Pindera o pogromcy Salety: To był równy gość

Sporty walki
Pindera o pogromcy Salety: To był równy gość
fot. PAP
Sinan Samil Sam w walce z Luanem Krasniqim

Sinan Samil Sam, były mistrz Europy w wadze ciężkiej nie żyje. Ta informacja przywołała falę wspomnień, bo nie tylko komentowałem jego walki, ale miałem go też okazję bliżej poznać.

Zmarł w piątek w Stambule, miał zaledwie 41 lat i worek medali w swojej kolekcji.  W 1992 roku zdobył srebrny medal mistrzostw Europy w wadze średniej (75 kg) przegrywając ze znakomitym Wasilijem Żirowem, który cztery lata później został mistrzem igrzysk w Atlancie i uznano go najlepszym zawodnikiem olimpijskiego turnieju.


Nie żyje pogromca Salety


No, ale miało być o Sinanie Samil Samie, urodzonym w czerwcu 1974 roku we Frankfurcie, w rodzinie tureckich emigrantów. Srebro wywalczone w Edynburgu zapoczątkowało piękną karierę pełną sukcesów i medali. W tym samym (1992) roku zdobył jeszcze złoty medal mistrzostw świata juniorów w Montrealu, ale w wadze półciężkiej (81 kg). Na tym turnieju na młodego Turka nie było już silnych.


W gronie seniorów też szybko wspiął się na podium. Rok później w Bursie był wicemistrzem Europy. Dopiero w finale pokonał go po równej walce dobry rosyjski pięściarz Igor Kszynin. 


Na mistrzostwach świata w Berlinie (1995) walczył już w wadze ciężkiej (91 kg) i zdobył medal brązowy. Tym razem lepszy był Luan Krasniqi, który wcześniej wyeliminował Władymira Kliczkę, ten sam Krasniqi z którym będzie się bić wiele lat później na zawodowych ringach. Nie był szczupłym młodzieńcem, więc nikogo nie zdziwiło, że na kolejnych mistrzostwach Europy w Mińsku (1998) wystąpił w kategorii superciężkiej (plus 91 kg). Tym razem stanął na podium z brązowym medalem, bo lepszy okazał się były mistrz świata, Rosjanin Aleksander Liezin


Ale to nie był szczyt jego marzeń. Kolejny rok był jego rokiem. Na mistrzostwach świata w Houston (1999) był najlepszy, zagrano mu turecki hymn. Jego ojczyzna miała wreszcie mistrza świata najcięższej kategorii w boksie olimpijskim.


Poznałem go bliżej dwa lata później, w Schwerinie, gdzie walczył z Przemysławem Saletą o należący do Polaka pas mistrza Europy. Na ten pojedynek specjalnie przyjechał z Hamburga Witalij Kliczko. Po drodze utknął w korku i zjawił się w hali na ostatnią chwilę. Kibicował Salecie z którym znał się od dawna.


Samil Sam zaskoczył mnie wtedy nie tylko efektowną wygraną, ale i tym, że najlepiej można było się z nim porozumieć w języku rosyjskim (tureckiego nie znam), bo po niemiecku mówił słabo. Choć urodził się we Frankfurcie, to mieszkał tam krótko, rodzice wrócili do Turcji, gdy jeszcze był dzieckiem.


A rosyjski poznał dobrze dzięki Artiomowi Ławrowowi, który prowadził turecką kadrę pięściarzy. Rosjanin był znakomitym szkoleniowcem, miał wielkie sukcesy w trenerskiej pracy, a tacy jak Sinan Samil Sam tylko to potwierdzali w ringu.


Walka z Saletą od pierwszych rund była wyrównana, Przemek radził sobie całkiem dobrze, ale chyba trochę nie docenił Turka, który jak już raz mocno trafił, to nie odpuszczał i kilka razy rzucił Saletę na deski. W 7 rundzie sędzia przerwał walkę, Sinan został zawodowym mistrzem Europy.


Byłem u niego w szatni po walce. Z komórką przy uchu odbierał gratulacje, później poszedł na chwilę do Przemka, pogratulował mu dobrej postawy, ale mnie prywatnie powiedział, że gdyby był do tego pojedynku lepiej przygotowany, to skończyłby go znacznie szybciej.


Rok później, przed rewanżową walką Salety z Krasniqim, też w Schwerinie, zapewniał mnie, że tym razem Luan rozprawi się z Przemkiem błyskawicznie. – Sparowałem z nim, wiem jaki jest szybki. Zrobi wszystko, by wymazać z pamięci wstydliwą porażkę w ich pierwszej walce – mówił mi po oficjalnym ważeniu. I tak też się stało. Saleta padał na deski w pierwszej rundzie trzy razy i pojedynek został przerwany.


A Sinan Samil Sam w walce wieczoru po raz drugi obronił tytuł mistrza Europy odebrany Salecie rok wcześniej wygrywając z Juliusem Francisem w 7 rundzie.


Stracił go w lutym 2004 roku uznany za pokonanego w starciu z Krasniqim, ale to nie była dobra decyzja sędziów. Tytuł odzyskał dopiero po czterech latach wygrywając z Włochem Paolo Vidozem i zakończył karierę. Już wtedy miał problemy ze zdrowiem.


Dziś go już z nami nie ma. Szkoda, bo to był naprawdę równy i charakterny gość.

Janusz Pindera, Polsat Sport

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Komentarze