Puchar Świata 2015: Ostrzeżenie przed niebezpieczeństwem!
…i było ich siedem – tak można podsumować wspaniałą passę naszych siatkarzy w japońskim Pucharze Świata, którzy w czwartek zanotowali siódme zwycięstwo. Polacy kroczą od wygranej do wygranej, w pokonanym polu zostawiając nawet mistrzów olimpijskich i niebezpieczne ekipy Iranu oraz Argentyny. Przed biało-czerwonymi teraz ostatnie cztery starcia i na pewno musimy do nich podejść niesamowicie skoncentrowani – z tymi drużynami już mieliśmy liczne kłopoty.
Tegoroczny Puchar Świata przypomina mi zeszłoroczny mundial nad Wisłą. Polacy także regularnie wygrywali, a na drodze spotkali aż 7 z 11 drużyn, które grają w japońskim turnieju. Już w Grupie A, która rozgrywki zaczęła niezapomnianym starciem z Serbią na Stadionie Narodowym w Warszawie, a kontynuowała we Wrocławiu, zmierzyliśmy się z Argentyną, Wenezuelą i Australią. Wówczas wszystkie trzy spotkania wygraliśmy 3:0. Tym razem ograliśmy już pierwsze dwie ekipy, ale po 3:1, mając w trakcie spotkań kłopoty. Teraz czas na Kangurów.
Londyński koszmar
W trakcie mistrzostw także wygraliśmy z nimi 3:0, ale akurat z Australią przydarzyła nam się wpadka dwa lata wcześniej. Wciąż ciężko zapomnieć przegraną z igrzysk olimpijskich w Londynie, która zepchnęła nas na drugie miejsce w grupie i skazała na ćwierćfinałowe starcie z Rosją, która ograła nas, później wygrała z Bułgarią, a w finale zwyciężyła także Brazylię. Ekipa Władimira Alekny zdobyła mistrzostwo olimpijskie.
Od tamtej pory już siedem razy znaleźliśmy sposób na Sborną, ale londyńskiej wpadki z Australią nie potrafię zapomnieć. Gdybyśmy zwyciężyli z siatkarzami z Antypodów, na Rosję wpadlibyśmy ewentualnie w półfinale, zaś krok wcześniej naszym rywalem byłyby Niemcy. Eh, to już historia, ale będąca wciąż żywym ostrzeżeniem…
Wróćmy jednak do podobieństw z mundialem 2014 roku. Po wygraniu Grupy A, Polacy zameldowali się w Łodzi, gdzie trafili na kolejnych przeciwników z tegorocznego Pucharu Świata – Iran, USA i Włochy. Jakież to były boje. Najpierw trafiliśmy na Kowbojów i przegraliśmy 1:3. Jak się później okazało, była to jedyna nasza wpadka w turnieju, ale skazała nas na grę pod presją w kolejnych spotkaniach. I tu znów mamy analogię – w piątek musimy ograć Australię, ale w poniedziałek czeka nas szalenie ważne starcie z Amerykanami. Ewentualna przegrana także postawi nas pod ścianą, a nawet może kosztować brak awansu na igrzyska.
Olimpijskie koszmary
Chyba że szczęście mistrzów nadal będzie sprzyjało podopiecznym Stephane’a Antigi i o wszystkim decydować będzie starcie z Italią. 11 września 2014 roku, dzień po przegranej z USA, również na naszej drodze stanęli Włosi. I co to był za dramat – najpierw przegraliśmy 19:25, zostaliśmy zbici, graliśmy nerwowo. Rywale już nie mieli szans na kolejną fazę i stawili nam wielki opór. Kolejna analogia? W środę ekipa z Półwyspu Apenińskiego również może być pozbawiona szans walki o igrzyska i stąd może być jeszcze groźniejsza. Na szczęście 12 miesięcy temu podnieśliśmy się i ostatecznie wygraliśmy 3:1 (choć w głowie kołacze się inny olimpijski koszmar, ten z 2008 roku, to nie chcę go już przypominać).
Dalej już pamiętacie – szalony mecz z Rosją, wygrana z Brazylią, super nerwowy półfinał z Niemcami i wreszcie finał z Canarinhos. Finał z 21 września – historia więc znów połączy mundial i Puchar Świata, bowiem w tym samym dniu zagramy "mały finał" – tym razem z USA. Ostrzeżenie sprzed roku już mamy. Czas na rewanż, bowiem ostatnio nie idzie nam z Kowbojami...
Komentarze