Kwiatek w kolorach tęczy

Inne

To jest mój dzień. Interesuje mnie tylko zwycięstwo – miał powiedzieć Michał Kwiatkowski w poranek 28 września tego roku. Pewnie jak setki, tysiące razy wcześniej – zaraz po odprawie przeprowadzonej przez Piotra Wadeckiego – rozpoczął przygotowania do mistrzowskiego wyścigu ze startu wspólnego w Ponferradzie. Ten wyścig na zawsze zmienił jednak jego życie.

W kolarstwie jest kilka wydarzeń, które kolarze darzą pewnie większą estymą aniżeli mistrzostwa świata. To Tour de France, Giro d'Italia, czy Vuelta Espana... Może nawet igrzyska olimpijskie niektórzy mają ustawione wyżej w hierarchii. A jednak jest coś magicznego w światowym czempionacie – to wyścig klasyczny, wysiłek jednego dnia, kiedy przywdziewa się nie barwy grupy sponsorskiej, a reprezentacji kraju. Obok stają zaś nie koledzy z codziennych treningów, a rywale z wielkich wyścigów, na ten jeden dzień umawiający się do pracy według wspólnej taktyki.

Ryzykowna strategia

28 września taktykę na wyścig w Ponferradzie ustalił dyrektor sportowy reprezentacji Polski w porozumieniu z Kwiatkowskim. Razem z innymi biało-czerwonymi kolarzami pokonali rundę wokół hiszpańskiego miasteczka kilkanaście razy. W pamięci mieli jeszcze wyścig z 2013 roku, kiedy we Florencji Polacy zostali rozbici, a bohaterem dnia był Bartosz Huzarski, który uciekał przez ponad 200 kilometrów, ale jednak nie walczył o zwycięstwo.

Tym razem miało być inaczej – cała polska husaria miała pracować dla lidera. Osłaniać, chronić, wspomagać „Kwiatka” do samego końca. Maciej Bodnar (Cannondale), Michał Gołaś (Omega Pharma Quick-Step), Bartosz Huzarski (Team NetApp – Endura), Przemysław Niemiec (Lampre – Merida), Maciej Paterski, Barłomiej Matysiak (obaj CCC Polsat Polkowice), Michał Podlaski (ActiveJet Team) i Paweł Poljański (Tinkoff Saxo) na jeden dzień zamienili się w ludzi z cienia, ochroniarzy w peletonie, pracowników Kwiatkowskiego.

Co oni robią?

A peleton nie mógł się nadziwić taktyce Polaków. – Podjeżdżali do nas Niemcy, Włosi i inni i pytali: Co wy robicie? – miał później opowiadać Podlaski. Ósemka biało-czerwonych od początku prowadziła grupę zasadniczą. Niemal od pierwszych kilometrów ich zadaniem była gonitwa za niewielką grupką uciekinierów, ale nade wszystko pomoc liderowi. A „Kwiatek” zbierał siły.

Tego dnia miałem przyjemność komentować ten wyścig wraz z Dariuszem Baranowskim i Cezarym Zamaną. Czarek oczywiście spóźnił się na transmisję, pokonując kilkudziesięciokilometrową trasę spod Warszawy na rowerze. Przed nami była jednak długa transmisja, więc musieliśmy wybaczyć... Od początku zastanawialiśmy się nad taktyką Polaków. Uspokojeni przez Piotra Wadeckiego obserwowaliśmy poczynania Polaków.

Czarek i Darek wielokrotnie startowali w największych światowych wyścigach i wiedzą co znaczy wysiłek na jaki porwali się biało-czerwoni. A jednak wierzyli w moc naszych. Już po kilkudziesięciu kilometrach obstawialiśmy, że wszystko winno rozegrać się na ostatnich dwóch rundach wokół Ponferrady...

Jazda na wyjechanie

Tymczasem peleton schowany za biało-czerwonymi koszulkami gonił uciekinierów. Z grupy zasadniczej odpadali kolejni zawodnicy. Nasza reprezentacja także z czasem uszczupliła się o wykończonych Huzarskiego, Bodnara, Niemca, Poljańskiego, Podlaskiego i Matysiaka. Dwaj ostatni przez kilka rund przewodzili całej stawce. Prowadzili peleton na „wyjechanie”, nie pozwalali nikomu wyskoczyć przed biało-czerwoną koszulkę. Nadchodziły decydujące chwile...

Osiem kilometrów przed metą na czele wyścigu cały czas była czwórka zawodników. W głównej stawce zaś tylko trzech Polaków. W internecie zaczęły pojawiać się wpisy: Znowu pomachali szabelką i polegli; Po co zmarnowali tyle sił?; Prowadzili, prowadzili i... polegli. Tymczasem Kwiatkowski zbierał się do decydującego ataku.

Rok polskiego kolarstwa

W 2014 roku mieliśmy kilka chwil, kiedy mówiono szeroko o biało-czerwonych. „Kwiatek” szalał na początku sezonu, później dwa etapy Tour de France wygrał w pięknym stylu Rafał Majka, aby następnie dołożyć do tego triumf w całej edycji Tour de Pologne. Błysnęli też inni. O Polakach znów było głośno. Jeśli jednak komuś brakowało kropki nad „i”, to przyszedł 28 września!

7800 metrów przed metą Kwiatkowski uznał, że nadszedł jego czas. Miał w głowie końcówkę wyścigu do lat 23, kiedy dwa dni wcześniej Norweg Sven Erik Bystroem uciekł rywalom w końcówce na zjazdach przed miastem i na ulicach Ponferrady nie dał się doścignąć. Postanowił to powtórzyć...

Biało-czerwona koszulka w tęczy

Reszta jest już tylko piękną historią, obrazkiem samotnej biało-czerwonej koszulki, która przez ponad siedem tysięcy metrów ucieka przed szaleńczą pogonią zszokowanych rywali. „Kwiatek” decydującą szarżą wpisał się do historii światowego kolarstwa jako pierwszy zawodowy mistrz świata znad Wisły. Polska drużyna zapisała się jako perfekcyjny team, który oddał serce dla swojego lidera, jako drużyna która poświęciła się dla narodowych barw, aby mistrz Kwiatkowski przez najbliższy rok mógł zakładać tęczową koszulkę!

O wyścigu w Ponferradzie będziemy pamiętać długo. Hiszpańskie miasteczko przez kilka godzin stało się bowiem stolicą polskiego kolarstwa. Marzy nam się, aby teraz z hiszpańskiej ziemi Pan Michał rozpoczął zwycięski szlak ku kolejnym wiktoriom. Pan Michał na nowym, przybranym w tęczowe kolory rowerze – nikt już mu nigdy tego dnia nie odbierze! Jesteś mistrzem świata Panie Michale!

Marcin Lepa, Polsat Sport

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Komentarze