Atmosfera jak na Ekstraklasie! Polsatsport.pl z wizytą przy Konwiktorskiej

Piłka nożna
Atmosfera jak na Ekstraklasie! Polsatsport.pl z wizytą przy Konwiktorskiej
fot. Rafał Hurkowski

Przez chwilę zapachniało ekstraklasą. Mieliśmy nawet taki cel na ten mecz: „Tysiąc kibiców na Kamiennej”, który oczywiście został zrealizowany. I to z nawiązką. Fani dostali od nas pamiątkowe koszulki, pojawiło się sporo znanych postaci. A co do wyniku – to najcenniejsze zwycięstwo w rundzie – powiedział nam Radosław Majdan, bramkarz i dyrektor ds. marketingu Polonii Warszawa, która w piątkowym szlagierze III ligi pokonała ŁKS 2:1.

Godzina 20:00. Nietypowa pora dla III ligi, która – przez brak oświetlenia – swe mecze rozgrywa zwykle późnym popołudniem. Polonia to wyjątek. Rozgrzane ponad tysiącluksowe reflektory widać już z okolic Dworca Gdańskiego. Kibice w czarno-biało-czerwonych szalach nadciągają ze wszystkich stron. Tłumnie gromadzą się w kolejkach do kas. Po drodze mijamy też szwadrony policji, które – jak się okazało w drugiej połowie – były tego wieczoru przy Konwiktorskiej niezbędne...  W powietrzu czuć klimat wielkiego wydarzenia. Niby III liga, a jednak wciąż ekstraklasa.

 

Najstarszy klub Warszawy kontra najstarszy klub Łodzi. Dwukrotny mistrz Polski przeciwko dwukrotnemu mistrzowi Polski. Polonia i ŁKS w 1927 roku zakładały ekstraklasę, w roku 2015 – grają na czwartym poziomie rozgrywkowym w kraju... To takie nasze polskie odpowiedniki Glasgow Rangers, które trzy lata temu zaczęły budować swą pozycję od podstaw. Od IV ligi. Historia najnowsza wcale nie bardziej kolorowa – w poprzedniej kolejce Polonia przegrała 0:1 z Pilicą Białobrzegi, ŁKS: dwie kolejki wcześniej 0:3 z Wartą Sieradz... Ciężko uwierzyć, przecież niedawno to był zupełnie inny świat.


pw2

 

„Honorowa”, mimo upadku, wciąż pełna legend. Radosław Majdan niesamowicie zaangażowany. Rozdaje kibicom koszulki, klubowe fanty, dopytuje czy na pewno wszyscy dostali. Po drodze mignął nam też Michał Listkiewicz. Były prezes PZPN zamiast w loży dla VIP-ów (swoją drogą, najtańsze „VIP-y” o jakich słyszeliśmy – 50 złotych za bilet), otoczony kółeczkiem znajomych, chętnie wita się z kibicami. Cała Polonia – rodzinna atmosfera, brak podziału na ważniejszych i tych mniej ważnych.

 

Na szerszą rozmowę zaprosiliśmy Stanisława Kralczyńskiego, gwiazdę „Czarnych Koszul” przełomu lat 60. i 70., wieloletniego działacza klubu, trenera młodzieży, odkrywcę talentu braci Żewłakowów. To dla Polonii ktoś taki, jak Lucjan Brychczy dla Legii, z którym zresztą występował swego czasu za miedzą. Odkąd jednak trafił na Konwiktorską, praktycznie nie opuszcza stadionu. Zawsze ma coś do załatwienia.

 

***

 

Rafał Hurkowski: Co z tą Polonią, Panie Stanisławie?

 

Stanisław Kralczyński: No, jak widać – ekstraklasa. (śmiech) Już 20 lat temu, jeszcze za czasów, Marka Wielgusa (właściciel klubu w latach 1993-96 – RH), namawiałem kolegów, żeby przekształcili Polonię w spółkę akcyjną. W końcu się udało, ale gdyby zrobili to wcześniej, nie zaznalibyśmy całej tej goryczy ostatnich lat, gdy co rusz zmieniali się właściciele, a jeden z nich okazał się zupełnie nielojalny wobec barw i porzucił klub w najważniejszym dla niego momencie – na 100-lecie istnienia.

 

Wy nie zapomnicie...

 

Jak tu zapomnieć, skoro wciąż jesteśmy na peryferiach poważnego futbolu? To był cios poniżej pasa. Gdy jesteś związany z klubem przez 50 lat, gdy każdego dnia przychodzisz na stadion, gdy żyjesz z meczu na mecz... Nawet Pan sobie nie wyobraża, jak bardzo to wszystko przeżyłem. Powiem tak: nie spoczniemy, dopóki Polonia nie stanie na nogi. W stolicy co najmniej dwa silne kluby powinny być. Derby z Legią elektryzowały przecież całą Warszawę.

 

Na jakich zawodnikach opiera się teraz Polonia?

 

Przed sezonem ściągnęliśmy kilku wartych uwagi chłopaków, jak Piotr Kosiorowski z I-ligowej Pogoni Siedlce, który rozegrał u nas przed laty parę meczów w ekstraklasie. Jest też Mariusz Marczak z Broni Radom, król strzelców zeszłego sezonu III ligi (17 trafień – RH), który ekstraklasowy epizod miał z kolei w Białymstoku. Obaj bardzo doświadczeni, reszta to zawodnicy młodzi. Igor Gołaszewski i Jerzy Engel junior mają naprawdę spory problem, żeby to wszystko poukładać. Brakuje jakości, zaliczamy jakieś głupie porażki ze słabszymi rywalami... Jeszcze daleka droga.

 

Nadal Pan żyje „z meczu na mecz”, czy dzisiaj już tak tylko od święta – na ŁKS?

 

(śmiech) Jestem na każdym meczu. Nadal zresztą opiekuję się oldbojami. Ściągam tych wszystkich byłych piłkarzy. Przywożę, odwożę. Dbam o przywiązanie do barw. Proszę tylko spojrzeć: ludzie nie opuszczają Polonii. Byle tylko dotrwać do II ligi – wtedy pojawią się już jacyś poważni sponsorzy. Ale tu nie wystarczy być pierwszym w tabeli – potem czekają nas jeszcze baraże ze zwycięzcą grupy dolnośląsko-lubuskiej. Także poziom średniej III ligi nie wystarczy. Musimy budować zespół z myślą o przyszłości.

 

***

 

 

Po wejściu na trybuny, znów – ekstraklasa w III lidze. Frekwencja, doping, organizacja. Wszystko na wysokim poziomie. Niestety, czar prysł już chwilę po pierwszym gwizdku sędziego. Okrzyki „Kosiorowski lepszy niż Lewandowski!” szybko zastąpiło gromkie „Gołaszewski na boisko!”. Fani ŁKS-u, którzy wypełnili cały – mały, bo mały – sektor gości, posyłali do boju z kolei trenera Marka Chojnackiego, ekstraklasowego weterana: aż 452 spotkania na jej stadionach (III miejsce w tabeli wszech czasów). Także „nazwiska” pozostały na ławkach. Z tego ogólnego boiskowego marazmu, wyrywał nas momentami Mariusz Marczak, który kreował grę w środku pola, zaliczył sporo celnych dośrodkowań i po prostu widać było, że to właśnie ten człowiek rozdaje dzisiaj karty w szatni „Czarnych Koszul”.


pw3

 

Po przeciwnej stronie ciekawie prezentował się natomiast czarnoskóry Mauricio. 22-letni Brazylijczyk ma w sobie coś z Saidiego Ntibazonkizy. Często schodził do środka, dryblował na lewym skrzydle, często też jednak – ze względu na słabsze warunki fizyczne – odbijał się od rywala. Na nowego Paulinho w ŁKS-ie raczej się nie zanosi... Kibice powoli już opuszczali trybuny, gdy w końcu zaczęło się dziać. Michał Zapaśnik prowadził piłkę od jakiegoś 30. metra i prawie wszedł z nią do bramki. Nikt mu nie przeszkadzał. Minutę później Aleksander Ślęzak podciął rywala w polu karnym, wyleciał z boiska, a jedenastkę na gola zamienił – ten ponoć lepszy od Lewandowskiego – Piotr Kosiorowski. Fani z Konwiktorskiej czarowani jeszcze niedawno popisami duetu Paweł Wszołek-Łukasz Teodorczyk, są wobec III-ligowców niesamowicie krytyczni. Tym razem nie kryli jednak radości.


pw4 

 

Po przerwie futbol zszedł na dalszy plan. Zaczęło się od efektownej oprawy kibiców Polonii – których tego wieczoru na Kamiennej było na pewno więcej niż tysiąc – manifestującej przyjaźń z I-ligową Sandecją Nowy Sącz. W ruch poszły flagi, płótno, ale poszły też race. - Panowie, zgaście te zimne ognie! To niebezpieczne dla zdrowia! - krzyczał bezradny spiker.


pw5 

 

Kibice ŁKS-u nie pozostali dłużni. Też rozłożyli płótno – charakterystyczny czerwony pas na białym tle – ale im akurat race nie posłużyły tylko dla ozdoby. Wrzucali je na boisko... Jeszcze parę minut wzajemnych bluzgów, jeszcze parę odpalonych rac. I ruszyli. Część kibiców z Kamiennej na 300 fanów ŁKS-u.


pw6 

 

Na stadion wkroczyły szwadrony policji. Wjechała armatka wodna. W ruch poszedł gaz. Konflikt szybko udało się zażegnać, ale kluby na pewno nie unikną konsekwencji. ŁKS zresztą podwójnych – łodzianie odpalili race już przed tygodniem, kiedy podejmowali u siebie Ursus Warszawa. Głupota. Nie ma innego określenia. Teraz, gdy oba kluby są w tak ciężkiej sytuacji, każdy kolejny wydatek jest niemalże jak nóż w plecy.


pw7

 

 

Skończyło się, jak za starych „dobrych” czasów w ekstraklasie... Mecz powoli chylił się już ku końcowi. W 90. minucie bramkę kontaktową zdobył jeszcze Adam Patora i tym samym wskoczył na trzecie miejsce klasyfikacji strzelców III ligi (dziewięć trafień). „Czarne Koszule” opuściły murawę przy aplauzie całego stadionu. To naprawdę dość niezwykłe doświadczenie obserwować takie postacie, jak Michał Listkiewicz czy Jerzy Engel, emocjonujące się boiskowymi wyczynami prawie że amatorów. Tego wieczoru na Konwiktorskiej przenikały się jakby dwa piłkarskie światy. Widać było nadzieję, chęć i zapał. Oby im się udało.

 

- Gdy zdobyliśmy drugą bramkę, a zawodnik ŁKS-u dostał czerwoną kartkę, modliłem się, aby wynik nie uległ zmianie. Wiadomo, 2:0 to najbardziej niewygodny ze zwycięskich rezultatów. Tracisz gola, staje się nerwowo. No i tego gola straciliśmy, ale na szczęście w 90. minucie, a nie, powiedzmy, w 70. którejś. Wtedy całą końcówkę siedzielibyśmy jak na szpilkach – podsumował uśmiechnięty od ucha do ucha Majdan. Polonia przeskoczyła w tabeli ŁKS, zrewanżowała się za wiosenne 1:2 i wszystko byłoby pięknie, gdyby nie ten incydent z drugiej połowy. Cóż, nie wszyscy są w pełni świadomi konsekwencji swoich czynów...

Rafał Hurkowski, Polsat Sport

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Komentarze