Pindera: Lot w nieznane

Zimowe
Pindera: Lot w nieznane
fot. PAP

Początek sezonu dla polskich skoczków narciarskich tym razem miał być efektowny i optymistyczny. Ale w Klingenthal nawet Kamil Stoch lądował znacznie bliżej od innych.

Niewiele jest dyscyplin sportowych, które tak brutalnie uczą pokory nawet największych mistrzów i ekspertów. Apoloniusz Tajner, prezes Polskiego Związku Narciarskiego, a w przeszłości trener kadry narodowej w której brylował Adam Małysz nie miał wątpliwości: będzie dobrze – mówił przed inauguracją nowego sezonu. Poprzedni był słaby, w niczym nie przypominał olimpijskiego, którego ukoronowaniem były w Soczi dwa złote medale Kamila Stocha.

 
Hula zamiast Kłuska w składzie na Kuusamo

Tajner, z wrodzonym optymizmem dowodził, że nasi skoczkowie tym razem zaatakują szerszym frontem, a rewelacją może być Dawid Kubacki, który zmienił technikę skoku i w sezonie letnim zadziwiał wysoką formą. Chwalił też Maćka Kota i Janka Ziobrę, podkreślał talent Klimka Murańki.

 

W podobnym tonie, choć z nieco większym umiarem wypowiadał się przed wyjazdem do Klingenthal Łukasz Kruczek, trener naszej kadry. Po konkursie indywidualnym przyznał jednak, że było gorzej niż mógł się spodziewać. A przecież dzień wcześniej w konkursie drużynowym Polacy zajęli dopiero szóste miejsce, a byliby jeszcze dalej, gdyby nie dyskwalifikacja Norwegów.

 

W rywalizacji indywidualnej liczył się tylko Stoch, i to jedynie w pierwszej serii po której był piąty. Po drugiej próbie spadł na 13 miejsce i teraz można się tylko pocieszać, że poprzednie sezony zaczynał ze znacznie gorszych pozycji. Pozostali nie zakwalifikowali się do drugiej serii, a Bartek Kłusek odpadł w kwalifikacjach. W kolejnych konkursach zastąpi go Stefan Hula. Ale czy to sygnał, by już bić na alarm?

 

Apoloniusz Tajner zachowuje spokój i twierdzi, że po kilku treningach polscy skoczkowie wyeliminują błędy i będą lądować tam, gdzie najlepsi, czyli daleko.

Optymizm prezesa jest szeroko znany, ale trzeba przyznać, że Tajner zna się na skokach i nawet jeśli czasami przesadza, to jednak wie co mówi. Pamiętam doskonale jak przed laty przekonywał, że Stoch będzie mistrzem świata i tak też się stało. Kiedy zapowiadał olimpijskie złoto w Soczi tego samego zawodnika też kiwano głową z niedowierzaniem, choć wiara w Stocha była już znacznie większa.

 

Ale oczywiście nie brakuje też opinii prezesa, które były klasycznymi strzałami w płot. Teraz można mieć tylko nadzieję, że Tajner się nie myli patrząc z optymizmem w przyszłość. Zresztą Stoch myśli podobnie, on jest zadowolony z tego co pokazał w miniony weekend. Owszem, przyznaje, że zepsuł drugi konkursowy skok, ale wie gdzie popełnił błąd i po raz drugi go nie zrobi.

 

Łukasz Kruczek zdaje sobie doskonale sprawę, że w Klingenthal mieliśmy do czynienia z falstartem polskich skoczków, za co on ponosi odpowiedzialność, ale nie zapominajmy: ma też prawo liczyć na nasze zaufanie, bo ciężko na nie, jako trener zapracował. Dlatego zachowajmy zimną głowę, wstrzymajmy się z ocenami i poczekajmy na kolejne konkursy.

W najbliższy piątek zawody Pucharu Świata w fińskim Kuusamo. Ale jeśli jak zwykle mocno tam powieje, to szybko nie poznamy wiarygodnej odpowiedzi na pytanie: co z naszymi skoczkami?  Najważniejsze, by trafili z formą na koniec grudnia, gdy w Oberstdorfie będzie się rozpoczynał Turniej Czterech Skoczni. Jeśli jednak jej tam nie znajdą, to będzie problem, z którym Tajner i Kruczek będą musieli się zmierzyć i w taki, czy inny sposób go rozwiązać.

 

Janusz Pindera, Polsat Sport

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Komentarze