Powązki Wojskowe: Spacer śladami legend

Inne

Chcielibyśmy ułatwić naszym czytelnikom dostęp do miejsc spoczynku tych – dla nas i dla Was – bardzo ważnych postaci. Legend polskiego sportu. A nigdzie indziej w Polsce nie ma takiego nagromadzenia wielkich nazwisk, jak na Cmentarzu Wojskowym w Warszawie. Warto się na chwilę zatrzymać, zapalić znicz i oddać hołd ludziom, którzy podarowali nam tyle pozytywnych emocji. Dać wyraz temu, że pamięć o nich jest wciąż żywa.

Są w roku takie dni, gdy trzeba zwolnić tempo. W pracy wolne, zakładamy więc odświętną koszulę i spotykamy się z rodziną, by wspólnie celebrować tę szczególną datę. 1 listopada jest właśnie jedną z nich. Bardzo smutną, nostalgiczną, ale też na swój sposób piękną, bo to przecież najlepsza okazja, by wspomnieć naszych bliskich i przekazać pamięć o nich młodszym pokoleniom. Warto w takich chwilach pamiętać również o ludziach, którzy zapisali się złotymi zgłoskami w naszej historii. My, ze swej strony proponujemy Wam spacer po Powązkach Wojskowych. Spacer śladami legend polskiego sportu…

 

Stamm1Feliks Stamm (1901 - 1976) to twórca potęgi polskiego boksu. Trener kilku pokoleń pięściarzy, począwszy od Henryka Chmielewskiego i Antoniego Kolczyńskiego, poprzez Aleksego Antkiewicza, Zygmunta Chychłę, Zbigniewa Pietrzykowskiego, Leszka Drogosza, a skończywszy na Jerzym Kuleju. Trener i - co należy podkreślić – wychowawca (nazywany przez zawodników „Papą”), bo niejednokrotnie swym autorytetem ratował kariery bokserom skreślonym już przez wszystkich, choćby Marianowi Kasprzykowi, czy Janowi Szczepańskiemu. Prowadził reprezentację Polski na siedmiu igrzyskach olimpijskich: rozpoczął w 1936 roku w Berlinie, zakończył swą pracę w 1968 roku w Meksyku. Z każdego powojennego turnieju olimpijskiego polscy bokserzy wracali z medalami. Kilka wydarzeń z jego kariery szkoleniowej obrosło szczególną legendą. Przede wszystkim mistrzostwa Europy w 1953 roku w Warszawie, podczas których biało-czerwoni wywalczyli pięć złotych medali oraz igrzyska olimpijskie w Tokio w 1964 roku, zakończone trzema finałowymi triumfami polskich pięściarzy.

"Istnieje teoria, że nie ma ludzi niezastąpionych. Nie zadam kłamu tej teorii, jeśli stwierdzę, że Feliks Stamm był i będzie człowiekiem niezastąpionym w polskim boksie i w polskim sporcie" - pisał w 1976 roku dziennikarz Jerzy Zmarzlik. Nawet dziś, po blisko czterech dekadach od śmierci znakomitego trenera, trudno się z tymi słowami nie zgodzić... (Kwatera: A 39, rząd: 3, grób 9).


Taką samą rolę, jak trener Stamm w boksie, w polskiej lekkoatletyce odegrał Jan Mulak (1914-2005) - twórca potęgi polskiego Wunderteamu. W czasie wojny działał w konspiracji, walczył w powstaniu warszawskim. Po wojnie zaczął pracować na rzecz rozwoju polskiej lekkoatletyki, sam specjalizując się w trenowaniu długodystansowców (przyczynił się do rozwoju karier Zdzisława Krzyszkowiaka i Jerzego Chromika). Nowatorskie metody szkoleniowe, współtworzone z pracownikami naukowymi AWF przyniosły efekt w drugiej połowie lat pięćdziesiątych, gdy Polacy wskoczyli do światowej czołówki. Po zakończeniu kariery szkoleniowej zajął się działalnością polityczną w PPS. Był senatorem w latach 1993-97. (Kwatera: K, rząd: 11, grób: 27).


Henryk Łasak
(1932-1973) - uznawany jest za najwybitniejszego trenera w historii polskiego kolarstwa. Poprowadził grupę zdolnych zawodników (Ryszard Szurkowski, Stanisław Szozda, Lucjan Lis, Janusz Kowalski) do wielkich sukcesów, choć wiele z tych triumfów osiągnęli już po jego tragicznej śmierci -  5 stycznia 1973 w wypadku samochodowym w Skomielnej Białej. (Kwatera: A 15, rząd: 8, grób: 19). W tej samej alei spoczywa inna zasłużona dla polskiego kolarstwa postać. Włodzimierz Gołębiewski (1915-1977) był dziennikarzem, organizatorem Wyścigu Pokoju i wieloletnim (1965-77) prezesem Polskiego Związku Kolarskiego. (Kwatera: A 15, rząd: 8, grób: 23).


Leszek Lubicz-Nycz
(1899-1939) - szermierz, zdobywca brązowego medalu na igrzyskach olimpijskich w Los Angeles w 1932 roku (szabla drużynowo). Oficer Wojska Polskiego, walczył w kampanii wrześniowej, zginął w bitwie pod Łomiankami 22 września 1939 roku. (Kwatera A10, rząd: 1, grób: 29).

Kwatera A 3, tu sąsiadują ze sobą groby dwóch znakomitych lekkoatletów, mistrzów olimpijskich: Władysława Komara (1940-1998) oraz Tadeusza Ślusarskiego (1950-1998). Obaj zginęli w wypadku samochodowym pod Ostromicami 17 sierpnia 1998. Władysław Komar był jedną z barwniejszych postaci polskiego sportu. Zaczynał od boksu, później zmienił dyscyplinę na lekkoatletykę. Postawił na pchnięcie kulą i w tej konkurencji szybko dołączył do światowej czołówki. Największy sukces przyszedł na igrzyskach olimpijskich w Monachium w 1972 roku, gdy już w pierwszej serii rzutów osiągnął rezultat (21,18 m), który zagwarantował mu złoty medal, choć w końcowym rozrachunku zaledwie o centymetr wyprzedził Amerykanina George Woodsa. Stojąc na najwyższym stopniu podium, mężczyzna o wielkiej posturze (196 cm wzrostu), enfant terrible polskiego sportu, człowiek, który w przeszłości sprawiał władzom sportowym wiele kłopotów, nie potrafił powstrzymać łez i ten obrazek wzruszonego olbrzyma pozostał w pamięci polskich kibiców. Po zakończeniu kariery sportowej został artystą kabaretowym, aktorem filmowym (m.in. "Piraci" - Romana Polańskiego, "Kiler" – Juliusza Machulskiego) oraz teatralnym. (Kwatera: A 3 tuje, rząd 3, grób: 27).


Komar1
Mistrzowie olimpijscy Władysław Komar i Tadeusz Ślusarski spoczywają w kwaterze A3. / fot. R. Murawski.


Tadeusz Ślusarski to dwukrotny medalista igrzysk olimpijskich w skoku o tyczce. W 1976 roku w  Montrealu sięgnął po złoto, w konkursie tyczkarzy walczył nie tylko z rywalami, ale i z bólem, spowodowanym kontuzją, ale mimo to triumfował. Cztery lata później w Moskwie zgarnął srebro, przegrywając jedynie z będącym w znakomitej formie (rekord świata) Władysławem Kozakiewiczem. Po zakończeniu kariery sportowej pracował jako trener. (Kwatera: A 3 tuje, rząd 3, grób: 26).


Nieopodal dwóch wielkich mistrzów królowej sportu, znajduje się grób kolejnego wybitnego lekkoatlety. Zdzisław Krzyszkowiak (1929-2003) - to jeden z największych  biegaczy długodystansowych w historii polskiego sportu, rekordzista świata. Złoty medal igrzysk olimpijskich w Rzymie w 1960 roku zdobył w biegu na 3000 m z przeszkodami, a dwa lata wcześniej - podczas mistrzostw Europy w Sztokholmie wywalczył dwa złote medale na dystansach 5000 i 10000 metrów. (Kwatera: A 3 tuje, rząd: 2, grób: 50).


W tej samej alei pochowany został Teodor Kocerka (1927-1999) - wioślarz, trzykrotny olimpijczyk. Z Helsinek (1952) i Rzymiu (1960) wracał z brązowymi medalami, na igrzyskach w Melbourne (1956) zajął czwarte miejsce. Sportowiec, który dwukrotnie przełamał "klątwę chorążych", bo zarówno w Helsinkach, jak i w Rzymie to on niósł polską flagę podczas ceremonii otwarcia. Dwukrotnie zwyciężył w prestiżowych regatach w Henley pod Londynem ("Diamentowe Wiosła" - 1955, 1956).  (Kwatera: A 3 tuje, rząd: 2, grób: 22).


Nieopodal znajduje się również grób Eugeniusza Pietrasika (1948-1996) - wiceprezesa Polskiego Komitetu Olimpijskiego, szefa misji olimpijskiej, który zmarł nagle - na posterunku, podczas ceremonii otwarcia igrzysk olimpijskich w Atlancie 19 lipca 1996 roku. (Kwatera A 3 tuje, rząd: 2, grób: 17).


Janusz Sidło
(1933-1993) to zdaniem wielu najlepszy lekkoatleta w historii. Przez 20 kolejnych sezonów trzymał równą, wysoką formę, rzucał oszczepem niezmiennie z młodzieńczym zapałem. Wielokrotny rekordzista świata, dwukrotny mistrz Europy, multimedalista mistrzostw Polski (w sumie 16 złotych krążków), ale na igrzyskach olimpijskich jedynie drugi (w Melbourne). Z tamtym występem wiąże się zresztą ciekawa historia – Sidło pożyczył swój oszczep zawodzącemu tego dnia Egilowi Danielsenowi. Do tej pory Polak przewodził stawce, ale jego sprzęt okazał się jeszcze bardziej szczęśliwy dla Norwega – Danielsen rzucił na tyle daleko, że odebrał Sidle szanse na złoty medal... Gest powszechnie uważany za jeden z najpiękniejszych w całej historii igrzysk. (Kwatera: A II, rząd: 8, grób: 8).


Kwatera C 31 - tu obok siebie spoczęli dwaj złoci medaliści olimpijscy z Monachium: Kazimierz Deyna (1947-1989) i Witold Woyda (1939-2008).


"Nie bacząc na ostateczne wyniki turnieju, dla mnie największą rewelacją jest Deyna" – stwierdził Pele podczas Mundialu w 1974 roku. "On wyprzedził nas wszystkich, wyprzedził epokę, wyprzedził trenerów" – mówił tuż po jego śmierci Jan Tomaszewski. Legenda Legii – w jej barwach ponad 300 występów i prawie 100 bramek – oraz reprezentacji Polski, w której przez pięć lat nosił opaskę kapitana. Co jasne, uwielbiany przez stołecznych kibiców, poza Warszawą jednak już niekoniecznie: "To w Polsce najbardziej wygwizdywany piłkarz wszech czasów" - pisał Roman Kołtoń w swojej książce "Deyna czyli obcy"...


Zawodnik, który budził w naszym kraju tak zgoła ambiwalentne uczucia, zginął śmiercią tragiczną w USA, a na jego pogrzebie zabrakło "Orłów Górskiego", władz PZPN i wielu innych ludzi, którym być tam po prostu wypadało. Pewnie właśnie dlatego Mariola Deyna tak długo sprzeciwiała się sprowadzeniu do Polski prochów zmarłego małżonka. W końcu jednak uległa i 6 czerwca 2012 roku, w towarzystwie ponad 2000 osób, doszło do powtórnego pogrzebu. Tego samego dnia przy Łazienkowskiej odsłonięto jego pomnik, na który przez dwa lata sympatycy futbolu zebrali ponad 200 tysięcy złotych...  (Kwatera: C 31 tuje, grób: 20).


Deyna1
Kazimierz Deyna i Witold Woyda: dwaj złoci medaliści igrzysk olimpijskich w Monachium spoczęłi obok siebie na wojskowych Powązkach. / fot. R. Murawski.


Witold Woyda swą sportową karierę również związał ze stolicą. Był jednym z najwybitniejszych zawodników w historii polskiej szermierki. Jako pierwszy polski sportowiec zdobył dwa złote medale (floret indywidualnie i z drużyną) na jednych igrzyskach olimpijskich (Monachium 1972). Ten sukces zwieńczył jego bogatą karierę: zaczynał na igrzyskach w Rzymie, w Tokio i Meksyku sięgał po medale w drużynie. Po zakończeniu przygody ze sportem zamieszkał w USA; zmarł w Bronxville w stanie Nowy Jork. (Kwatera: C 31 tuje, grób: 19).


W tej samej alei, dosłownie naprzeciw dwóch mistrzów spoczęli dwaj inni znakomici sportowcy. Władysław Stachurski (1945-2013) był kolegą Deyny z boiska, obaj przez lata reprezentowali barwy Legii. Z piłką związany od zawsze na zawsze. Jako zawodnik grał z Legią w półfinale Pucharu Europy 1969/70 i sezon później w ćwierćfinale, w którym zdobył nawet bramkę w meczu z Atletico Madryt. Rzeczy nieosiągalnej dziś dla polskich klubów dokonał też jako trener – w sezonie 1990/91 awansował z Legią do półfinału Pucharu Zdobywców Pucharu, przegranego ostatecznie z Manchesterem United. W końcu dostał nawet reprezentację, ale okazało się, że to jednak nie jego bajka. Stachurski był człowiekiem od piłki klubowej, od pucharów – mało w Polsce takich osób – futbol międzynarodowy wyraźnie mu nie sprzyjał. Los jednak chciał, że swoje ostatnie kroki skierował po odbiór biletów na mecz Polska – Ukraina. Zawał serca na dziewięć dni przed spotkaniem... Miał piękny pogrzeb – żegnał go prezes Legii Bogusław Leśnodorski, trener Jan Urban oraz kilka pokoleń piłkarzy stołecznego klubu. (Kwatera: C 29 tuje, grób: 15).


Obok spoczywa szermierz Andrzej Piątkowski - trzykrotny medalista olimpijski w szabli w drużynie. W Melbourne (1956) i Rzymie (1960) wywalczył wraz z kolegami srebro; w Tokio (1964) - brązowy medal. Był zawodnikiem znakomitej kadry "cudownych dzieci" węgierskiego fechtmistrza Janosa Keveya. Był związany ze stołeczną Legią zarówno jako zawodnik, jak i w roli trenera - po zakończeniu kariery. (Kwatera: C 29 tuje, grób: 16).


W tej samej alei pochowana została Kamila Skolimowska (1982-2009) - najmłodsza polska mistrzyni olimpijska (gdy triumfowała w Sydney w 2000 roku nie miała jeszcze 18. lat).  Zmarła przedwcześnie, na zgrupowaniu reprezentacji – to był szok dla całego sportowego świata. Choć była kobietą, uprawiała dyscyplinę zupełnie niekobiecą – rzut młotem – i była w niej piekielnie dobra. To takie cudowne dziecko polskiego sportu. Poza igrzyskami, zdobyła srebro i brąz mistrzostw Europy. Pracowała w policji - pełniła służbę w Oddziale Prewencji w Piasecznie.  "Odchodzimy wtedy, kiedy lepsi już nie możemy być" - głosi tablica na grobie tej niebywale ambitnej sportsmenki. (Kwatera C 29 tuje, grób: 6).


Górski1Kazimierz Górski
(1921-2006) - rodowity lwowiak, trener III drużyny świata (1974). Piłkarską reprezentację doprowadził również do dwóch medali olimpijskich. Przede wszystkim – wielki człowiek, autorytet środowiska futbolowego. "Nawet znajdując się u szczytu sławy, pozostał skromny i przyjaźnie nastawiony do wszystkich, stając się uosobieniem prawdziwego człowieczeństwa." - pisał ksiądz Tomasz Lubaś w swojej książce "Los tak chciał". Autor zabawnych powiedzonek - "Piłka jest okrągła, a bramki są dwie", Mecz można wygrać, przegrać, albo… zremisować,  "Tak się gra, jak przeciwnik pozwala.", "Ty do mnie, ja do ciebie." - które przeszły już do legendy.


Kazimierz Górski spoczywa na Powązkach wraz ze swoją żoną, Marią, która odeszła rok wcześniej. "Nie byłoby sukcesów Orłów, gdyby nie to domowe ciepło, opiekuńcza atmosfera, wytworzona przez Górską, a przeniesiona przez Górskiego do reprezentacji." - mówił na jej pogrzebie ksiądz Adam Zelga. Małżeństwo ostatnie 30 lat swojego pożycia spędziło w małym, skromnym mieszkanku na warszawskim Mokotowie. Zupełnie nie odpowiadającym dokonaniom Pana Kazimierza, ale jeszcze bardziej podkreślającym cechy jego charakteru. Na jego pogrzeb natomiast przybyły tysiące osób, na czele z ówczesny prezydentem RP – Lechem Kaczyńskim. I to właśnie najlepiej świadczy o tym, kim był. (Kwatera: A 29 tuje, grób: 6).


Kilka grobów dalej spoczywa łyżwiarka szybka, srebrna medalistka olimpijska Elwira Seroczyńska (1931-2004). Na olimpijskim podium stanęła w  Squaw Valley w 1960 roku w biegu na 1500 m i był to wówczas największy sukces reprezentanta Polski na zimowych igrzyskach. Dzień później miała szansę na złoto w biegu na 1000 m, ale pechowy upadek pozbawił ją medalu. "Fatalna grudka śniegu, która odprysnęła od bandy i wtopiła się w taflę lodową w tym, nie w innym miejscu toru, była dobitnym dowodem niefortunnego zbiegu okoliczności, o który mogą się rozbić wszelkie wyliczenia... Mój złoty medal leżał na tacy. Ale wręczony został komu innemu - wspominała po latach. Po zakończeniu kariery pracowała w roli trenera kadry narodowej i w stołecznej Sarmacie. (Kwatera: A 29 tuje, grób: 6).


Janusz Przedpełski (1926-2008) - człowiek-instytucja; prezes Polskiego Związku Ponoszenia Ciężarów przez 47 lat (1959-2006), lat obfitujących w sukcesy polskich ciężarowców. Obliczono, że w czasach, gdy kierował związkiem jego podopieczni wywalczyli 494 medale w trójboju bądź dwuboju na igrzyskach olimpijskich, mistrzostwach świata i Europy we wszystkich kategoriach wagowych oraz wiekowych kobiet i mężczyzn. Aktywny do ostatnich chwil, jeszcze kilka dni przed śmiercią witał na lotnisku Okęcie zawodników wracających z igrzysk w Pekinie. Były żołnierz Armii Krajowej, uczestnik Powstania Warszawskiego. (Kwatera: A 29 tuje, grób: 22).


Marian Zieliński
(1929-2005) - jeden z najbardziej utytułowanych polskich ciężarowców. Obok dwóch tytułów mistrza świata, miał w swej kolekcji trzy medale olimpijskie. Brąz zdobyty w Melbourne (1956) był pierwszym olimpijskim krążkiem w historii polskiego podnoszenia ciężarów. Dwa kolejne brązowe medale przywiózł z Tokio (1964) i Meksyku (1968). (Kwatera A 29 tuje, grób: 13).


Marian Kuszewski
(1933-2012) - wybitny szablista, dwukrotnie wywalczył z drużyną srebrne medale olimpijskie w Melbourne (1956) i w Rzymie (1960). Po zakończeniu kariery był m.in. członkiem zarządu Polskiego Związku Szermierczego. (Kwatera D 29, rząd: tuje, grób: 10).


Janina Chłodzińska-Urbaniak (1936-2012) była wielokrotną reprezentantką Polski, zawodniczką stołecznych klubów, uznawaną za jedną z najlepszych koszykarek Europy przełomu lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych. (Kwatera: D31, rząd: tuje, grób: 10).


Chłodzińska1
Grób koszykarki Janiny Chłodzińskiej-Urbaniak. / fot. R. Murawski


Powązki to również miejsce spoczynku braci Kucharów: Tadeusza i Wacława - dwóch niezwykle zasłużonych dla polskiego sportu postaci. Wacław Kuchar (1897-1981) - piłkarz jeszcze sprzed czasów, gdy pojawiły się numery na koszulkach. Ale też wybitny lekkoatleta, łyżwiarz i hokeista – w każdej z tych dyscyplin, nie pomijając oczywiście futbolu, mistrz i reprezentant kraju. Człowiek niebywale wszechstronny, jeśli dodać do tego karierę wojskową – walczył m.in. z bolszewikami. Ciężko wskazać w czym tak naprawdę był najlepszy, ale to jednak jako piłkarz pojechał na igrzyska olimpijskie, jako piłkarz rozegrał 1052 mecze dla lwowskiej Pogoni, strzelając przy tym 1065 bramek i to właśnie po zdobyciu z tym klubem czwartego mistrzostwa Polski został w 1926 roku pierwszym laureatem Plebiscytu Przeglądu Sportowego. Gdy powiesił buty na kołku, trenował jeszcze rozmaite sekcje m.in. Polonii i Legii Warszawa. Dziś jednak jego grób zdobi wazon z herbem tych drugich. Prawdopodobnie przez tradycje wojskowe. (Kwatera: M II, rząd: 5, grób: 4).


Tadeusz Kuchar
(1891-1966) - nie tylko brat słynnego Wacława. Podobnie jak on – człowiek bardzo wszechstronny. Piłkarz, łyżwiarz, pływak, narciarz, lekkoatleta... Gdy tak się słucha o tych przedwojennych „multidyscyplinowcach”, nasuwa się refleksja: szkoda, że te czasy minęły. Człowiek próbując wszystkiego, często „zawodowo”, mógł wybrać dla siebie optymalny sport. Sprawdzić gdzie ma największy talent, a potem – wspomagany dodatkowymi umiejętnościami – rozwinąć go maksymalnie w tej jednej wybranej dyscyplinie. W przypadku Tadeusza Kuchara były nią biegi długodystansowe. Na igrzyska nie pojechał tylko dlatego, by nie reprezentować na nich Austro-Węgier. Tak bardzo kochał Polskę – która nie istniała wtedy nawet teoretycznie – i u boku Wacława walczył o nią w 1920 roku z bolszewikami. Ponadto współtwórca PKOl i Stadionu X-lecia, twórca Torwaru – był specjalistą od budownictwa sportowego – a nawet prezes PZPN. Na Powązkach nieco oddalony od brata. (Kwatera: C 2, rząd: 2, grób: 3).


W kwaterze G, w tej samej alei spoczywają dwaj ludzie sportu blisko związani z Polsatem. Piotr Nurowski (1945-2010) - prezes Polskiego Komitetu Olimpijskiego, zginął w katastrofie rządowego samolotu w Smoleńsku 10 kwietnia 2010 roku. Przez całe życie był pasjonatem sportu. Jeszcze jako uczeń sandomierskiego liceum był spikerem na miejscowym stadionie, a dzięki swoim umiejętnościom, po ukończeniu studiów wygrał konkurs na sprawozdawcę sportowego w Polskim Radiu. W wieku zaledwie 27. lat został prezesem Polskiego Związku Lekkiej Atletyki. Był również współtwórcą Telewizji Polsat. Kochał sport i uwielbiał sportowców. Z wzajemnością. Po jego śmierci mistrzyni olimpijska Justyna Kowalczyk powiedziała: "Spotkamy się w Soczi, Panie Prezesie! Nie otrzyma Pan akredytacji, to prawda, ale… przemycimy Pana w naszych sercach. Ja i inni polscy olimpijczycy. Już moja w tym głowa. I proszę pamiętać o tej obietnicy. Zrobię wszystko, by jej dotrzymać." (Kwatera G, rząd: tuje, grób: 10).


Jerzy Kulej
(1940-2012) - dwukrotny mistrz olimpijski (z Tokio i Meksyku), dwukrotny mistrz Europy. Zapisał się w naszej pamięci niesamowitą wolą walki, jaką wyniósł z czasów reprezentacji Feliksa Stamma, u którego zaczynał na dobrą sprawę poważną karierę. Najlepszy jej wyraz dał w 1964 roku, kiedy w finałowym pojedynku igrzysk pokonał reprezentanta "bratniego" Związku Radzieckiego Jewgienija Frołowa. Po zakończeniu kariery sportowej działał na wielu frontach. Pracował jako trener, grywał w filmach ("Przepraszam, czy tu biją?" - Marka Piwowskiego), był posłem na Sejm (2001-05) oraz komentatorem walk bokserskich na antenach Polsatu Sport. (Kwatera G, rząd: tuje, grób: 4).


Kwatera G III to miejsce spoczynku lotników. Wśród nich Edward Makula (1930-1996) - szybowcowy mistrz świata w klasie otwartej (Kwatera: G III, rząd: tuje, grób: 18) i Wacław Nycz (1954-2013) - trzykrotny mistrz świata w lataniu precyzyjnym (Kwatera: G III, rząd: tuje, grób: 18).


Nycz1

 


Wspominając wielkich sportowców warto pamiętać również o tych, którzy przekazywali kibicom te niezwykłe historie i opisywali pamiętne wyczyny Polaków. Powązki Wojskowe to również miejsce spoczynku wielu wybitnych dziennikarzy sportowych: Jana Ciszewskiego (1930-1982) - słynnego komentatora telewizyjnego, przede wszystkim z zawodów żużlowych i piłkarskich. To on komentował najważniejsze mecze medalowych drużyn Kazimierza Górskiego i Antoniego Piechniczka. Charakterystyczna barwa głosu, emocjonalny język i mnóstwo powiedzeń, które zapadły w pamięci kibiców, jak choćby to, gdy po wygranym finale olimpijskim w 1972 roku, łkającym głosem rzekł do mikrofonu: "Mój Boże i co ja mam Państwu powiedzieć, tyle lat na to czekałem..." (Kwatera: C23, rząd: 1, grób: 13). Tomasz Hopfer (1935-1982) - w młodości lekkoatleta, po zakończeniu kariery popularny prezenter telewizyjny. Propagował bieganie i był współtwórcą Maratonu Warszawskiego (Kwatera: A15, rząd: 3, grób: 19). Wojciech Zieliński (1944-2008) - komentator telewizyjny, relacjonował przebieg dziesięciu igrzysk olimpijskich. Polscy kibice najbardziej zapamiętali jego relacje ze spotkań siatkarskiej drużyny Huberta Wagnera, która sięgnęła po złoto igrzysk olimpijskich w Montrealu. (Kwatera: A 12, rząd: 7, grób 1).  Stefan Rzeszot (1923–1987) był dziennikarzem "Przeglądu Sportowego" oraz komentatorem, przede wszystkim hokeja na lodzie i piłki nożnej. (Kwatera: B15, rząd: 4, grób: 2). Bogdan Chruścicki (1946-2015) relacjonował dla radia przebieg jedenastu igrzysk olimpijskich, jako jedyny polski dziennikarz pojechał na igrzyska do Los Angeles w 1984 roku; specjalizował się w komentowaniu sportów zimowych, przede wszystkim skoków i biegów narciarskich (Kwatera: D 26, rząd: 20, grób: 1).

Rafał Hurkowski, Robert Murawski, Polsat Sport

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Komentarze