Kowalski: Legioniści, macie puchar, nie macie manier

Piłka nożna
Kowalski: Legioniści, macie puchar, nie macie manier
fot. PAP

Piłkarze Legii nie rozmawiają z mediami. Są obrażeni. Na co i na kogo nie wiadomo. – Taka jest decyzja szatni – wycedził pompatycznie kapitan Vrdoljak. I teraz zapewne dzielni zdobywcy Pucharu Polski czują się świetnie, bo pokazują gest Kozakiewicza dziennikarzom, którzy nie patrzyli na nich z pozycji kolan, a wręcz krytykowali za osiem porażek w lidze, wymęczone zwycięstwa ligowe i klęskę w Lidze Europy z Ajaksem.

Napompowani i wzmocnieni psychicznie sukcesem zlekceważyli zatem reporterów czekających na nich po meczu, nie dali swoich cennych głosów po poniedziałkowym treningu. Osobiście uważam, że rozmowy z większością naszych ligowców nie mają sensu. Nic nie wnoszą. Są płytkie. A czym mniej nazywanego w naszym żargonie "patataj, patataj", tym lepiej. Panowie piłkarze zwykle nie mają nic ciekawego do powiedzenia, za to ogromne kłopoty z narracją, wyrażeniem myśli. Powielają kalki, bredzą o realizowaniu założeń taktycznych, albo o tym, że źle weszli w mecz. Nikt się nie gniewa, bo przecież wówczas gdy większość rówieśników nosiła teczki, oni kopali piłeczki...
 
Dziennikarze zajmujący się tym tematem są jednak po to, aby ten bełkot przetłumaczyć na język polski i podać kibicom w jakiś zjadliwy sposób. Dokładnie taka jest nasza rola: informować, przekazywać, tłumaczyć, komentować. Jest to tak proste i banalne, że wiedzą o tym nawet uczniowie podstawówki. Dziennikarz tak naprawdę pełni rolę służebną wobec odbiorców, czyli kibiców, widzów, słuchaczy, ludzi przed telewizorami. Jest to część tego cyrku, zwanego profesjonalną piłką nożną. I jeśli panowie Vrdoljak, Kuciak, Rzeźniczak, Brzyski i inni odmawiają wypowiedzi dziennikarzom, to tak naprawdę nie olewają pismaków, ale kibiców. Dokładnie tych, którzy jeżdżą za nimi tysiące kilometrów, wydają na bilety dziesiątki tysięcy złotych, marzną na trybunach, zdzierają gardła dopingując, kupują gazety, czy płacą za dekodery. Nie mówiąc już o tym, że np. stacja, która wykupiła prawa do rozgrywek, zwyczajnie składa się na ich premie.
 
Jest to tak oczywiste, że tłumaczenie powyższego jest nieco żenujące. Idę o zakład, że bojkotujący media legioniści, mówiąc kolokwialnie, tego po prostu nie kumają. Dla nich relacja jest prosta: pokrzywdzony sportowiec – zły pismak. Prośba zatem do tych, którzy rozumieją to bez wątpienia, czyli pracodawców i organizatora imprezy – PZPN. Panowie, jeśli marzymy o standardach Ligi Mistrzów, to nie tylko trzeba nauczyć się grać w piłkę, ale też nabrać europejskich manier.

Cezary Kowalski, Polsat Sport

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Komentarze