Magik czy jednak iluzjonista? Robinho do Chin na piłkarską emeryturę

Piłka nożna
Magik czy jednak iluzjonista? Robinho do Chin na piłkarską emeryturę
fot. PAP

Real Madryt, Manchester City, AC Milan. W żadnym z tych klubów świata nie podbił, chociaż miał papiery na wielką karierę. Robinho w wieku 31 lat dołączył do starego znajomego Luiza Felipe Scolariego w chińskim Guangzhou Evergrande, gdzie ma zarobić 6 milionów euro w pół roku. Przez całą karierę czarował na wielkich stadionach, ale do miana piłkarskiego magika trochę mu brakowało.

Niestety niemożliwe okazało się przedłużenie mojego pobytu w Santosie, ale zawsze będę miał ten klub w sercu. Jest mi przykro, bowiem muszę zostawić rodzinę i wyjechać bardzo daleko, ale życie trwa dalej. Santos pozostanie wielki, a ja pragnę dalej robić to, co kocham najbardziej - grać w piłkę nożną.

Robinho nie powinien rozpaczać zbyt długo, gdyż w Chinach dostanie kontrakt warty 12 milionów euro rocznie i możliwość gry obok dobrych znajomych - brazylijskiego pomocnika Paulinho i byłego selekcjonera Canarinhos, Luiza Felipe Scolariego. Guangzhou od kilku lat wydaje duże pieniądze na angaż Brazylijczyków, którzy jednak dają klubowi sukcesy, takie jak triumf w Azjatyckiej Lidze Mistrzów przed dwoma laty, jako pierwszy chiński klub w historii.

Historia zatoczyła koło, bowiem dziesięć lat temu zamieniał Santos na innego giganta, tyle że europejskiego. Robinho został nowym zawodnikiem Realu Madryt za 24 miliony euro, przejmując numer 10 po wielkim Luisie Figo. Pierwszy sezon zapowiadał świetlaną przyszłość: 21-letni efektowny skrzydłowy zdobył 12 bramek w 51 meczach, wielokrotnie olśniewając kibiców Królewskich szeroką gamą sztuczek technicznych. Po sezonie 2007-2008 był nawet w pierwszej dziesiątce nominowanych do Złotej Piłki FIFA.

 

Londyn, Manchester...


Z sezonu na sezon jego pobyt w Realu był jednak coraz mniej owocny. Robinho coraz gorzej dogadywał się z kolejnymi szkoleniowcami i zaczynał gwiazdorzyć. Prezydent Realu, Ramon Calderon nie dotrzymał obietnicy o propozycji nowego kontraktu, a Brazylijczykiem zainteresowały się największe kluby w Anglii. Robinho miał być włączony w próbę sprowadzenia Cristiano Ronaldo z Manchesteru United, jednak Portugalczyk pozostał na Old Trafford. Zainteresowana skrzydłowym była też Chelsea, ale deadline day okienka transferowego roku 2008 przyniósł nieoczekiwany transfer do nowobogackiego Manchesteru City za imponujące 42 miliony euro.

Wszystko w Anglii zaczęło się od gigantycznej wtopy medialnej, kiedy to Brazylijczyk… nie wiedział gdzie trafił.

- W ostatnim dniu okienka Chelsea zaproponowała mi świetną ofertę, więc nie wahałem się ani chwili.
- Miał pan na myśli Manchester City?

Pobyt na Wyspach Brytyjskich był epizodem słodko-gorzkim. Po przegranym debiucie z… Chelsea Brazylijczyk wyraźnie się rozegrał i współpracując z krajanami Elano i Jo prowadził napędzany pieniędzmi szejków klub z Manchesteru w górę tabeli. Został najlepszym strzelcem swojego zespołu z 14 golami i skończył tuż za podium w zestawieniu całej Premier League. Po imponującym początku przyszła kontuzja i dużo gorszy okres. Robinho rozegrał zaledwie dwanaście spotkań w swoim drugim sezonie i uciekł z Wysp Brytyjskich odbudować formę do rodzinnego Santosu.

 

Na kłopoty Santos...

Po niespełna 18 miesiącach Brazylijczyk zamienił Manchester City na Milan za niemal trzykrotnie mniejszą kwotę. Początek znowu był imponujący - 15 goli we wszystkich rozgrywkach i mistrzostwo Włoch w pierwszym sezonie, a jego dublet w przedostatniej kolejce pozwolił zespołowi z Mediolanu na świętowanie Scudetto. Potem - podobnie jak cały Milan - notował stopniowy spadek. Kolejne sezony to już mniejsza ilość spotkań, co za tym idzie mniejsza ilość goli i znaczny spadek wartości piłkarskiej i medialnej. Na kłopoty - znowu Santos. To tam wracał, gdy przestawało mu iść. Do trzech razy sztuka.

Czy przygoda w Evergrande wreszcie będzie stabilna? Może się wydawać, że dla 31-letniego zawodnika będzie to już rodzaj emerytury. Dodajmy, znakomicie płatnej… Robinho nigdy nie został gwiazdą na miarę własnego talentu, mimo że grał w czołowych klubach trzech czołowych lig starego kontynentu. W barwach Canarinhos przez 12 lat rozegrał okrągłe sto spotkań - "setkę" uczcił nawet trafieniem w przegranym ćwierćfinale z Paragwajem w niedawno zakończonym Copa America. Zdobył 29 bramek, miał okazję grać na dwóch mistrzostwach świata.

Mimo to zapamiętany zostanie jako efektowny "jeździec bez głowy", któremu zawsze brakowało zimnej krwi i stabilizacji do udowodnienia własnej wartości na dłużej. Zawsze uwielbiał numery zakończone na "…dziesiąt" - w Chinach założy… "sześćdziesiątkę". Zawsze był zawodnikiem, który najefektowniej wypadał w kolejnych edycjach serii gier komputerowych, nie był zaś pewnym punktem drużyn, których barwy prezentował. Miano magika przypadało Ronaldinho i Kace, czy Robinho zasłużył na tak zaszczytny przydomek? Bliżej było mu chyba do iluzjonisty, który braki w piłkarskim rzemiośle nadrabiał efektowną otoczką techniczną. Podzielił tak popularny wśród Brazylijczyków scenariusz...

Hubert Chmielewski, Polsat Sport

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Komentarze