Iwańczyk: Czarna dziura w lekkoatletyce? Praga pokazała, że jej nie ma

Inne
Iwańczyk: Czarna dziura w lekkoatletyce? Praga pokazała, że jej nie ma
fot. Cyfrasport

Nie jesteśmy i nie będziemy światową potęgą w lekkoatletyce. Ale nie ma też zapaści, jaką wieszczono nam po odejściu lub pod nieobecność regularnych mistrzów. Co najważniejsze, wychodzimy z szeregu reprezentacji, która sprawdza się jedynie w konkurencjach technicznych.

Nie zapowiadało się różowo. Najpierw była kontuzja i operacja kulomiota Tomasza Majewskiego, medalowego gwaranta polskiej ekipy. Tuż przed rozpoczęciem mistrzostw Europy w Pradze z powodu choroby zrezygnował z udziału w nich broniący złotego medalu 800-metrowiec Adam Kszczot.

Mieliśmy co prawda inne nadzieje, m.in. zdobywającą coraz bardziej imponujące wysokości skoczkinię wzwyż Kamilę Lićwinko, nadzieje wiązało się z biegaczami na 800-metrów – Angeliką Cichocką i Marcinem Lewandowskim – ale generalnie szału miało nie być.

Jak więc wytłumaczyć to, co wydarzyło się w Pradze, a więc siedem medali i siódme miejsce naszej reprezentacji w tych zawodach? Co ważne, to wszystko przy niedosycie pozostałych naszych reprezentantów, którzy albo otarli się o podium, albo nie wyszedł im start z powodów strategicznych.

- To był dobry występ Polaków – ocenia Artur Partyka, wicemistrz olimpijski w skoku wzwyż, ekspert Polsatu Sport. – Optymistyczne wiadomości, oprócz medali, to wchodząca przebojem młodzież, m.in. sztafety. Nie zapominajmy, że halowe mistrzostwa Europy są imprezą, na którą jedzie się zbierać doświadczenie. Praga to pokazała, że obok pierwszej linii, tzw. ekstraklasy, mamy silne zaplecze. Siedem medali odzwierciedla naszą pozycję, choć można było jakościowo poprawić niektóre starty, dołożyć inne medalowe miejsca.

Zdaniem Partyki, gdyby nie miękka nawierzchnia, o wiele lepszy wyniki osiągnęłaby Lićwinko, wspomniana już rekordzistka Polski w skoku wzwyż. - Już po pierwszych skokach widziałem, że ta zawodniczka, skacząca zwykle w sposób siłowy, nie była sobą – ocenia nasz ekspert.

Co oczywiste, nie będziemy nigdy światową potęgą w konkurencjach sprinterskich, ale nie ma powodu, by nie widzieć w przyszłości wzrastającej w niesamowitym tempie Ewie Swobodzie mistrzynię Europy. Podobnie i w innych zawodnikach.

Choć w Pradze zabrakło Kszczota, tabela medalowa ME w Pradze mówi wiele i właściwie oddaje hierarchię na kontynencie. Wciąż niedoścignieni są Rosjanie dalej Francja, Wielka Brytania, Czechy, Holandia, Niemcy. Za nimi Polska.

 

– Pamiętajmy, że prawdziwą weryfikacją i tak są mistrzostwa świata na otwartym stadionie, a później igrzyska olimpijskie. Z medalistów praskiej imprezy, ledwie kilku stanie na podium jesienią w Pekinie. Z pewniaków wskazałbym tylko francuskiego skoczka o tyczce Renaud Lavillenie. A reszta? Nie byłbym pewien. Pamiętajmy, że dochodzą nam reprezentanci stadionowych konkurencji jak Paweł Fajdek i Anita Włodarczyk w młocie czy Piotr Małachowski w dysku. Dopiero zbudujemy więc prawdziwy obraz polskiej lekkoatletyki, ale prawda jest taka, że czarnej dziury nie ma. Widać nowych zawodników, nową falę. Kiedyś myśleliśmy, że z młodzieży jest w stanie błysnąć tylko Fajdek, tymczasem wchodzą kolejni. Przed laty mówili, że odjedzie Partyka z Korzeniowskim i będzie dramat. A dramatu nie ma, wciąż jesteśmy na topie – kończy Partyka.

Przemysław Iwańczyk, Polsat Sport

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Komentarze