Pindera: Mamut i rodak wydali wyrok

Zimowe
Pindera: Mamut i rodak wydali wyrok
fot. PAP

Słoweniec Jurij Tepes, wygrywając drugi konkurs lotów w Planicy, odebrał Kryształową Kulę swojemu rodakowi Peterowi Prevcowi. W tej sytuacji zdobył ją Niemiec Severin Freund.

Po pierwszej serii niedzielnego konkursu kończącego sezon 2014/15  kilkadziesiąt tysięcy ludzi zgromadzonych pod Letalnicą miało to, co chciało. Dalekie podniebne loty i prowadzenie swojego bohatera Prevca, który przeleciał w powietrzu  236,5 m i perfekcyjnie wylądował. Drugi był Kamil Stoch (235 m), a Freund (222,5 m), najgroźniejszy rywal Słoweńca, zajmował siódme miejsce. Gdyby tak skończyły się zawody, to Kryształową Kulę za zwycięstwo w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata zdobyłby Prevc. Ale pozostała jeszcze ostatnia, druga seria, w której inny Słoweniec, Jurij Tepes pofrunął aż 244 metry i odebrał rodakowi to najcenniejsze trofeum.

 

Freund nie skoczył najlepiej (226), wyprzedził go Austriak Michael Hayboeck (232), ale chwilę później rękę podał mu słynny Gregor Schlierenzauer (218), lądując jeszcze bliżej od Niemca. Stoch, od soboty nowy rekordzista Polski w długości lotu (238 m), nie miał tym razem szczęścia do korzystnego wiatru, który mógłby go ponieść daleko i uzyskał  jak na niego „tylko” 222,5 m spadając z podium.

 

Ostatecznie zajął piąte miejsce, ale pokazał, że w sezonie, w którym przeszedł operację kostki i przyspieszoną rehabilitację był bardzo bliski ścisłej czołówki. Dodajmy jeszcze, że dobrze w tym konkursie spisał się Piotr Żyła zajmując dziesiąte miejsce.

 

Dla Słoweńców najważniejsze było jednak to, co zrobi Prevc, nowy rekordzista przebudowanej Letalnicy. W piątek, w pierwszym indywidualnym konkursie uzyskał 248,5 m i pokazał, że w lepszych warunkach można polecieć w Planicy jeszcze dalej niż wynosi najdłuższy skok na mamucie (251,5 m w Vikersund).

 

Słoweńcy mają znakomitych lotników, w sobotę wygrali w wielkim stylu konkurs drużynowy, a tym, który zawsze może pokrzyżować szyki najlepszym jest Jurij Tepes. I tym razem, to on właśnie sprawił przykrego psikusa koledze, Peterowi Prevcowi, skacząc w drugiej serii na odległość 244 metrów. To był na tyle mocny cios zadany rodakowi, że ten nie był już w stanie odpowiedzieć równie dobrym. Walczący o Kryształową Kulę Prevc  wylądował zbyt blisko, by wgrać rywalizację z Freundem. Lot na 233 m  dał mu „tylko” drugie miejsce w niedzielnym konkursie za Tepesem i sprawił, że w klasyfikacji PŚ przegrał z Freundem choć miał taką samą zdobycz punktową w całym sezonie.

 

A w takiej sytuacji regulamin jest bezlitosny: lepszy jest ten, który wygrał więcej konkursów: a Freund wygrał ich aż dziewięć. Prevc zachował się z klasą, pogratulował Niemcowi, choć musiał czuć gorycz w sercu, bo szczęście było przecież tak blisko. Z Tepesem przegrał o 2,8 pkt, tyle co nic. A w rywalizacji z Freundem byli przecież na remis: po 31 konkursach obaj mieli po 1729 punktów.

 

Tym samym Severin Freund dołączył do swoich rodaków, Jensa Weissfloga i Martina Schmitta (dwukrotnie), którzy przed nim zdobywali Kryształowe Kule. Nie ulega wątpliwości, że Niemiec zdobył ją zasłużenie, bo był najlepszym skoczkiem sezonu, ale przecież tak niewiele brakowało, by na ostatniej prostej wyprzedził go Prevc. Ostateczny wyrok wydali jednak bezlitosny mamut w Planicy i równie nieczuły rodak Petera Prevca, Jurij Tepes. No cóż, na tym polega magia lotów.

 

Polacy niestety słabsi niż przed rokiem, choć brązowy medal w drużynowym konkursie podczas mistrzostw świata w Falun musi cieszyć. Słabsza forma Stocha jak najbardziej usprawiedliwiona kontuzją i zabiegiem operacyjnym, ale przecież i tak był najlepszym w drużynie Łukasza Kruczka. Pochwalić można też Piotra Żyłę, ale pozostali do poprawki.

 

A będzie co poprawiać przed kolejnym sezonem.

Janusz Pindera, Polsat Sport

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Komentarze