Lepa: Droga koszykówko – tym razem Czarna Mamba mówi stanowczo "dość"!
Kobe Bryant kończy karierę – już tylko to zdanie zasługuje na specjalne traktowanie. Urodzony 37 lat temu koszykarz Los Angeles Lakers to bowiem jeden z trzech największych zawodników ostatnich 30 lat, obok Michaela Jordana i LeBrona Jamesa legenda tego sportu, pięciokrotny mistrz NBA i dwukrotny MVP finałowych starć, dwukrotny mistrz olimpijski i jedna z najbardziej rozpoznawalnych postaci sportowej rodziny.
Bryant to ogniwo łączące między czasami Air Jordana, a Króla Jamesa. Kiedy Czarna Mamba zaczynał karierę MJ zdobywał ostatnie dwa tytuły mistrzowskie z Chicago Bulls. Ich pojedynki do dziś wspominane są jako jedne z najciekawszych starć w historii najlepszej ligi koszykarskiej na świecie. Michael był wówczas niekwestionowaną gwiazdą i absolutnie najpopularniejszym przedstawicielem basketu na świecie, ikoną tego sportu, według wielu największym wszech czasów. Kobe chciał zostać kimś takim i nie bał się o tym głośno mówić. Był jednak 15 lat młodszy.
Bryant kończy karierę, a ceny biletów wzrastają
Najmłodszy w historii
Pierwszy kontrakt z Lakersami (choć pierwotnie miał trafić do Charlotte Hornets) podpisali za niego rodzice, bowiem miał wówczas tylko 17 lat. Został najmłodszym graczem w historii NBA. Zdecydował się bowiem na zawodową karierę, nie poprzedzając jej zwyczajowymi studiami na jednym z amerykańskich collegów. Już to wywołało wówczas kontrowersje. Później kolejnych też nie brakowało (kłotnie z kolegami, z których te z Shaquillem O'Nealem najgłośniejsze; oskarżenia o napaść seksualną).
Dziś kiedy Bryant kończy powoli karierę – oficjalnie uczyni to po ostatnim spotkaniu obecnego sezonu, a więc za 66 spotkań Lakersów – królem NBA jest już James, koszykarz Cleveland Cavaliers, a wcześniej także Miami Heat. Bryant notuje zaś najgorszy koszmar w historii występów (rzuca z 32-procentową skutecznością). Już w 2013 roku, kiedy zerwał ścięgno Achillesa, wieszczono koniec jego kariery. Zagrał wówczas tylko 6 spotkań w sezonie, a w kolejnych rozgrywkach ledwie 35 (łącznie wystąpił więc tylko w 41 ze 164 spotkań). Mimo kolejnych kontuzji Bryant nie poddawał się, aż wreszcie dziś przyznał: „moje ciało wie, że czas powiedzieć do widzenia”.
Trzeci strzelec wszech czasów
Szkoda więc, że w takich okolicznościach, może zbyt późno, ale odchodzi jeden z najlepszych strzelców w historii ligi, trzeci punktujący w tabeli wszech czasów (ponad 32 tysiące punktów, a jego rekord jednego meczu to 81!) tylko za Kareemem Abdul-Jabbarem i Karlem Malonem, pięciokrotny mistrz NBA, choć ostatni raz triumfował już pięć lat temu, 17-krotny uczestnik Meczów Gwiazd, jedyny w historii wierny przez 20 kolejnych sezonów jednemu klubowi.
Ale Kobe to ktoś więcej niż tylko zachwycające liczby, to ikona ostatnich dwóch dekad. Jego zwody podkoszowe i rzuty z odchylenia były unikalne. Z drugiej strony wielu krytykowało go za zbytni indywidualizm w podejmowanych decyzjach (spudłował najwięcej rzutów w historii NBA). Niegdyś Phil Jackson porównując – prowadził zarówno Bryanta i Jordana do mistrzostwa – powiedział: „Michael był lepszym liderem, strzelcem i obrońcą”. Ale ilu było takich poza Jego Powietrzną Wysokością?
Legenda
Adam Silver, komisarz NBA nazwał legendę Lakersów jednym z najbardziej utytułowanych w historii sportu. ESPN kilka lat temu wybrał 37-latka drugim najlepszym rzucającym obrońcą w historii (oczywiście po Jordanie). Widać ich losy były na zawsze związane ze sobą. Odchodząc Bryant napisał poemat zatytułowany „Dear Basketball” (Droga Koszykówko). Nie mógł przecież odejść w banalny sposób. I nie zrobił tego – kiedy Jordan kończył karierę, napisał list, który dzięki jego sponsorowi – Nike – został opublikowany we wszystkich największych gazetach Stanów Zjednoczonych. Zaczynał się od słów... „Dear Basketball”.
Nie ma co ukrywać, Droga Koszykówko, odchodzi legenda!
Komentarze