Mielewski: Liczy się pomysł, dopiero później pieniądze

Siatkówka
Mielewski: Liczy się pomysł, dopiero później pieniądze
fot. Cyfrasport

Lotos Trefl Gdańsk sensacyjnie awansował do finału PlusLigi. Siatkarze z Pomorza rozgrywają najlepszy sezon w historii klubu. Trudno mówić o przypadku. Od początku sezonu byli rewelacją rozgrywek. Grali efektownie i skutecznie. Niewielu jednak wierzyło, że mogą wyeliminować na etapie półfinału wielką PGE Skrę Bełchatów. Zrobili to w sposób pewny i zdecydowany.

– Lotos był lepszy i zasłużył na finał – powiedział  mi w Gdańsku tuż po zakończeniu czwartego meczu Andrzej Wrona. Trudno się z tymi słowami nie zgodzić. Tak, na tym etapie Lotos był drużyną lepszą.

 

Trudna sztuka budowania finalisty PlusLigi.

 

Według nieoficjalnych informacji budżet Lotosu wynosił w tym roku 5 milionów złotych. Do tego sezonu wydawało się, że to kwota zdecydowanie za mała by stworzyć zespół na miarę finału PlusLigi. Okazało się jednak, że można i spora w tym zasługa osób, którym właściciel Kazimierz Wierzbicki powierzył misję tworzenia nowego zespołu, po nieudanym poprzednim sezonie. Prezes Piotr Należyty wspólnie z Dariuszem Gadomskim rozpoczęli swoją pracę od poszukiwania trenera. Człowieka z charyzmą, nazwiskiem i wciąż dużą sportową ambicją. Padło na Andreę Anastasiego. Początkowo trudno było uwierzyć że Włoch obejmie zespół, który sezon zakończył na 10. miejscu. Okazało się jednak, że działacze z Pomorza przekonali do tego projektu jednego z najbardziej znanych trenerów w Europie. Dopiero po zakontraktowaniu szkoleniowca rozpoczęto budowę drużyny. Piszę o tym nie bez powodu. Często przecież w naszym kraju to działacze kupują zawodników, ustalają skład, a na końcu zbudowany team oddają w ręce trenera. Droga Lotosu wydaje się jednak jedyną słuszną i powinna być powielana przez inne kluby. Anastasi wiedział,  że na niektórych zawodników najzwyczajniej nie będzie go stać. Ograniczony budżet determinował zatem wybory. Włoski szkoleniowiec widział w swoim zespole na ataku Zbigniewa Bartmana, ale Polak okazał się za drogi. Być może dlatego do Polski zawitał Murphy Troy, aktualnie jeden z najlepszych atakujących naszej ligi. Gdańszczanom dopisało też szczęście. Nie znam osoby, która przewidziała taką eksplozje talentu Mateusza Miki. Obecnym przyjmującym Lotosu interesowały się przecież inne kluby ze Skrą na czele. Szansę dał mu Gdańsk.

 

Niesamowity sezon  rozgrywają także dwaj weterani. Wojciech Grzyb i Potr Gacek. Obaj w 2006 roku zdobywali dla Polski w Japonii srebrne medale mistrzostw świata. Wydawało się także, że obaj są aktualnie na zakręcie swoich siatkarskich karier. Z Piotrka zrezygnowano w ZAKSIE, a z Wojtka w Resovii. Mogło się niektórym wydawać, że za chwilę znajdą się na peryferiach PlusLigi . I co? Po 5. latach ponownie dostali powołania od selekcjonera reprezentacji Polski. Za kilka dni rozpoczną walkę o mistrzostwo kraju. Strasznie mnie cieszą te niewiarygodne wręcz historie. Wielu siatkarzy czasami czuje, że są niedowartościowani. Wielu się poddaje i w pewnym wieku rezygnuje z nowych wyzwań. Historia Piotrka i Wojtka pokazuje, że trzeba zmieniać, szukać, czasami nawet ryzykować.

  

Lotos chce utrzymać zespół

 

Nawet po tak spektakularnym sukcesie w Gdańsku nie są planowane wielkie transfery. Utrzymanie aktualnego składu to na dzień dzisiejszy priorytet działaczy. Wiele wskazuje na to, że uda się to zrobić. Nie bez przyczyny bardzo wcześnie ogłoszono, że w kolejnym sezonie zespół dalej prowadzić będzie Andrea Anastasi, choć Włoch był kuszony lepszymi ofertami finansowymi z Polski. Obecny sezon może zatem zadziałać jak magnes na niektórych siatkarzy. Być może nie z pierwszego ale drugiego szeregu , być może tych którzy są obecnie w cieniu i bardzo chcieliby to zmienić. Sukces, dobry trener, Liga Mistrzów i… Trójmiasto. Gdańsk ma obecnie do zaoferowania coś więcej niż tylko suchą kwotę na kontrakcie. Czy ktoś się skusi? Czas pokaże.

Jerzy Mielewski, Polsat Sport

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Komentarze