Wielkie derby, w których nie działo się nic. W Manchesterze bez bramek i emocji

Piłka nożna
Wielkie derby, w których nie działo się nic. W Manchesterze bez bramek i emocji
fot. PAP

Derby Manchesteru miały być pojedynkiem na szczycie i absolutnym hitem dziesiątej kolejki Premier League. Pojedynkiem kapitalnych linii pomocy, topowych snajperów i znakomitych trenerów. Żadna z tych zapowiedzi nie miała zbyt wiele wspólnego z rzeczywistością, bowiem na Old Trafford nie zobaczyliśmy ani goli, ani emocji. Obie drużyny do przodu ruszyły dopiero w samej końcówce, a najlepsze sytuacje zmarnowali Jesse Lingard i Marouane Fellaini.

Te mecze zazwyczaj obfitowały w gole, emocje i podteksty. Niedzielny pojedynek miał być ukoronowaniem tej serii gier i jej największym hitem, jednak kibice i obserwatorzy mogą poczuć się zawiedzeni. Żadna z drużyn nie otworzyła się, widowisko nie stało na najwyższym poziomie, a strzałów na bramkę było jak na lekarstwo. Czy to oznacza świetną grę defensywną i tradycyjne piłkarskie szachy? Nic z tych rzeczy - defensywy zagrały co prawda poprawnie, jednak w stworzeniu widowiska przeszkodziło coś innego. Kreacja gry i kreatywność w ofensywie po prostu stały dziś z obu stron na niespodziewanie niskim poziomie, mimo obecności na placu gry wielu magików.

Przełamanie w najlepszym momencie. Tyne-wear derby dla Sunderlandu!

Pierwsze poważne zagrożenie nadeszło od obficie dziś wygwizdywanego Raheema Sterlinga. W 13. minucie szybka kombinacja z Fernandinho pozwoliła mu z impetem wjechać w pole karne, jednak jego próba została sparowana na korner. Najaktywniejszy w czerwonej koszulce był przebojowy Anthony Martial, który występując na lewym skrzydle w miejscu zwykle okupowanym przez Memphisa Depaya wielokrotnie szarpał i ściągał akcje do środka pola. Najlepszą okazję pierwszej części gry mieli jednak goście - Yaya Toure chybił o metr po dośrodkowaniu z rzutu rożnego w 42. minucie. Manchester United nie strzelił na bramkę rywala na własnym obiekcie w pierwszej połowie po raz pierwszy od 2006 roku!

Drugą połowę lepiej rozpoczęli gospodarze, jednak wciąż było daleko do efektownego widowiska. Oba zespoły wydały tego lata astronomiczne sumy, jednak jakości na boisku było jak na lekarstwo. Uwagę przykuła końcówka meczu, w której sytuacje bramkowe pojawiły się hurtowo. Grę United ożywiło wejście młodziutkiego Jesse Lingarda. To właśnie jego strzał z powietrza po kapitalnym podaniu otwierającym Martiala było najlepszą okazją tego meczu. Francuz rzucił "podcinkę" za Otamendiego, a Lingard próbował przelobować Harta, jednak jego strzał trafił w poprzeczkę!

Bramkarz reprezentacji Anglii wykazał się już wcześniej, gdy przeciął świetne podanie za obronę Marcosa Rojo uprzedzając Juana Matę. W końcówce uratował skórę The Citizens raz jeszcze: płaski strzał w jego lewy słupek oddał inny zmiennik, Marouane Fellaini. W międzyczasie goście zagrozili bramce De Gei po mocnym i precyzyjnym dośrodkowaniu Kevina de Bruyne. Były to jednak jedyne ciekawsze akcenty dzisiejszych derbów, które niestety zawiodły.  Oba zespoły zagrały zbyt zachowawczo, ale dzięki podziałowi punktów Manchester City zrównał się punktami z liderującym Arsenalem i utrzymał pierwsze miejsce w tabeli. Sąsiedzi z United są na miejscu czwartym.


Manchester United - Manchester City 0:0


United: De Gea; Valencia (Darmian 81'), Jones, Smalling, Rojo; Schneiderlin, Schweinsteiger (Fellaini 75'); Mata (Lingard 67'), Herrera, Martial; Rooney

City: Hart; Sagna, Kompany, Otamendi, Kolarov; Fernando, Fernandinho, Yaya Toure (Demichelis 77'); De Bruyne, Sterling (Jesus Navas 55'), Bony (Iheanacho 83')

Hubert Chmielewski, Polsat Sport

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Komentarze