Pindera: Między linami ringu - nowe, ciężkie rozdanie?

Sporty walki

Szok, sensacja, a może normalna kolej rzeczy: Tyson Fury detronizuje Władimira Kliczkę i odbiera mu pasy mistrza wagi ciężkiej. To nie jest trzęsienie ziemi, tylko boks.

- Jestem większy, silniejszy, sprytniejszy i szybszy. Nadeszła moja era, jestem królem – mówi 27 letni Brytyjczyk, który w Duesseldorfie pokonał blisko czterdziestoletniego już Ukraińca. 

 

Twitter o walce Kliczko - Fury: Rewanż nie ma sensu!

 

Statystyki ciosów z tego pojedynki niestety zupełnie obnażają Kliczkę. Po pierwsze było ich mało, myślę o celnych, i to z obu stron (52 Kliczko – 86 Fury). Mocnych uderzeń broniący tytułów zadał zaledwie 69, a trafił tylko 18. Fury odpowiednio 202 (48). Jeśli dodamy, że Ukrainiec zadał mniej lewych prostych (34 ze 162), a jego rywal (38 ze 169), to właściwie wszystko jest jasne. Kliczko nie mógł wygrać tej walki, bo został rozbrojony, lub rozbroił się sam. A może jedno i drugie. Potwierdzają to słowa samego Kliczki, już po ogłoszeniu werdyktu, gdy mówi, że ze względu na gabaryty Tysona i związany z tym większy zasięg Anglika nie mógł trafić go prawą ręką, do celu nie dochodził też jego lewy prosty i lewy sierpowy.


Tyle, że Ukrainiec nie potrafi racjonalnie wytłumaczyć dlaczego zadawał mało ciosów, dlaczego był tak zachowawczy i nie próbował zmienić taktyki, gdy było już jasne, że na punkty tego pojedynku nie wygra.


A przecież Fury nic nadzwyczajnego w tej walce nie pokazał. Owszem jest duży, ale Kliczko też do mikrusów nie należy. Jest szybki, dobrze się porusza, ale mobilność zawsze był atutem Władimira, więc o co chodzi. Kliczko nie powiedział jednego: Anglik okazał się twardszy psychicznie, wytrzymał walkę mentalnie i złamał w tej właśnie sferze Ukraińca.


Fury od początku był świadomie bezczelny, podkreślał swoją wyższość i obiecywał, że zaszokuje świat i zdetronizuje starego mistrza. Kiedy okazało się, że przed walką Kliczko zawiązał już w szatni bandaże na dłoniach bez udziału członka ekipy Tysona, ten wymógł, by Władimir zrobił to jeszcze raz. I postawił na swoim.


Kliczko dał się wciągnąć w grę wymyśloną przez rywala, choć sprawiał wrażenie, że kontroluje sytuację, a w ringu też oddał mu pole. Nie tak miał wyglądać ten pojedynek w wykonaniu faworyta, a był nim Kliczko. To on miał dyktować warunki, a było odwrotnie. Przewaga Tysona była niewielka, ale na tyle widoczna, że sędziowie nie mieli wątpliwości, kto jest lepszy. Fury osiągnął to, co chciał i ma teraz prawo mówić, że to było łatwe zwycięstwo.


Co więcej sam Kliczko, jego starszy brat Witalij i trener Johnathan Banks też mieli świadomość, że  Fury zasłużył na wygraną. Teraz przyjdzie się zastanowić co dalej. Bracia na gorąco mówią o rewanżu, który jest zastrzeżony w kontrakcie, ale być może młodszy z nich pójdzie po rozum do głowy i zakończy karierę. Ma wszystko: pieniądze, sukcesy i szczęśliwą rodzinę. Ale ma też mocno podrażnioną ambicję, więc scenariusz, że wróci i stoczy rewanżowy pojedynek z Tysonem jest bardzo prawdopodobny. Pytanie tylko gdzie, i kiedy. Fury mówi, że może walczyć wszędzie, nawet na Alasce. – Dla mnie nie ma to znaczenia – odpowiada w swoim stylu, ale dla tych, którzy dbają o finansową stronę tego biznesu ma, i to duże.


Jedno jest pewne, Władimir Kliczko nie jest już nieśmiertelny. Od kwietnia 2004 roku do soboty nie przegrał walki. O tym, że wcześniej poniósł trzy porażki przed czasem powoli zapominano. A Tyson Fury pokazał, że jest na niego inny sposób, że można go też pokonać na punkty, oszukać w ringu, wyboksować, sprawić, by poczuł się naprawdę stary, choć wciąż ma mięśnie trzydziestolatka.


I bez względu na to czy dojdzie do rewanżu wiemy już, że w wadze ciężkiej mamy nowe rozdanie. Na początku tego roku wszedł mocno do gry mierzący dwa metry chłopak z Alabamy, Deontay Wilder, gdy zdobył pas należący wcześniej do starszego z ukraińskich braci i otworzył  amerykański rynek. Teraz Fury bierze wszystko po młodszym. W kolejce już stoi jego rodak, 26 letni złoty medalista igrzysk w Londynie, Anthony Joshua, talent jakich mało, modelowy atleta.


Jest jeszcze doświadczony, ale głodny sukcesu Rosjanin Aleksander Powietkin, który też ma sporo argumentów w grze o tron. Szczególnie teraz, w nowej sytuacji. A to oznacza, że waga ciężka znów żyje.

Janusz Pindera, Polsat Sport

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Komentarze