Święta Wojna, czyli amerykański thriller, greckie dramaty i... egipskie ciemności

Piłka ręczna
Święta Wojna, czyli amerykański thriller, greckie dramaty i... egipskie ciemności
fot. PAP

Są jak spotkania Realu i Barcelony w piłce nożnej. Zdarzają się kilka razy w roku, ale i tak wszyscy fani szczypiorniaka w Polsce czekają na nie z wielkimi nadziejami. Nadziejami na ostrą, czasami wręcz brutalną walkę, piękne bramki i piłkę ręczną na najwyższym poziomie. Przed kolejną odsłoną rywalizacji Vive kontra Wisła przypominamy najlepsze Święte Wojny ostatnich lat.

Do 1993 roku ani Wisła (w tamtych czasach Petrochemia) Płock, ani drużyna z Kielc grająca wtedy pod nazwą Iskra nie zdobyły mistrzostwa Polski. Mecze pomiędzy tymi zespołami były zwykłymi ligowym pojedynkami, które nie wzbudzały większych emocji w środowisku piłki ręcznej. Sezon 1992/1993 był jednak przełomowy i właśnie na ten okres datuje się początek rywalizacji na śmierć i życie obu klubów. Rywalizacji, która wykrystalizowała dwóch hegemonów polskiego szczypiorniaka.

 

Dominacja

 

Rok 1993 to historyczny - pierwszy triumf Iskry w ligowych rozgrywkach. Kielczanie na dwie kolejki przed końcem sezonu zapewnili sobie mistrzostwo, zostawiając za plecami właśnie klub z Płocka. W tamtych czasach nie rozgrywano jeszcze fazy play-off, więc kielczanie mogli świętować tytuł bez potrzeby rozgrywania dodatkowych meczów. Niebawem system rozgrywek miał się jednak zmienić, a ligowym zmaganiom przyniosło to wiele emocjonujących bojów o finał. Meczów, w których głównymi aktorami zwykle byli płoccy i kieleccy szczypiorniści.

 

Od tej chwili jedenaście spośród 22 tytułów mistrzowskich padało łupem zespołu z Kielc. Jeśli dodamy do tego siedem ligowych triumfów płocczan, to okazuje się, że tylko 4 razy oba zespoły zostały zdetronizowane przez inne kluby. Słaby w wykonaniu kielczan początek XX wieku sprawił, że na krótki okres rywalizacja obu klubów nieco straciła na sile. Wszystko zmieniło się po przejęciu zespołu przez obecnego właściciela Vive - Bertusa Servaasa. Bogaty biznesmen wyciągnął klub z finansowego dołka i sprawił, że drużyny z Kielc zaczęły bać się nie tylko polskie, ale także zagraniczne ekipy.

 

Nadal w polskim szczypiorniaku była jednak drużyna, która nie pękała przed ciągle "dozbrajaną" kielecką maszyną. Orlen Wisła Płock po serii trzech mistrzostw Polski z rzędu w latach 2004-2006 nie miała zamiaru oddawać palmy pierwszeństwa. Rywalizacja, która rozpalała kibiców obu drużyn w latach 90-tych, ponownie stała się solą polskiej piłki ręcznej. Fani klubów z Płocka i Kielc z pewnością bardzo dobrze pamiętają jeszcze spotkanie, które zadecydowało o mistrzostwie Polski w sezonie 2008/2009...

 

Nieoczekiwana awaria

 

Po czterech spotkaniach finałowej rywalizacji play-off był remis 2:2, a ostatnie starcie miało zostać rozegrane w Kielcach. Kibice ostrzyli sobie zęby na decydujący mecz i Hala Legionów zapełniła się do ostatniego miejsca. Na parkiecie nie brakowało walki i ostrych starć, a Wisłę przy życiu utrzymywał Marcin Wichary, który dzięki kilku świetnym interwencjom pozwolił odrobić stratę do kielczan do dwóch goli. Comeback płocczan został jednak brutalnie przerwany przez... awarię oświetlenia, która nastąpiła w kieleckiej arenie w 49. minucie meczu.

 

Długa przerwa w grze tak rozregulowała graczy gości, że ci na parkiet wrócili rozkojarzeni. Vive żywiołowo dopingowane przez kibiców, którzy nawet podczas przerwy wspierali swoich pupili, w końcówce rozniosło zespół z Płocka. Szczypiornistom Wisły zaczęły puszczać nerwy, a boisko z czerwoną kartką opuścił Michał Zołoteńko, który skrytykował jedną z decyzji arbitra. Kielczanie wygrali decydujące spotkanie 31:24 i po pięciu latach posuchy ponownie zasiedli na tronie.

 

Szczęśliwa trzynastka

 

W Płocku ogłoszono żałobę, która niestety dla klubu z Mazowsza odbiła się głęboką czkawką. W kolejnym sezonie Wisła nie zakwalifikowała się do finału play-off, w półfinale sensacyjnie przegrywając z MMTS-em Kwidzyn. Płocczanie głębokie rany postanowili wylizać już w następnych rozgrywkach i tym razem finał ligi okazał się dla nich szczęśliwy. Jeden z meczów finałowych pomiędzy Vive i Orlen Wisłą z pewnością na długo zapamięta obecny gracz Vive - Piotr Chrapkowski, który jeszcze wtedy był młodą, wschodzącą gwiazdą klubu z Płocka.

 

 

W drugim spotkaniu finałowej batalii Vive miało po raz drugi pokonać odwiecznego rywala we własnej hali i z bilansem 2:0 pojechać na kolejną część rywalizacji. Kielczanie nie spodziewali się jednak, że młody Chrapkowski będzie miał "dzień konia". "Chrapek" 23 maja 2011 roku zagrał prawdopodobnie swój najlepszy mecz w karierze - trafiał dosłownie z każdej pozycji i spotkanie zakończył z 13 bramkami na koncie! Jeśli dodamy do tego aż pięć nietrafionych karnych przez Vive, to oczywiste jest, że Płock tego starcia przegrać nie mógł. Orlen Wisła wyjechała z Kielc z poczuciem świetnie wykonanego obowiązku i już u siebie przypieczętowała ligowy tytuł!

 

Przegrana tak rozsierdziła kielecki klub, że w kolejnych latach nie dał sobie już odebrać palmy pierwszeństwa w lidze. Od sezonu 2012 to właśnie Vive zasiada na tronie, choć droga do kolejnych triumfów nie była łatwa. Wielu kibiców szczypiorniaka ma zapewne w pamięci ubiegłoroczny bój, w którym zawodnikom i trenerom obu drużyn puściły nerwy. Wszystko działo się w czwartym, i jak się później okazało decydującym akcie walki o tytuł. W Orlen Arenie doszło do bijatyki szczypiornistów obu drużyn, a także starcia twarzą w twarz szkoleniowców: opiekuna Wisły Manolo Cadenasa i trenera Vive Tałanta Dujszebajewa.

 

Wina i kara

 

Przepychanki na parkiecie były pokłosiem ostrej gry obu zespołów od pierwszych minut meczu. Już po 180 sekundach spotkania szczypiorniści klubów z Płocka i Kielc nie wytrzymali i skoczyli sobie do gardeł. Najwięcej do "powiedzenia"w sporze miał Denis Buntić, który łokciem wymierzył sprawiedliwość Kamilowi Syprzakowi. Za linią boczną starli się zaś trenerzy, którzy na szczęście w ostatniej chwili zostali rozdzieleni. Po zażegnaniu sporu jako pierwsi nerwy uspokoili kielczanie i wypracowali sobie przewagę, która w ostatecznym rozrachunku dała im mistrzostwo. Po finale nie mówiło się jednak o kolejnym triumfie Vive, ale o bójce, która nie przystoi profesjonalnym sportowcom. Piłkarzy i szkoleniowców nie ominęła zaś kara za haniebne zachowanie.

 

Zanim jednak doszło do decydującej batalii w PGNiG Superlidze, zawodnicy z Kielc i Płocka stanęli naprzeciw siebie w finałowym meczu Pucharu Polski 2014 rozegranym na warszawskim Torwarze. Być może to spotkanie sprawiło, że ponad miesiąc później gracze skoczyli sobie do gardeł. Obu meczów nie można jednak porównać, bo przy brutalnym i jednostronnym finale ligowym, pojedynek w pucharze był uciechą dla oczu, widowiskiem, o którym pamiętać się będzie jeszcze przez długie lata. Horrorem ze szczęśliwym zakończeniem dla jednych i dramatem tych drugich.

 

Orlen Wisła 13 kwietnia 2014 roku zagrała jeden z najlepszych meczów w historii klubu z Płocka. Od początku jej gracze zostawiali na parkiecie serducho i stawili zacięty opór również świetnie grającym szczypiornistom z Kielc. Genialnie prezentował się Kamil Syprzak, a zaporą nie do przejścia był Marin Sego. Bramkarz płocczan do dobrej postawy w bramce dołożył także kapitalną bramkę, gdy zauważył wysuniętego Sławomira Szmala i pokonał go rzutem spod własnej świątyni. To jednak Vive na 30 sekund przed końcem prowadziło 32:31.

 

Kontrowersje

 

Wisła nie zamierzała się jednak poddawać i po kolejnych 20 sekundach był już remis. Kielczanie mieli jednak piłkę i... asa w rękawie w postaci Michała Jureckiego. "Dzidziuś" wziął na siebie odpowiedzialność za losy drużyny i przeprowadził kontrowersyjną akcję, która dała Vive Puchar Polski. Jurecki trafił z biodra na sekundę przed ostatnią syreną, ale po ostatniej akcji były poważne wątpliwości czy gracz kieleckiego klubu nie zrobił kroków i czy sędziowie powinni uznać bramkę. Mimo protestów Wiślaków, wynik 33:32 uznano za ostateczny i płocczanie mimo kapitalnej postawy znowu zostali z niczym...

 

W listopadowym meczu ligowym Wisła przegrała na własnym parkiecie w zawstydzających rozmiarach. Przechodzący przebudowę zespół z Płocka nie miał atutów w starciu z bezlitosnymi kielczanami. We wtorek w kieleckiej Hali Legionów podopieczni Manolo Cadenasa nie będą już na pewno pamiętali o tej porażce. Vive także wie, że graczy z Mazowsza nigdy nie można lekceważyć. Szykuje się kolejna wojna na parkiecie. Święta Wojna.

 

W załączonym materiale wideo skrót kapitalnego meczu w finale Pucharu Polski.

 

Transmisja spotkania Vive Tauron Kielce - Orlen Wisła Płock od 18:00 w Polsacie Sport. Od 17:30 zapraszamy także na przedmeczowe studio!

Paweł Ślęzak, Polsat Sport

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Komentarze