Iwańczyk: Ręce precz od Antigi, gość jest w połowie drogi!
Zastanawiałem się, czy strzeli komukolwiek do głowy pomysł zwalniania trenera kadry siatkarzy. Okazuje się, że szaleńców ci u nas dostatek. W połowie drogi, bo przecież droga Stephane’a Antigi obliczona jest na medal igrzysk olimpijskich w Rio, kilka osób ze środowiska zapragnęło rewolucyjnych zmian.
O tym, że Antiga prędzej czy później padnie ofiarą swojego sukcesu, byłem przekonany już następnego dnia po ubiegłorocznej koronacji Polaków na mistrzów świata. Tak niespodziewany sukces i to ledwie w kilka miesięcy po tym, jak świetny siatkarz, ale trenerski żółtodziób wziął się za jedną z globalnych potęg, musiał nas rozochocić. Piszę „nas”, bo to chyba jedna z największych przywar charakterologicznych Polaków jako nacji: „dać nam palec, będziemy chcieli rękę”.
Mielewski: Nie ma powodów do dramatyzowania. Siatkarze jeszcze niczego nie stracili!
Nie wychodzi ten sezon polskim siatkarzom tak, jak tego oczekiwali. A już na pewno nie tak, jak oczekiwali kibice, bo w ich śmiałych planach było wygranie Ligi Światowej, Pucharu Świata i mistrzostw Europy. Skończyło się opartych na niuansach przegranych. I nie przekona nikogo, że jednak Ligę Światową skończyliśmy na czwartym miejscu, w Pucharze Świata wygrali z nami dopiero i tylko Włosi, a w mistrzostwach Europy drogę do medali zamknęła Polakom Słowenia, ta sama, która wywalczyła później srebrny medal, wygrywając w półfinale z Włochami właśnie.
Rozumiem, że niuans w sporcie waży wiele. On decyduje, czy ktoś łka ze szczęścia, czy zalewa się łzami rozpaczy po porażce. Trochę roztropności byłoby jednak wskazane. Po pierwsze, sezon jeszcze się nie skończył, a jego głównym celem, poza doraźnymi sukcesami, na które każdy z nas miał ochotę, pozostaje olimpijska kwalifikacja. Bo to nie imprezy 2015 r., a olimpijski sezon jest dla tej drużyny najważniejszy. Tak jak mistrzostwo świata, tak i olimpijskie złoto Polacy mieli zdobyć po 40 latach. Że przez dwie dekady było to raczej pasmo nieszczęść, już nie pamiętamy. Świeżo nam w głowie ostatnie sukcesy, to one stają się punktem odniesienia, a co za tym idzie źródłem niepohamowanych ambicji.
Piszę o tym wszystkim, bo przeczytałem dziś niepokojącą w treści rozmowę z Antigą. Na łamach Super Expressu selekcjoner potwierdza, że znaleźli się już ludzie, którzy wysłaliby go w kosmos.
- Nie jestem zaskoczony, spodziewałem się tego. Wiem, co stało się z moimi poprzednikami na tym stanowisku. Zdaję sobie sprawę, że w Polsce są gigantyczne oczekiwania. To nie jest dla mnie przyjemny moment i wiem, że grupa krytyków się zwiększa – odpowiada Antiga pytany o to, czy ma świadomość, że niektórzy już dybią na jego głowę.
Patrzę na tę sytuację i przypomina mi się, co wydarzyło się z kobiecą reprezentacją po odejściu Andrzeja Niemczyka. Nie twierdzę, że to trener bez skazy i że akurat w tamtej chwili nie powinien był zostać zwolniony, ale kolejne wydarzenia, kiedy o kadrze i stanowiskach decydował kto popadnie, zdezawuowały tę reprezentację do cna. Zmieniali się liczni selekcjonerzy, kadra zaś staczała się do grona kontynentalnych średniaków. O igrzyskach, a nawet medalu mniej liczących się imprez możemy tylko pomarzyć.
Nie brakuje szaleńców w żadnym środowisku. Pal sześć, kiedy o tak kluczowych kwestiach dyskutują kibice. Mają do tego prawo, ich głos jest ważny, ale nie ważący. Gorzej z tymi, których głos naprawdę coś znaczy. Jeśli oni mają wątpliwości dotyczące Antigi, wolałbym, żeby głos decyzyjny w sprawach kadry i obsady jej stanowisk mieli kibice.
Komentarze