Dziekanowski: Berg opanował w końcu elementarz

Piłka nożna
Dziekanowski: Berg opanował w końcu elementarz
fot. PAP

W rewanżowym meczu z FK Kukesi Legia po raz pierwszy w tym sezonie w europejskich pucharach zagrała tak, że przez pełne 90 minut w pełni kontrolowała wydarzenia na boisku. Ich grę oglądało się z przyjemnością i dużym spokojem. Ani przez chwilę nie było wątpliwości który zespół jest lepszy.

W czwartkowy wieczór właściwie wszystko w ekipie Henninga Berga funkcjonowało tak, jak należy. Tak, jak podpowiada piłkarski elementarz i zdrowy rozsądek – od pierwszej minuty zagrali najlepsi w danym momencie piłkarze (zakładam, że brak Nikolicia i Jodłowca to rzeczywiście był efekt kontuzji) i prawie wszyscy na swoich pozycjach. A gdy było już jasne, że nic nie odbierze wicemistrzom awansu, na boisko zaczęli wchodzić młodzi – Rafał Makowski, Robert Bartczak. Aż boję się przesłodzić, ale ciśnie mi się na usta słowo „harmonia”.

 

Bergowi należą się gratulacje, że w końcu, po tylu tygodniach różnych dziwnych eksperymentów doszedł do tych najprostszych rozwiązań. Ustawienia, które potrafi przewidzieć każdy sympatyk warszawskiej drużyny śledzący w miarę regularnie jej losy. Taktyki, w której jego zespół czuje się najlepiej. Jak się okazuje przewidywalność, to żaden grzech. Grzechem jest to, że Norweg tak długo bronił się rękami i nogami przed tymi najprostszymi i najlogiczniejszymi wyborami. Jakby chciał udowodnić, że widzi coś, czego inni nie widzą.

 

Najgorsze w tym było to, że w poszukiwaniu nowych rozwiązań Norweg wykazywał brak umiaru. Na siłę próbował przerobić Legię na swój jedyny, niepowtarzalny projekt. Niestety  jego artystyczne ciągotki szły w kierunku karykatury. Bo można przestawić jednego, dwóch piłkarzy, z konieczności trzech, ale gdy zaczyna się mieszać tak, że gubią się w tym zawodnicy, to już staje się to niebezpieczne. Mam nadzieję, że szalone rotacje na razie nie będą zaprzątały myśli norweskiego trenera, że będzie trzymał się elementarza. A gdy go już przerobi od deski do deski, wtedy zacznie kombinować. Póki co ta elementarna taktyka powinna spokojnie wystarczyć na pokonanie Zorii Ługańsk i awans do fazy grupowej Ligi Europejskiej.

 

Ale żeby nie było za słodko, jedno w czwartek mi się nie podobało w grze Legii – Michał Pazdan w roli środkowego pomocnika. Widać gołym okiem, że sprowadzony z Jagiellonii reprezentant Polski nie czuje się najlepiej na tej poycji. Mam nadzieję, że to tylko potrzeba chwili i Norweg nie będzie upierał się przy tym tygodniami.

Dariusz Dziekanowski, Polsat Sport

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Komentarze