We Wrocławiu gorąca przyjaźń. Śląsk - Lechia 0:0

Piłka nożna
We Wrocławiu gorąca przyjaźń. Śląsk - Lechia 0:0
fot. Cyfrasport
Śląsk i Lechia potrzebują punktów.

W spotkaniu Śląska z Lechią na boisku było bardzo gorąco, niestety nie za sprawą piłkarzy, ale pogody. To były prawdziwy mecz przyjaźni. Obie drużyny potrzebują punktów, więc nie chciały zrobić sobie krzywdy.

Obie drużyny potrzebują punktów. Mierzą w europejskie puchary, ale początek sezonu jest taki, że jeśli forma nie wzrośnie, to trzeba będzie się martwić o awans do grupy mistrzowskiej. Śląsk po potężnym ciosie od Legii w pierwszej kolejce i odpadnięciu z eliminacji Ligi Europejskiej powoli zaczął wstawać z kolan - w dwóch meczach zdobył cztery punkty. Ale Lechia na razie tonie w szarzyźnie. Do tej pory udało piłkarzom z Gdańska udało się zdobyć jedynie punkt i trener Jerzy Brzęczek musi szukać usprawiedliwień fatalnych wyników.

 

Zaczęły się też nerwowe ruchy: do drugiej drużyny zesłanych zostało już czterech piłkarzy i chociaż są to zawodnicy drugiego planu, to takie ruchy nigdy nie zwiastują niczego dobrego. Teraz każdy punkt dla obu drużyn jest na wagę złota i "mecz przyjaźni" (kibice obu drużyn mają tzw. zgodę) to idealna okazja, żeby podać sobie rękę.

 

To tylko utarty slogan, ale momentami wydawało się, że obie drużyny mocno sobie go wzięły do serca. Piłkarze biegali w pierwszej połowie w zwolnionym tempie, ale można im to w tej kolejce wybaczyć. Saharyjskie temperatury powodują, że ciężko jest wytrzymać na zadaszonych trybunach, a co dopiero szaleć na boisku. Nic dziwnego, że sędzia Paweł Gil w 23. minucie zaprosił piłkarzy obu drużyn na krótki odpoczynek.

 

Gorąco pod bramkami zrobiło się praktycznie tylko trzy razy: po znakomitym rajdzie przez pół boiska Kamila Bilińskiego (goniący go Jakub Wawrzyniak nie był w stanie dopędzić rywala), po uderzeniu głową Flavio Paixao i po wyjściu z bramki Mariusza Pawełka, które mogło się zakończyć efektownym lobem. Gole jednak do przerwy nie padły.

 

W drugiej połowie było bardzo podobnie. To Śląsk sprawiał lepsze wrażenie. Piłkarze Tadeusza Pawłowskiego biegali jakby szybciej i bardziej pomysłowo rozgrywali piłkę. Co z tego jednak, kiedy Biliński z bliska nie potrafił pokonać bramkarza Lechii, a kilka minut później Robert Pich nie miał przed sobą już nikogo, a mimo to nie trafił w bramkę. Piłka po jego strzale z czterech metrów trafiła w słupek.

 

Lechia tylko czekała na końcowy gwizdek, zabezpieczała tyły i w końcu się go doczekała, chociaż gdyby Mariusz Pawełek zdrzemnął się na chwilę, to Bruno Nazario zdobyłby w 90. minucie pięknego gola. Lechia wywiozła z Wrocławia jeden wymarzony punkt i może wracać do Gdańska w nienajgorszym humorze. Kryzys trzeba przetrwać i zrobić wszystko, żeby z niego wyjść, a potem zacząć marsz w górę tabeli.

 

Śląsk Wrocław - Lechia Gdańsk 0:0

 

Śląsk: Mariusz Pawełek - Paweł Zieliński (64. Mariusz Pawelec), Piotr Celeban, Adam Kokoszka, Dudu Paraiba - Flavio Paixao, Tomasz Hołota, Tom Hateley, Jacek Kiełb, Robert Pich (81. Peter Grajciar) - Kamil Biliński (89. Michał Bartkowiak)

 

Lechia: Marko Marić - Grzegorz Wojtkowiak, Rafał Janicki, Mario Maloca (85. Rudinilson), Jakub Wawrzyniak - Maciej Makuszewski (67. Michał Mak), Ariel Borysiuk, Stojan Vranjes (74. Daniel Łukasik), Piotr Wiśniewski, Bruno Nazario - Grzegorz Kuświk

 

Żółte kartki: Hateley - Wojtkowiak, Wiśniewski

Łukasz Majchrzyk, Polsat Sport

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Komentarze