Cezary z Pazurem: ESA 37 to zwykłe lanie wody!

Piłka nożna

Nowoczesne stadiony, coraz lepsza frekwencja, mistrz Polski bijący lidera Serie A, znakomite transmisje telewizyjne, unikatowy w skali świata regulamin rozgrywek nasza Ekstraklasa jest napompowana do granic możliwości.

Czy Pan uważa, że regulamin rozgrywek Ekstraklasy się sprawdza? – zapytałem prezesa poważnego polskiego klubu. – Nie! Moim zdaniem jest do d… - odparł bez wahania.

 

To dlaczego w takim razie był Pan za jego wprowadzeniem? – Bo taki był wówczas klimat, ale następnym razem ręki już nie podniosę – wyjaśniał dość pokrętnie.

 

CF: Kung-Fu Pazdan! Legionista na lekcji karate

 

Po dwóch latach funkcjonowania ligi w nowej formule i słynnym dzieleniu punktów opinia o bezsensowności eksperymentalnego regulaminu jest dość powszechna. Zarówno wśród działaczy, kibiców, nie mówiąc już o piłkarzach chociaż ich zdanie powinno w tej kwestii liczyć się najmniej. Intencje pomysłodawców były szlachetne. Chodziło o to, żeby było ciekawiej i bardziej atrakcyjnie.

 

Majstrując przy tzw. produkcie na siłę wypadł z niego, jednak najistotniejszy element. Zgubiono to, o co w tym wszystkim chodzi czyli po prostu sport. W rozgrywkach powinno chodzić przede wszystkim o to by wyłonić najlepszą drużynę w kraju, a najsłabsze zdegradować. Odbieranie punktów po sezonie zasadniczym jest najzwyczajniej niesprawiedliwe. Najwięcej tracą, przecież Ci, którzy byli najlepsi po 30. kolejkach. Zresztą pierwsze 30. kolejek to jedna, wielka ściema. Publikuje się tabelę z fikcyjną liczbą punktów i wmawia się, że drużyna X zdobyła trzy punkty za zwycięstwo. Otóż nie zdobyła tylu, tylko 1,5 punktu. Natomiast za remis inkasujesz pół punktu.

 

W całym sezonie zasadniczym do wzięcia jest zatem zaledwie 45 punktów. Natomiast podczas siedmiu dodatkowych gier 21 „oczek” czyli niemal połowę z tego, co możesz ugrać w trakcie kilku tygodni. Taki dodatkowy pakiet sprawia, że jest ciekawie. Wszystko staje się możliwe, bo tabela robi się płaska. Ktoś może mieć wahnięcie formy, a ktoś chwilowy wzlot i wówczas tabela wywraca się do góry nogami. Tyle, że deprecjonuje się w ten sposób wcześniejsze wydarzenia. Dlatego nikt nie traktuje obecnego lidera Piasta Gliwice poważnie. Po podziale punktów zapewne zostanie dogoniony przez resztę stawki. Jeśli te 30. kolejek było półproduktem to podzielmy też ceny biletów na dwa i nie każmy ludziom „bulić” za cały.

 

Przestawianie klocków, zmiany regulaminów to jest wszystko lanie wody. I tak miarą sukcesu każdej ligi jest awans najlepszych drużyn do Ligi Mistrzów. I na to powinno być największe ciśnienie.

 

Cały felieton Cezarego Kowalskiego zobacz w materiale wideo.

Cezary Kowalski, Polsat Sport

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Komentarze