Jaśkowiec: Pamiętam ból w nogach. Kowalczyk: A ja w piszczelach

Zimowe
Jaśkowiec: Pamiętam ból w nogach. Kowalczyk: A ja w piszczelach
fot. PAP

- Nie ma sportowców, którzy zawsze mieliby z górki - powiedziała Sylwia Jaśkowiec. W niedzielę z Justyną Kowalczyk wywalczyła brązowy medal w sprincie drużynowym narciarskich mistrzostw świata w Falun. Obie zawodniczki mają za sobą ciężkie chwile.

Przed MŚ forma Kowalczyk była sporą niewiadomą. Dwukrotna mistrzyni olimpijska z powodu kontuzji stopy i problemów osobistych nie przygotowała się do sezonu tak jak chciała. Jednak blisko sukcesu była już w czwartek kiedy w sprincie indywidualnym zajęła czwarte miejsce. W niedzielę ostatecznie udowodniła wątpiącym w nią osobom, że się mylili.

- Gadajcie sobie wszyscy, gadajcie, a karawana, czyli Justyna, pojedzie dalej. Przyzwyczaiłam wszystkich do tego, że jestem ciągle na topie. Wielu świetnych sportowców jak ma przez dwa lata kryzys, to nikt się tym nie przejmuje. Potem wracają i dalej zdobywają medale. Ja natomiast cały czas jestem na świeczniku i każdy widzi moje wzloty i upadki. Jestem emocjonalną istotą. Czasem emocje mnie niszczą, czasem wynoszą na szczyt - powiedziała 32-letnia zawodniczka.

Jaśkowiec natomiast trudne chwile przeżywała kilka lat temu. Przygotowując się na nartorolkach do sezonu 2010/11 uległa ciężkiemu wypadkowi. Chcąc uniknąć zderzenia z autobusem zjechała do rowu. Uderzyła jednak w betonowy słup i doznała ciężkich obrażeń ręki. Do sportu wróciła po rocznej przerwie.

- Nie ma idealnych sportowców, takich którzy cały czas mieliby z górki. Cieszę się, że dane mi jest teraz świętować z Justyną. Marzenia się spełniają, jak moje dzisiaj. Zobaczymy co przyniesie przyszłość - powiedziała Jaśkowiec.

Przełomowy dla niej okazał się sezon 2013/14. W prologu Tour de Ski zajęła trzecie miejsce, a potem dołączyła do Kowalczyk i zaczęła trenować pod okiem Aleksandra Wierietielnego.

Współpraca między zawodniczkami na trasie układa się bardzo dobrze, choć jak same przyznają więcej je różni niż łączy.

- Obydwie jesteśmy dobrymi dziewczynami, tylko trochę inaczej wychowanymi. Mamy odmienne poglądy na praktycznie wszystkie sprawy, mamy różne osobowości - podkreśliła Kowalczyk.

- Konfliktów między nami nie ma. Zawsze staram się znaleźć kompromis - zapewniła Jaśkowiec. - A ja milczę - wtrąciła bardziej utytułowana koleżanka.

Wrażenia z niedzielnego biegu obie mają jednak podobne.

- Pamiętam tylko wielki ból w nogach – przyznała Jaśkowiec. - A ja w piszczelach – dodała Kowalczyk.

Az, PAP

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Komentarze