Tottenham zaimponował w derbach Londynu. Faworyci tracą punkty

Piłka nożna
Tottenham zaimponował w derbach Londynu. Faworyci tracą punkty
fot. PAP

Arsenal miał okazję wskoczyć na pozycję lidera Premier League w wypadku zwycięstwa w prestiżowych derbach północnego Londynu. Jednak to Tottenham był zespołem lepszym przez przeważającą część meczu - gospodarze obudzili się dopiero w końcówce, gdy na gola Harry'ego Kane'a odpowiedział zmiennik Kieran Gibbs. W pozostałych meczach punkty straciły zarówno Manchester City, jak i Liverpool.

Kanonierzy mieli za sobą serię pięciu ligowych zwycięstw z rzędu, jednak ostre lanie w środku tygodnia od Bayernu zachwiało humorami na The Emirates. Dzisiaj osłabieni kontuzjami mieli szansę poprawić sobie nastroje i wskoczyć na fotel lidera przy okazji obijając odwiecznego rywala. Nic z tych rzeczy nie miało miejsca: to Tottenham był w niedzielę zespołem lepszym i Kanonierzy muszą uznać jeden wywalczony punkt jako sukces.

Okazuje się, że może być jeszcze gorzej… Niechlubny rekord Chelsea

Początek miał w sobie wiele z gierki na "Orliku", bowiem oba zespoły praktycznie zapomniały o środku pola, raz po raz przeprowadzając ataki na "hurra". Wynik po uspokojeniu gry otworzył Harry Kane, który nie zawiódł w sytuacji oko w oko z Petrem Cechem. Kluczowe w tej akcji były kapitalne zagranie Danny'ego Rose'a i udana "mijanka" angielskiego snajpera z Laurentem Koscielnym. Bilans strzałów w pierwszej połowie? 1:6 dla gości. Podopieczni Arsene'a Wengera mogli więc mówić o sporym szczęściu i wziąć się ostro do roboty po zmianie stron.

Na drugą połowę nie wyszedł już Santi Cazorla, który wyraźnie nie dawał sobie fizycznie rady z wysokim, silnym i dobrze zbudowanym środkiem pola Kogutów. Arsenal próbował kreować grę, jednak w dużej większości gospodarze liczyli na stałe fragmenty gry i dośrodkowania Mesuta Oezila. Niemiec w jednej z akcji dograł na nos Oliviera Giroud, który obił poprzeczkę Llorisa. Francuz wyrównać mógł również po rzucie rożnym, kiedy kompletnie nieobstawiony chybił o kilkadziesiąt centymetrów.

Paradoksalnie grę gospodarzy ożywiło wejście… bocznego obrońcy za skrzydłowego. Kieran Gibbs zastąpił mało kreatywnego Joela Campbella i rozkręcił lewe skrzydło gospodarzy. Ostatni kwadrans to już huraganowe ataki gospodarzy, a jeden z nich już w 77. minucie dał wyrównanie. Kolejna centra Oezila, wejście na dalszy słupek Gibbsa i piłka jakimś cudem przełamała ręce Llorisa z niewielkiej odległości. Gospodarze z przebiegu gry nie zasługiwali na wyrównanie, jednak ono dało im zapas dodatkowego paliwa na końcówkę.

Już dwie minuty później Giroud mógł dać prowadzenie mocnym uderzeniem z powietrza, jednak Francuz był zbyt odchylony by trafić w światło bramki. Ataki gospodarzy stawały się coraz bardziej chaotyczne, zaczęło brakować czasu i nie udało się już na poważnie zagrozić bramce gości. W międzyczasie podopieczni Pochettino sprawdzili czujność Petra Cecha, jednak strzały Kane'a i Eriksena były niecelne. Arsenal miał okazję przeskoczyć Manchester City, który bezbramkowo zremisował z Aston Villą, jednak tylko zrównał się punktami z dotychczasowym liderem.

Wydawało się, że Liverpool pod wodzą Jurgena Kloppa złapał wiatr w żagle i odmienił swoją grę, jednak ambicje The Reds szybko zgasili przyjezdni z Crystal Palace. Goście wygrali na Anfield 2:1 po golach Yannicka Bolasie i Scotta Danna, a odpowiedział im tylko Coutinho. The Reds oddali tego popołudnia aż 22 strzały na bramkę Wayne'a Hennesseya, jednak ich głównym grzechem był brak skuteczności. To pierwsza porażka Jurgenna Kloppa w nowym klubie.


Niedzielne wyniki Premier League:

Aston Villa - Manchester City 0:0

Arsenal - Tottenham 1:1
Gibbs 77' - Kane 32'

Liverpool - Crystal Palace 1:2
Coutinho 42' - Bolasie 21', Dann 82'

Hubert Chmielewski, Polsat Sport

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Komentarze