Pindera: Nie zawsze są święta
Siatkarze Skry Bełchatów nie obronią tytułu, a Wielkanoc, po trzeciej porażce z Lotosem Trefl Gdańsk mieć będzie dla nich gorzki smak.
Przed sezonem chyba nikt nie wyobrażał sobie takiego scenariusza. Być może tylko Andrea Anastasi, trener zuchwały w swoich marzeniach zakładał, że taki finisz jego nowej drużyny jest możliwy. Bo Miguel Angel Falasca, szkoleniowiec Skry zapewne nawet o tym nie myślał. Lotos nie miał prawa skutecznie stanąć na drodze mistrzom z Bełchatowa, to po prostu nie mieściło się w głowie.
A jednak stało się. Nie pomogła dobra forma Facundo Conte w ostatnim meczu, na nic zdały się ratunkowe wejścia na plac gry Michała Winiarskiego, czy ambicja Mariusza Wlazłego. Zespół z Gdańska, przed swoją publicznością w Ergo Arenie nie dał sobie odebrać awansu na który uczciwie zapracował.
Obrońcy tytułu walczyli jednak do końca. W tie breaku odrabiali straty cierpliwie i konsekwentnie, ale na ostatni cios zadany przez Mateusza Mikę nie zaleźli już odpowiedzi. Lotos jest więc w finale, gdzie zmierzy się z Resovią, a Skra bić się będzie z Jastrzębskim Węglem o trzecie miejsce i Ligę Mistrzów. Stawka jest duża, więc być może siatkarze z Bełchatowa wreszcie wygrzebią się z dołka.
Ostatnio nie mają bowiem powodów do radości. Nieudany „Final Four” w Berlinie, teraz trzecia porażka z Lotosem, która zamknęła im drogę do finału PlusLigi. Wystarczyło popatrzeć na twarze Falaski i Anastasiego, by nie mieć żadnych wątpliwości, który z nich jest zwycięzcą, a który poniósł klęskę.
Jeszcze nie tak dawno, gdy Skra w koncertowym stylu rozprawiała się z mistrzem Włoch walcząc o prawo gry w finałowym turnieju Ligi Mistrzów wydawało się, że w takiej formie może pokonać każdego. Ale okazało się, że nie zawsze są święta. Skra ma poważny problem z którym nie potrafi sobie poradzić. Być może to już sygnał do zmian, być może trzeba ten zły okres po prostu przeczekać i dalej robić swoje. Ale rewolucji w Bełchatowie na pewno nie będzie. A zmiany jeśli jakieś będą, to zapewne kosmetyczne.
Teraz najważniejsze, by wygrać rywalizację z Jastrzębskim Węglem, co nie powinno być dla Skry zadaniem ponad siły. Zdobycie Pucharu Polski też choć w części zatarłoby ostatnie, niezbyt miłe wrażenia.
Nie ulega natomiast wątpliwości, że Lotos Trefl Gdańsk jest sprawcą największej sensacji ostatnich lat w PlusLidze. Przed rokiem dziesiąty, a w tym, w najgorszym wypadku drugi. A przecież złożony jest w dużej mierze z zawodników niechcianych w innych klubach (Mateusz Mika, Wojciech Grzyb, Piotr Gacek) i prowadzony przez trenera, który stracił pracę z naszą reprezentacją (A. Anastasi).
Dziś Mika jest gwiazdą PlusLigi i pewniakiem w drużynie narodowej z którą w ubiegłym roku zdobył mistrzostwo świata, a Grzyb i Gacek właśnie dostali do niej powołanie, choć do młodzieniaszków nie należą. Anastasiego rozpiera duma, bo dokonał wielkiej rzeczy, a chce jeszcze więcej. On już teraz obmyśla jak pokonać w finale Resovię.
Komentarze