnują. W 1990 roku trzymali stronę Christo Stoiczkowa, gdy ten umyślnie nadepnął sędziego Urizara Azpitarte, a w 2014 roku przyjęli pod swoje skrzydła największego skandalistę mundialu. Koszulki z nazwiskiem Suareza pojawiły się w klubowym sklepie już 4 lipca, choć transfer ogłoszono dopiero 11. Incydent z Chiellinim w niczym tu nie przeszkodził – Urugwajczyk z miejsca stał się trzecim najdroższym piłkarzem w historii (81 milionów euro), zaraz po duecie Cristiano Ronaldo-Gareth Bale. No i spełnił marzenie.

Koszulki Suareza trafiły do sklepów na tydzień przed oficjalnym ogłoszeniem transferu / fot. PAP


- Gdy już myślałem, że moja kariera legła w gruzach, zadzwonił Pere (Guardiola, agent piłkarza – przyp. red.) z wiadomością, że przechodzę do Barcelony. Rozpłakałem się, bo myślałem, że już mnie skreślili. Nagle dostałem olbrzymiego kopa. Od dziecka jestem przecież fanem Barcy, oglądałem z trybun 5:0 z Realem, 4:1 z Arsenalem, 1:0 z Espanyolem, po cudownym golu Iniesty i wiele innych meczów. A przecież w Hiszpanii mieszka jeszcze rodzina mojej żony! Naprawdę, to jakiś cudowny sen – mówił.


Nietypowy okres przygotowawczy w Pirenejach (19 lipca – 13 sierpnia)


Najdobitniej o wymiarze swojej kary, Suarez przekonał się 19 lipca, kiedy rozpoczął okres przygotowawczy. Kontakt ze sztabem szkoleniowym Barcy – zabroniony. Jakakolwiek współpraca z klubem – odpada. Ćwiczenia na profesjonalnych obiektach sportowych – nie wchodzą w grę. Prawnicy doradzili mu zresztą trening w ukryciu, w obawie przed ewentualnymi zdjęciami, które mogą zostać przez FIFA źle zinterpretowane. Plan zajęć miał ułożyć sobie sam, albo z pomocą trenera-amatora. Totalna izolacja, która – według niektórych ekspertów – była naruszeniem prawa do wykonywania zawodu...

- Ćwiczyłem na siłowni, trenowałem w kwadracie 10 na 10 metrów. To było straszne. Nie czułem się jak profesjonalista. Musiałem unikać kamer i paparazzi. Miałem wrażenie, że ukrywam się, robię coś, czego nie powinienem. Ale zawsze powtarzałem sobie, że to mój błąd, więc muszę go odcierpieć. Teraz wiem na pewno, że już nigdy czegoś takiego nie zrobię – mówił. I tak upłynął mu miesiąc w Pirenejach. W międzyczasie wysyłał esemesy do Brendana Rodgersa, motywował starych kolegów, a w Liverpoolu stwierdzili, że jego serce pozostało na Anfield.


Do Lozanny po sprawiedliwość! (14 sierpnia)


Nadszedł długo wyczekiwany moment – apelacja w CAS. Połączone urugwajsko-katalońskie siły, z agentem Pere Guardiolą i adwokatem Alejandro Bialbim (z którego usług korzystała też Legia Warszawa) na czele, eskortowały Suareza aż do samej Lozanny. Przesłuchanie trwało od 8 do 15:30, a po jego zakończeniu prawnik piłkarza wyznał: - Luis był szczegółowo wypytywany i miał okazję swobodnie wyrażać swoje zdanie. Teraz podejmą decyzję w ciągu ośmiu albo dziesięciu dni. Piłkarz był zrelaksowany, choć niepokoił się, że musi trenować w odosobnieniu. Ja jestem usatysfakcjonowany.

Te słowa przywróciły nadzieję. Mówiło się o skróceniu kary do miesiąca w klubie i pięciu meczów w kadrze. Media były o tym wręcz przekonane. Ale CAS nie kazał im długo czekać – już sześć dni po spotkaniu sprowadził wszystkich na ziemię: „Decyzja zostaje częściowo podtrzymana, a werdykt jest ostateczny. Kara dyskwalifikacji była proporcjonalna do popełnionego przestępstwa, jednak nadmierna do stopnia winy. Dlatego znosimy z Luisa Suareza zakaz stadionowy, przez co rozumiemy udział w treningach i meczach towarzyskich. Nadal jednak nie może występować w spotkaniach o stawkę.”.

Szczęście w nieszczęściu. Urugwajczyk już dzień później trenował z zespołem.


Prezentacja i debiut w Barcelonie (18, 19 sierpnia)


Puchar Gampera. Turniej rokrocznie organizowany przez Barcę na cześć jej założyciela. Tym razem rywalem meksykański Club Leon. Na trybunach 70 tysięcy kibiców, którzy w 77. minucie zgodnie wznoszą okrzyk: „Niech żyje Luis!”. W końcu karta się odwróciła. I mimo że „El Pistolero” nie zdobył w tym meczu bramki – choć Barca wygrała 6:0 – zaraz po końcowym gwizdku stwierdził, że jest najszczęśliwszym człowiekiem na świecie.

Luis Suarez wreszcie gra na Camp Nou. Okazją mecz o Puchar Gampera / fot. PAP


Dzień później oficjalna prezentacja, konferencja i kilka ważnych słów. - Uprzedzę wasze pytania: tak, rozmawiałem już ze specjalistami, mam nawet swojego osobistego psychologa. Robimy wszystko, aby ten czerwcowy incydent już nigdy się nie powtórzył. Reszta niech zostanie za kulisami. Ponadto chcę podziękować klubowi za wsparcie okazane mi w ostatnich tygodniach. Bez was bym się nie podniósł. Obiecuję, że odtąd będzie już tylko lepiej.


Gole z Indonezją w cieniu zbędnych kilogramów (24 września)


Jak zapowiedział, tak zrobił. Miesiąc później rezerwy Barcy podejmują młodzieżową kadrę Indonezji. Suarez rozgrywa cały mecz, zdobywa dwie bramki, a na tablicy świetlnej znów wynik 6:0. Po końcowym gwizdku na boisku wbiega jego córka. Ojciec czule ją przytula, całuje, po czym odsyła do matki. To zupełnie inny Luis Suarez niż ten sprzed trzech miesięcy.

„Dobry mecz z Barcą B. Jestem wdzięczny trenerowi i drużynie za tę szansę. Teraz czas wspierać kolegów” - chwilę później jest już na Twitterze. Barcelona właśnie podejmowała Malagę. Pytany przy okazji jak znosi karę, odpowiedział: - Naprawdę cierpię. Jestem zawieszony jeszcze na kilka spotkań i czuję się strasznie bezsilny.

Powodów do zmartwień dołożyli mu dziennikarze z Madrytu, którzy po meczu stwierdzili, że ma nadwagę i wygląda jak były piłkarz... - Luis gruby? - zdziwił się trener Enrique. - Jest naturalnie krępym zawodnikiem, a od czasu przybycia na Camp Nou pracuje głównie nad muskulaturą. Stąd ta postura. Jeśli chcecie, damy mu liposukcję, ale nie sądzę żeby jej potrzebował – uciął temat szkoleniowiec.


Syndrom niebieskiej koszulki (10, 13 października)


Wkrótce Suarez wrócił też do kadry. Tym razem nie zadziwił bramką – choć to właśnie po jego woleju piłka trafiła w słupek, a rywal sam wpakował ją sobie do siatki – lecz zachowaniem dla wielkich stadionów zupełnie egzotycznym.

W drugiej połowie podszedł do arbitra, zapytał, podziękował i... pobiegł do toalety. Sytuacja tym bardziej kuriozalna, że zaraz po powrocie, niemalże z biegu, wypracował wspomnianą bramkę! Urugwaj zremisował z Arabią Saudyjską 1:1, a niesforny piłkarz, mimo że zszedł w 70. minucie, znów zapisał się w pamięci. Niebieska koszulka ma na niego niepokojący wpływ.

Trzy dni później obyło się jednak bez faux pas. „El Pistolero” rozegrał 80 minut, strzelił dwa gole, a Urugwaj pokonał Oman 3:0. Były to jego trafienia numer 41. i 42. – drugi najlepszy strzelec Celestes, Diego Forlan, ma ich tylko 36.


„Złotego Buta dedykuję rodzinie” (15 października)


Wracając z Bliskiego Wschodu, Suarez zahaczył jeszcze o Zurych – Złoty But sam się nie odbierze. Na uroczystości wstępnie miał być także Ronaldo, który w sezonie 2013/14 strzelił tyle samo bramek (31), ale po transferze Urugwajczyka do Barcy... Umówił się z FIFA na osobny termin w listopadzie.

Luis Suarez z żoną Sofią Balbi, której zadedykował nagrodę Złotego Buta / fot. PAP


Po odebraniu statuetki z rąk Kenny'ego Dalglisha, zawodnik gorąco podziękował kolegom z Liverpoolu, podkreślił ich udział w swoim sukcesie i zwrócił się do rodziny: - Nagrodę dedykuję żonie i dwójce dzieci. To moje największe skarby. Byli ze mną w tamtych pięknych dniach i wtedy, gdy moja kariera legła w gruzach. Na początku nie chciałem nikomu nic mówić. Zamknąłem się z nimi daleko od świata, ale po wielu namowach, w końcu poprosiłem o wybaczenie i poczułem ulgę. Dziękuję wam za to!


Powrót króla? (25 października)


Koniec, finito. Luis Suarez wraca do żywych akurat w przeddzień derbów Europy. Ślepy los, a może większy plan? - Nic nie nie dzieje się bez przyczyny. Spośród wszystkich 19 drużyn gramy akurat z nimi. To szansa od Boga, którą muszę wykorzystać – twierdzi sam zainteresowany.

Po chwili jednak dodaje: - Broń Boże, nie śmiałbym powiedzieć Luisowi Enrique, że chcę zagrać na Bernabeu. On to wie. Nie będę jednak zły, gdy usiądę na ławce.

Barcelona wygrała siedem z ośmiu meczów La Liga. Duet Neymar-Messi dopełnia się znakomicie. Czy Suarez – przykładem tercetu BBC (Bale-Benzema-Cristiano) – wplecie się jakoś w ten system i wzniesie Barcę na wyższy poziom? – Po to tu przyszedłem! Muszę udowodnić, że moja Barca będzie odnosić sukcesy – zamyka temat „El Pistolero”.

*****
A co tak naprawdę powstrzyma go przed gryzieniem?

Pięcioletni kontrakt Suareza (12,5 mln euro rocznie) zawiera tzw. „bite clause” – jeśli ugryzie, płaci 3,78 mln euro. Brak w nim jednak zapisu o jakimkolwiek kagańcu, jak zapowiadał choćby „Daily Mirror”.

Rafał Hurkowski, Polsat Sport

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Komentarze