Mariusz Rumak: Odszedłem z Zawiszy na własną prośbę

Piłka nożna
Mariusz Rumak: Odszedłem z Zawiszy na własną prośbę
fot. Cyfrasport
Mariusz Rumak: Misja "Bydgoszcz" dobiegła końca.

Mówię panu z ręką na sercu: 8 września 2015 roku nie mam żadnej propozycji pracy, na żadnym poziomie rozgrywkowym. Decyzja o odejściu nie była w żaden sposób spowodowana tym, że już coś mam – zdradza Polsatsport.pl Mariusz Rumak.

Łukasz Majchrzyk: Po wygranym meczu z Olimpią Grudziądz 3:2 pojawia się informacja, że Mariusz Rumak nie jest już trenerem Zawiszy. Dość zaskakujące to było.


Mariusz Rumak: Czy ja wiem? Trzeba by się było ludzi spytać, czy byli zaskoczeni. Nie wiem, jak ta informacja została przedstawiona w mediach, ale kontrakt został rozwiązany za porozumieniem stron, na mój wniosek. Nie było to związane z wynikami. Zacząłem rozmawiać o rozwiązaniu kontraktu przed meczem z Olimpią Grudziądz. Wiedziałem, że po zwycięstwie derbowym zespół dostanie mentalnego kopa. Ponadto, tylko jeden piłkarz jest kontuzjowany. Wrócił Mica, który strzelił nawet bramkę. Nie chciałem odchodzić w złym momencie. Wygraliśmy, jesteśmy w czołówce, z niewielką stratą do lidera, więc można było podjąć taką decyzję.

 

Kapitalny gol Jakuba Smektały

 

Kiedy trener rezygnuje z pracy na własną prośbę, to na ogół oznacza to, że już coś ma w zanadrzu...


Mówię panu z ręką na sercu: 8 września 2015 roku nie mam żadnej propozycji pracy, na żadnym poziomie rozgrywkowym. Decyzja o odejściu nie była w żaden sposób spowodowana tym, że już coś mam. Podkreślam, tak jest dzisiaj. Za miesiąc mogę już być w nowy miejscu i ktoś powie, że Rumak oszukiwał. Nie, nie oszukiwał. Dzisiaj nie mam żadnej propozycji, choć jakieś zapytania nieformalne się pojawiały w różnym czasie. Ludzie sondowali, jaka jest moja sytuacja, ale bez konkretów.

 

Tak źle było panu w Zawiszy?


Doszedłem do momentu, w którym wiedziałem, że będzie bardzo ciężko odnieść sukces - zrealizować cel, jakim jest awans do ekstraklasy. Gdzieś się pojawiają głosy, że nie chcę pracować w I lidze, ale to nieprawda, nie chodziło o to. Powiem tak: proszę spojrzeć na Zagłębie, czy Bełchatów po poprzednim spadku. Tam w większości zostali piłkarze z ekstraklasy. Zagłębie straciło wiosną poprzedniego sezonu cztery bramki stracili wiosną. W Bydgoszczy trzeba było budować nowy zespół. Większość piłkarzy odeszła. W takich okolicznościach bardzo trudno o awans. Byłem tu około roku, a prowadziłem trzy różne zespoły. Jeden zastałem i próbowałem z nim ratować sytuację jesienią poprzedniego roku. Drugi miałem na wiosnę - ten zbudowałem i uzyskał niezłe wyniki, jak na moment, w którym to się działo. Teraz w pierwszej lidze, był trzeci zespół. Pomimo tego, że niektórzy piłkarze się powielali, Kamil Drygas, może Łukasz Nawotczyński, ale to są jednostki.

 

Podjął pan decyzję po zamknięciu okna transferowego, kiedy było wiadomo, że drużyna ma ostateczny kształt?


Okno transferowe to jest magiczne słowo, bo piłkarzy bez kontraktu można pozyskiwać przez cały rok. To nie było tak, że coś się nagle wydarzyło. Analizowałem, jak to wszystko wygląda przez pewien czas. Przed meczem z Olimpią Grudziądz rozmawialiśmy z władzami klubu. Piłkarze o niczym nie wiedzieli, takie rzeczy się w gabinetach zachowuje. Odszedłem z Bydgoszczy, ale zostawiam drużynę w dobrym stanie. Nowy trener przejmie zespół nie z dołu tabeli, ale w czubie, zdrowy, przygotowany. Naprawdę nie odszedłem z powodu "pierwszej ligi".

 

Odejście Alvarinho przelało czarę goryczy?


Wielu piłkarzy jeszcze z nami trenowało po zakończeniu poprzedniego sezonu, choćby Iwan Majewski, Kuba Świerczok i kilku innych. Patrzyłem na trening i myślałem: to jest to, to jest jak w ekstraklasie. To nam dawało zupełnie inny poziom, jeśli chodzi o treningi. Wraz z kolejnymi odejściami poziom treningu był coraz niższy, a we mnie narastała decyzja. Nie ma ostrej daty.

 

To, co pan zrobił, nie jest częste wśród trenerów.


Nie jestem człowiekiem, który się trzyma za wszelką cenę posady. Zawsze chciałem osiągać realne cele. Wierzyłem, że w trzecim sezonie mojej pracy w Lechu możemy osiągnąć sukces. Lechowi się udało, ale już z nowym trenerem. Na wiosnę zabrakło nam czasu, żeby się utrzymać. Średnia punktów jak na zespół budowany w takim tempie była naprawdę dobra. Odnieśliśmy sześć zwycięstw z rzędu, to naprawdę nieźle wyglądało. Trzeba patrzeć na pozytywy, a one są takie, że wielu piłkarzy zrobiło postęp. Grzegorz Sandomierski został nominowany do nagrody na najlepszego bramkarza sezonu. Nawet mnie piłkarze i trenerzy drużyn przeciwnych nominowali do trenera roku. To też jest kuriozum, bo przecież spadliśmy z ligi. Widać jednak, że graliśmy naprawdę nieźle.

 

Dał pan szansę w Bydgoszczy kilku młodym chłopakom. To zostanie w Zawiszy po pana odejściu?


Zawsze, jak jestem w jakimś klubie, to staram się, żeby młodzi piłkarze dostawali szanse. Tak już było w Białymstoku. Brałem ich z juniorów i potem szli do pierwszego zespołu. Tak robiłem w Lechu. Gdyby Zawisza był w ekstraklasie, to też by wchodzili na boisko, może na mniej minut, ale mogliby grać. Staram się budować, a nie przetrwać na stanowisku.

 

Ma pan żal do Zawiszy, że tak to wyszło?


Nie chcę tego nazywać żalem, bo to może za mocne słowo... Pewnie, gdyby nie było tak wielkiej przebudowy, to bym dalej w Bydgoszczy pracował. Niektórzy powiedzą, że realia finansowe do tego zmusiły. Gdyby udało się zostawić tak dużą grupę piłkarzy, jak w Zagłębiu i Bełchatowie, to powrót do ekstraklasy byłby naprawdę realny.

Łukasz Majchrzyk, Polsat Sport

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Komentarze