Froome: po zwycięstwo w Tour de France w cieniu podejrzeń

Inne
Froome: po zwycięstwo w Tour de France w cieniu podejrzeń
fot. PAP/EPA
Nie wszyscy kibice kochają Chrisa Froome'a.

Brytyjczyk pędzi po drugie w karierze zwycięstwo w Tour de France. Imponuje formą i przy okazji musi odpowiadać na pytania dziennikarzy, czy na pewno jest czysty? Kibice nie pytają, tylko rzucają w niego moczem.

Kolarstwo od kilku lat walczy o przywrócenie dobrego imienia, zszarganego przez wpadki dopingowe. Największym winnym jest Lance Armstrong, ale gdyby chodziło tylko o niego, można by ukuć teorię o jednej bardzo czarnej owcy w stadzie białych, niewinnych owieczek.


Tylko, że wpadali też inni: Jan Ullrich, Manuel Beltran, Bernard Kohl, Alberto Contador, Bjarne Riis i wielu, wielu innych. Może byli czyści kolarze, może było ich wielu, ale cień padł na wszystkich. Jeśli ktoś odrywał się reszcie stawki, natychmiast pojawiało się podejrzenie, że to dzięki dopingowi.


Teraz kolarstwo jest w awangardzie sportów, które walczą z dopingiem. Międzynarodowa Unia Kolarska (UCI) wprowadziła paszporty biologiczne, dzięki którym mają być wyłapane wszelkie zmiany w organizmach zawodników. Kolarze mają się też meldować, gdzie i kiedy zamierzają przebywać, żeby w każdej chwili mogli ich znaleźć kontrolerzy antydopingowi - kiedy trenują albo odpoczywają.

 

Sami kolarze przyznawali w wywiadach, że po wprowadzeniu tych wszystkich obostrzeń czasy uzyskiwane na poszczególnych etapach przestały być tak spektakularne, ale za to stały się wiarygodniejsze. Kiedy więc z niesamowitą formą wystrzelił Chris Froome, natychmiast podniosły się głosy, że coś tutaj nie gra.

 

Brytyjczyk nie może opędzić się od pytań, czy jest czysty. Pytali go o to dziennikarze na niedzielnej konferencji prasowej podczas Tour de France. Głośno swoje wątpliwości wyraża też francuski ekspert telewizyjny i były świetny kolarz Laurent Jalabert. Francuz, który sam w 2004 roku wpadł na dopingu (próbka z 1998 roku), mówi bardzo mocno: "To było surrealistyczne widzieć, jak mocny jest Froome".

 

Chodziło o 10. etap wyścigu na trasie do La Pierre-Saint-Martin, kiedy Froome oderwał się od innych kolarzy i jechał jakby miał w nogach wysokooktanowe paliwo. Pod szczyt Col de Sudet wjechał z przewagą 59 sekund, a drugi był jego kolega z drużyny Richie Porte. Sam Brytyjczyk zapewnia, że wszystko osiągnął ciężko pracą i jest czysty (dziennikarze na konferencji prasowej przypomnieli mu, że tak samo mówił Armstrong), a kibice po prostu w to nie wierzą. Podczas jednego z etapów Brytyjczyk został obrzucony pojemnikiem z moczem. Jalabertowi odpowiedział na Twitterze: "Jeśli nie przestaniesz mówić na mój temat, to pamiętaj, że wszystkie Twoje wypowiedzi są rejestrowane w radio i telewizji".

 

 

Nie pomaga mu też przeszłość. Froome przyznał, że w zeszłym roku uniknął jednej z niezapowiedzianych kontroli antydopingowych, kiedy był na krótkich wakacjach we Włoszech, nie sprecyzował jednak, kiedy dokładnie się to stało. W 2014 roku, podczas Tour de Romandie zażywał leki, zawierające sterydy, wszystko jednak za zgodą dyrektora medycznego Mario Zorzoliego.

 

Światowa Agencja Antydopingowa (WADA) ani UCI w dalszym ciągu nie uznały wyników badań norweskich naukowców, którzy są przekonani, że nawet krótkotrwałe zażywanie dopingu sterydowego w odległej przeszłości może potem pomagać sportowcom w budowaniu masy mięśniowej, a także w regeneracji podczas bardzo długich wyścigów. WADA tłumaczy, że dopóki wyniki nie zostaną potwierdzone na grupie ludzi, nie można na nich oprzeć regulacji antydopingowych. Badania naukowców z Uniwersytetu w Oslo pod kierownictwem prof. Christiana Gundersena zostały przeprowadzone jedynie na myszach. Z powodów etycznych na razie nikt nie wyraził zgody na badania na ludziach.

Łukasz Majchrzyk, Polsat Sport

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Komentarze