Nowy trener Legii dla Polsatsport.pl: Nie jestem Iwanem Groźnym. Jestem Czerczesow!

Piłka nożna
Nowy trener Legii dla Polsatsport.pl: Nie jestem Iwanem Groźnym. Jestem Czerczesow!
fot. PAP

Piłkarze powinni zrozumieć fakt, że tylko razem jesteśmy w stanie zrealizować cele. Kto jest do tego gotowy, ten jest. Kto nie – odpada. Musi szukać sobie klubu. Inaczej tego nie widzę – mówi w rozmowie z Polsatsport.pl trener Legii Warszawa Stanisław Czerczesow.

Stanisław Czerczesow to nie tylko nietuzinkowy trener, ale także rozmówca. Cały czas żartuje, wyprowadza z równowagi, prowokuje. W trakcie wywiadu kilkukrotnie przejmuje kontrolę nad dyskusją. Można się z nim kłócić i spierać, ale pod jednym warunkiem: żadnych pytań o politykę. Ma pomysł na Legię i ma pomysł na siebie. Nie ukrywa, że w Warszawie chce przypomnieć o sobie piłkarskiej Europie. Na stadionie Legii spotkaliśmy się w szatni gości. Można było jednak odnieść wrażenie, że Rosjanin po zaledwie kilku dniach spędzonych w Polsce na Łazienkowskiej czuje się jak w domu.

 

Iwanow: Czas Czerczesowa. Kiedy Legia wyprodukuje kolejnego dobrego piłkarza?

 

Sebastian Staszewski: Kiedy przed naszą rozmową zapytałem kilku pracowników Legii o to, jakim jest Pan człowiekiem, wszyscy stwierdzili zgodnie, że jest Pan przeciwieństwem Henninga Berga…

 

Stanisław Czerczesow: Co w tym dziwnego? Na świecie nie ma dwóch takich samych ludzi. Nawet bliźniacy się od siebie różnią.

 

Powiedzieli też, że wywiady z Panem nie należą do łatwych. To prawda?

 

A niby dlaczego?

 

Bo nie boi się Pan ostrych dyskusji. Lubi Pan rozmawiać z dziennikarzami? Takie wrażenie można było odnieść po konferencji prasowej, na której zrobił Pan prawdziwe show!

 

Nie chodzi o to czy lubię, czy nie. To część mojej pracy na którą muszę przeznaczać czas. A show? Nie przesadzajmy.

 

Jaki jest Pana styl pracy? Pytałem o Pana byłych podopiecznych. Z ich opowieści wyłania się Iwan Groźny.

 

Ja jestem dobrym człowiekiem!

 

To również podkreślali, natomiast mówili także, że w klubach w których Pan pracował, Pana zdanie było najważniejsze. I, że nie było dyskusji.

 

Człowiek i trener to nie są dwie te same osoby. Trenerem jestem w pracy. A kiedy jest praca, trzeba robić to, co należy.

 

Czyli?


Czyli pracować profesjonalnie. Bez martwienia się czymkolwiek innym.


Henning Berg też pracował profesjonalnie. I przegrał.

 

Nie znam go. Nie będę się z nim porównywał.

 
To moje stwierdzenie. Ale czy to prawda, że jest Pan despotą?

 

Myślę, że nie. Czerczesow to nie jest Iwan Groźny. To Stanisław Czerczesow.

 

Ale lubi Pan ciężką, żmudną pracę, prawda?
 
Praca i futbol? Nie pasują mi te słowa. Robota to jest kiedy machasz łopatą. Piłka nożna to zabawa, gra. Dlatego ja chcę grać, a nie pracować. Jeśli grasz bez serca i bez emocji, to nie futbol. To tylko robota. Oczekiwania w Legii są duże – to już widzę. Zobaczymy jednak czy ja zrozumiem piłkarzy, czy oni zaakceptują mnie. Nie zmienimy tego od razu, ale oni powinni przyswoić sobie fakt, że tylko razem jesteśmy w stanie coś osiągnąć. Że tylko razem zrealizujemy cele. Kto jest do tego gotowy, ten jest. Kto nie – odpada. Musi szukać sobie klubu. Inaczej tego nie widzę.

 

Ilu piłkarzy Legii znał Pan miesiąc temu?

 

Znałem… Nie wszystkich, ale wielu. Są różni. Oceniać kto jest lepszy, a kto gorszy nie powinienem. Natomiast w drużynie powinna istnieć hierarchia, struktura. Wtedy zespół funkcjonuje poprawnie.

 

Ma Pan dziś drużynę, która pozwala zdobyć mistrzostwo Polski?

 

Dopiero zaczynamy wspólną pracę, więc spokojnie. My oczywiście chcemy, ale pamiętajmy, że inni też chcą. Do lidera tracimy w tej chwili dziesięć punktów. Dlatego matematyka mówi nam, że aby dogonić Piasta musimy wygrywać. A to nie takie proste. Na początku chcę dowiedzieć się jaka jest w tej chwili forma psychiczna i fizyczna naszych piłkarzy. Później dopiero zaczniemy grać tak, jak należy. Mamy w tej chwili najlepszych kibiców w Polsce, a może nawet i w całej Europie. Drużna się rozwija. Wydaje się więc, że w tej chwili mamy wszystko. A co z tego wyjdzie? Zobaczymy.

 

Myślał Pan już o transferach?

 

W ogóle. Martwię się tymi zawodnikami, których mam. Chcę sprawić, aby dawali z siebie maksimum. To moje zadanie. A później mogę rozmawiać o transferach. Tylko, że na transfery potrzebne są pieniądze. A te wydawać jest najłatwiej. Szczególnie nieswoje. To nie jest moja filozofia. Działać trzeba odpowiednio, a nie lekceważąco. Kiedy masz dom to nie kupujesz do niego drugiej lodówki, skoro jedną już masz. Kupujesz telewizor i masz różne potrzebne sprzęty. A więc tym dopiero pomyślę.

 

Chciałby Pan nawiązać do sukcesów Legii z lat dziewięćdziesiątych? Do zespołu z którym rywalizował Pan w Lidze Mistrzów, jako bramkarz Spartaka?

 

Nie. To był solidny zespół, ale chcę, aby moja Legia grała inaczej. Z tamtych czasów pamiętam, że na Łazienkowskiej był fatalny stadion i fatalne szatnie. Masakra! Ale tamten mecz wygraliśmy. To było dwadzieścia lat temu!

 

Liga Mistrzów to marzenie?

 

To nasz cel. Gadać może jednak każdy. Siłę musimy pokazać na boisku.

 

Ma Pan polskie imię…

 

Mam. Nie wiem dlaczego, ale jestem z tego powodu szczęśliwy. Lubię je.

 

Może dlatego tak bardzo lubi Pan Polaków?

 

Kto tak twierdzi?

 

Ci, którzy z Panem pracowali. Albo grali. Nie brakowało ich przecież.

 

Wszyscy Polacy byli moimi dobrymi kolegami. Wiem, że Piotr Nowak jest w Ameryce, z Andrzejem Leśniakiem niestety nie mam kontaktu, ale z Radkiem Gilewiczem rozmawiałem wczoraj. Obiecał mi, że przyjedzie na mecz Legii. Był jeszcze Jurek Brzęczek z którym spotkałem się kilkukrotnie. Natomiast jeśli chodzi o piłkarzy, to Rybus przyszedł do mnie jako mistrz. Komorowski też. Tak samo Gol, Wawrzyniak. Oni przywykli do bycia na szczycie. Dlatego ostatecznie znajdowali miejsce w klubach, które prowadziłem.

 

Nie wiem czy jest w tej chwili w Europie trener, który stawiałby na tak wielu Polaków…

 

Jeśli takich nie ma, to ich problem (śmiech).

 

To lubi Pan nas czy nie?

 

Polaków czy Polki?


Jak Pan uważa.

 

Lubię profesjonalnych sportowców. Tak było kiedy grałem w piłkę, tak jest, gdy jestem trenerem. Z takim nigdy nie miałem żadnych problemów. Mój przyjazd do Polski nie był problemem. Nie byłby też do Niemiec, do Anglii. Wszędzie ludzie są jednakowi. Tak jak ty się do nich odnosisz, tak oni będą się odnosić do ciebie. Najważniejsze to być sobą.

 

Rozmawiamy po rosyjsku, ale słyszałem, że chce się Pan nauczyć mówić po polsku.

 

Chciałem, ale po co? Ty mówisz po rosyjsku, Iza też [Kuś, rzecznik prasowy Legii – przyp. red.], to po co ja mam się uczyć? Dogadujemy się przecież. Kiedy przyjechałem do Niemiec nie znałem nawet jednego słowa. W szkole miałem tylko angielski. A dziś rozmawiam w tym języku bez problemów. Sam do tego doszedłem…

 

Rozumiem. To kiedy porozmawiamy po polsku?
 
Oj, to będzie problem.


Proszę się nie zgrywać. Słyszałem, że nauka polskiego to dla Pana ważna kwestia.

 
No dobrze, to prawda. Skoro tak powiedziałem, to tak zrobię. Taki już jestem.

Sebastian Staszewski, Polsat Sport

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Komentarze