Pindera: Chodzi tylko o pieniądze

Sporty walki
Pindera: Chodzi tylko o pieniądze
fot. Polsat Sport

Miguel Angel Cotto nie będzie bronił w sobotnim pojedynku z Saulem Alvarezem mistrzowskiego pasa WBC w wadze średniej, bo został mu już odebrany, gdyż odmówił wpłacenia na konto organizacji 300 tysięcy dolarów. Takiego skromnego podatku od gwarantowanego honorarium w wysokości 30 mln USD.

Portorykańczyk nie jest pierwszym, który odmawia płacenia takiego haraczu. Nie tak dawno przecież, organizacja WBO, dokładnie za to samo, pozbawiła Floyda Mayweathera Jr pasa zdobytego w majowej walce z Mannym Pacquiao. On też nie zapłacił, bo uznał, że apetyt działaczy jest zbyt duży.

“USA Today” wraca do światowych rankingów. Są Głowacki, Fonfara i Włodarczyk
 
Warto dodać, że Cotto długo negocjował, był nawet gotów zapłacić, ale znacznie mniej. Zaproponował 125 tysięcy, ale suma ta nie zadowoliła włodarzy WBC. Portorykańczyk przypomniał więc, że wcześniej wyłożył już z własnej kieszeni skromne 800 tysięcy dolarów płacąc Giennadijowi Gołowkinowi, by ten odstąpił od walki z nim, do której miał prawo. I dopiero wtedy pojedynek z Alvarezem był możliwy.

Ale stanowisko WBC, wyrażone przez Mauricio Sulaimana, prezydenta tej organizacji, było nieugięte. Pierwszy w historii Puerto Rico mistrz czterech kategorii wagowych został pozbawiony tytułu, co oznacza, że jeśli pokona w sobotę w Las Vegas „Canelo” Alvareza, lub będzie remis, to pas  będzie wakujący.

Tylko w przypadku wygranej Meksykanina waga średnia będzie miała nowego czempiona, gdyż Alvarez wpłacił żądaną przez WBC kwotę. Suma nie została podana, ale można domniemywać, że chodzi nie mniej niż o 100 tysięcy dolarów, oczywiście jeśli tak jak w przypadku Cotto, jest to tylko jeden procent od gwarantowanego honorarium.
 
Alvarez może bowiem liczyć na 10 mln USD plus wpływy z pay per view.

A te mogą być całkiem spore, biorąc pod uwagę ciężar gatunkowy pojedynku. Zmierzą się przecież znakomicie, bardzo popularni pięściarze. Faworytem bukmacherów jest 25 letni Alvarez (45-1-1, 32 KO), ale w gronie byłych mistrzów zawodowego boksu nie brakuje takich, którzy stawiają na dziesięć lat starszego Cotto (40-4, 33KO). Większość z nich podkreśla większe doświadczenie Portorykańczyka, ringową mądrość i umiejętności. Inni, chociażby George Foreman, podkreślają lepsze warunki fizyczne Meksykanina, jego młodość i siłę. – On kopie jak muł – uważa Foreman. – Najpierw zmęczy rywala, a później go znokautuje – tak widzi losy tego pojedynku, który rozegrany zostanie w nocy z soboty na niedzielę (polskiego czasu) w Mandalay Bay w Las Vegas.

W tym samym miejscu, 16 lat temu, doszło do jednej z największych walk w historii pay per view. Portorykańczyk Felix „Tito” Trinidad pokonał wtedy niejednogłośnie Oscara De La Hoyę (dziś promotora Alvareza), a werdykt jak najbardziej słusznie uznano za kontrowersyjny.

Teraz De La Hoya ma nadzieję, że górą będzie jego zawodnik, a w historii bokserskich wojen Meksyku z Portoryko zwycięstwo zapisze pięściarz z kraju jego przodków (De La Hoya jest Amerykaninem meksykańskiego pochodzenia).

Nie ma jednak żadnej pewności, że tak się stanie, ta walka nie ma bowiem zdecydowanego faworyta. Swoje atuty ma Cotto, swoje Alvarez. Pojedynek zostanie rozegrany w umownym limicie 155 funtów, znacznie bliższym górnego limitu wagi junior średniej (154) niż średniej (160) funtów. Dziwne, że organizacje bokserskie na to pozwalają. Ale Cotto wyjaśnia: chodzi tylko o pieniądze – mówi były już mistrz WBC. I niestety ma rację.

Janusz Pindera, Polsat Sport

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Komentarze