Maciej Zieliński: połączyć siły wielu środowisk

Koszykówka
Maciej Zieliński: połączyć siły wielu środowisk
fot. PAP/Maciej Kulczyński

Harmonijna współpraca wielu środowisk, połączenie sportu, biznesu i polityki to klucz do sukcesów koszykówki - uważa były reprezentant Polski, a obecnie poseł Maciej Zielińskiego, jeden z trzech kandydatów na stanowisko prezesa PZKosz

PAP: Dlaczego zdecydował się pan na kandydowanie na stanowisko prezesa PZKosz.?

 

Maciej Zieliński: Od lat jestem zaangażowany w koszykówkę na wielu płaszczyznach i w wielu rolach. Najpierw jako zawodnik klubu i reprezentacji, a po zakończeniu kariery sportowej jako samorządowiec i poseł. Uczestniczę także w odbudowie od podstaw Śląska Wrocław. W ostatnich miesiącach wielokrotnie spotykałem się z propozycjami zaangażowania się w prace związku, w przeprowadzenie zmian, jakich wymaga dyscyplina. Wiem, że wiele osób uważa, iż mogę w tym pomóc. Wierzę, że będę potrafił zmienić obecnie funkcjonujący układ. Znam koszykówkę od podszewki, zasady funkcjonowania i finansowania sportu na poziomie samorządu, jak i parlamentu. To mój atut.

 

PAP: W pana ocenie, co było dobrego, a co nie udało się w minionej kadencji władz związku?

 

M.Z.: Nie chcę rozliczać obecnych władz, wytykać błędów, zwalczać czy eliminować. Chcę pracować dla dobra dyscypliny. Jestem przekonany, że tylko połączenie siły wielu środowisk, szukanie optymalnych rozwiązań dla dyscypliny, a nie poszczególnych grup, może dać sukces, na który kibice naszej dyscypliny od dawna czekają. To szansa, którą powinniśmy wykorzystać. Oczywiście nie wszystko w działalności związku jest dobre, tak jak nie wszystko jest złe. Na pewno są w PZKosz. ludzie wartościowi i przede wszystkim oddani koszykówce.

 

PAP: Jaki ma pan pomysł na promocję i popularyzację dyscypliny? Co zrobić, by koszykówka zbliżyła się do popularności siatkówki, którą przecież w końcówce lat 90. XX wieku wyprzedzała?

 

M.Z.: Warto zauważyć, że na świecie cały czas ją wyprzedza, bo globalnie koszykówka jest bezsprzecznie dyscypliną numer dwa, tuż za piłką nożną. Z pewnością nie trzeba wyważać otwartych drzwi. Mamy Marcina Gortata w NBA, największej sportowej maszynie promocyjnej świata. Mamy wielki, nie w pełni wykorzystany, potencjał w rozgrywkach ligowych, zarówno męskich, jak i żeńskich. Otrzymaliśmy szansę rozwoju i popularyzacji w postaci turniejów na Orlikach. Mamy wreszcie tysiące, nawet setki tysięcy młodych ludzi grających w koszykówkę w niższych ligach i rozgrywkach amatorskich.

 

- Do tego trzeba dodać naprawdę szerokie środowisko koszykarskie, choć nie zawsze jest to widoczne na trybunach podczas meczów. Praca u podstaw, na wszystkich wymienionych płaszczyznach, skoordynowana z promocją lig zawodowych oraz seniorskich reprezentacji, przyniesie efekty. Nie da się ich osiągnąć bez poważnego zaangażowania telewizji, bez maksymalnego wykorzystania środków ministerialnych i samorządowych. Dlatego sądzę, że połączenie sportu, biznesu i polityki jest dla koszykówki jedynym rozwiązaniem.

 

PAP: Co będzie dla pana priorytetem - szkolenie młodzieży i masowość czy zawodowe kluby?

 

M.Z. Nie chciałbym, aby zabrzmiało to niepoważnie, ale pytanie jest z gatunku: co było pierwsze - jajko czy kura? Nie można tu niczego wartościować. Bez zawodowych klubów nie ma codziennej koszykówki, bez szkolenia nie będzie kogo w tych klubach pokazywać kibicom. Obu tych elementów nie można lekceważyć. Takich kwestii, równie ważnych dla nowych władz związku, jest zresztą więcej: koszykówka amatorska, rywalizacja na zapleczu ekstraklasy w ligach regionalnych, rozwój rozgrywek 3x3, promocja dyscypliny. Nie możemy sobie pozwolić, by którykolwiek z tych punktów skreślić czy lekceważyć.

 

PAP: Finanse to dziś podstawa działalności w sporcie. Jaki ma pan pomysł na pozyskiwanie pieniędzy dla koszykówki?

 

M.Z.: Poważnym mankamentem dyscypliny jest dziś słabe dotarcie do biznesu oraz niewykorzystywanie w należytym stopniu funduszy samorządowych i ministerialnych. Mamy działania na korzyść wąskiej grupy ludzi, a nie dyscypliny. To się musi zmienić, bo w przeciwnym razie koszykówka wciąż będzie marnowała swój potencjał i traciła sponsorów, zainteresowanie kibiców, choćby względem wspomnianej wcześniej siatkówki czy piłki ręcznej. Nie mam czarodziejskiej różdżki, nie będę obiecywał zmian z dnia na dzień. Jestem przekonany, że wspólne działanie osób, dla których koszykówka jest celem samym w sobie, przyniesie efekty. Dzięki temu nasza dyscyplina wróci na należne jej miejsce.

 

Rozmawiała: Olga Miriam Przybyłowicz

Az, PAP

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Komentarze