Pindera: Nokaut na który czekano

Sporty walki

Saul „Canelo” Alvarez zrobił to co chciał. Znokautował w Houston Jamesa Kirklanda w trzeciej rundzie mając go wcześniej dwa razy na deskach. Teraz chce walczyć z Miguelem Angelem Cotto o jego mistrzowski pas w wadze średniej.

Na stadionie drużyny Houston Astros (baseball) zasiadło ponad 30 tysięcy osób. Zawodowy boks zagościł tu po raz pierwszy, ale ci, którzy kupili bilety w normalnych cenach (najdroższy 350 USD) wiedzieli za co płacą. Faworytem był były mistrz świata 24. letni Meksykanin Canelo Alvarez, jego rywalem siedem lat starszy Teksańczyk z Austin, który wracał na ring po kilkunastomiesięcznej przerwie. „Mandingo Warrior” to człowiek, który nie tylko w ringu jest szalony, stąd jego problemy z prawem. Tym razem w jego narożniku stali właściwie nieznani Bay Bay Clinton i Rick Morones zamiast Ann Wolfe, która była z nim, gdy toczył swoje najważniejsze walki. Z jednym tylko wyjątkiem: cztery lata temu, gdy przegrał już w pierwszym starciu z Japończykiem Nobuchiro Ishidą jej tam nie było.

 

Alvarez, który karierę zawodową zaczynał w wieku 15 lat powie już po znokautowaniu Kirklanda, że takiego zakończenia oczekiwał. – Gdy poleciał na deski po moim prawym już w pierwszej rundzie wiedziałem, że go mam. Zrobiłem w tej walce, to co chciałem -. Sepleniący, wyraźnie rozbity Kirkland twierdzi, że on też zadał sporo mocnych ciosów, które zraniły Alvareza, ale ten uciekł do lin i schował się za podwójną gardę. Zapytany o kończące uderzenie odpowiedział, że nokautującego ciosu nie widział. Pochwalił też rywala i dodał, że być może zmierzy się jeszcze z nim w przyszłości.

 

Lepiej dla niego, żeby unikał takich konfrontacji. Rewanż nie ma sensu, bo Kirkland nie będzie już lepszy nawet jak wróci do Ann Wolfe, co obiecuje jego promotor, znany raper Curtis „50 Cent” Jackson. Niewiele zresztą brakowało, by „Canelo” zakończył walkę już w pierwszej rundzie, ale „Mandingo Warrior” pokazał charakter i wytrwał do gongu kończącego to starcie. W drugim nieoczekiwanie wrócił do gry i to on miał więcej do powiedzenia, ale obrona Alvareza była skuteczna. W trzeciej rundzie Kirkland robił co mógł, by mocno trafić Meksykanina, ale ten pokazał klasę, odchylił się przy jego uderzeniu i skontrował prawym podbródkowym rzucając rywala na deski po raz drugi.

 

A później nastąpił ostateczny atak ukoronowany potwornym nokautem. Alvarez ruszył na Kirklanda zdecydowanie, wystrzelił prawym sierpowym, trafił w szczękę prawie wyrywając go z butów. Bokser z Houston tłumaczy się, że nie widział tego uderzenia, i faktycznie tak było. Gdy na jego głowę już spadał ten cios, on próbował zadać lewy sierpowy, ale było to z góry skazane na niepowodzenie. Po prostu walczący z odwrotnej pozycji Kirkland zrobił to znacznie wolniej od Alvareza.

 

Po tej bombie długo leżał nieprzytomny, czym „Canelo” był wyraźnie zaniepokojony. Na szczęście nie doszło do tragedii. Po walce Kirkland przeszedł badania głowy w miejscowym szpitalu.

 

Co dalej ? Alvarez nie ukrywa, że chciałby stoczyć wielki pojedynek z Miguelem Angelem Cotto o należący do Portorykańczyka pas WBC w wadze średniej, ale ten najpierw musi pokonać 6 czerwca Australijczyka Daniela Geala w Nowym Jorku. – Jeśli tak się stanie później siadamy do rozmów – mówi Meksykanin. Zapytano go też o Kazacha Gienadija Gołowkina, króla nokautu w wadze średniej, czempiona WBA. Odpowiedział, że pierwszym celem jest Cotto, ale on nie boi się nikogo i nikogo na pewno nie będzie unikał, czym dał do zrozumienia, że w przyszłości nie można wykluczyć takiej walki.

 

Na razie „Canelo” może się cieszyć z efektownego zwycięstwa w Houston, a wraz z nim jego promotor Oscar De La Hoya. Na pewno ten prawy sierpowy Alvareza, którym wysłał Kirklanda w krainę snów będzie kandydował do miana „Nokautu roku”.

Janusz Pindera, Polsat Sport

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Komentarze