Pindera o gali w Ełku: Nieoczekiwana zamiana miejsc

Sporty walki

Ten który miał wygrać (Michał Syrowatka) został znokautowany, a skazywany na porażkę weteran (Rafał Jackiewicz) cieszył się chyba najbardziej w długiej karierze. Takie bywają uroki boksu.

Boleśnie przekonał się o tym w minioną sobotę w Ełku 27-letni Syrowatka, jeden z najbardziej obiecujących polskich pięściarzy. W swoim rodzinnym mieście chciał udowodnić dużo starszemu rywalowi, że jego czas już minął. Był tak pewny swego, że zgodził się nawet na umowny limit (67,5 kg) i przymknął oko, gdy były mistrz Europy nie dochował nawet tego warunku (za co przeprosił po walce) wnosząc na wagę 67,8 kg. Warto pamiętać, że Syrowatka jest zawodnikiem kategorii junior półśredniej (63,5 kg), więc zgoda na taki występ była równoznaczna z założeniem, że da sobie radę bez względu na okoliczności.

Po pierwszej rundzie wszystko wskazywało, że właśnie tak będzie. 38-letni Jackiewicz padł na deski po lewym sierpowym, był liczony i nie wiem, czy w tym momencie znalazłby się na sali wizjoner, który przewidziałby dalszy bieg wydarzeń.
 
Kamil Szeremeta, kolega Syrowatki, który kilka miesięcy temu wygrał z Jackiewiczem bez większych problemów twierdził wprawdzie, że miał przeczucie, że coś takiego się wydarzy, ale chyba i on nie przewidywał, że scenariusz będzie pisany w tak czarnych barwach. Trzeba jednak przyznać, że faktycznie, przed rozpoczęciem tego pojedynku mówił w studiu Polsatu, że Michała czeka najtrudniejsze zadanie w karierze i jeśli pozwoli Jackiewiczowi na kontry, to może być krucho.

Niestety Syrowatka pozwolił na wszystko. Na bezkarnie bite podbródkowe, na mocne kontrujące prawe, które omijały z łatwością jego lewą rękę. Powie później, że widział te ciosy, ale nie reagował. Dlaczego ? Nie wie.

Ci, którzy mieli pretensję do sędziego Dariusza Zwolińskiego, że w czwartej rundzie przerwał pojedynek nie mają racji. Decyzja była prawidłowa. Michał Syrowatka był niezdolny do kontynuowania walki. Taka porażka w rodzinnym mieście na pewno bardzo boli niepokonanego do soboty pięściarza z ambicjami wykraczającymi daleko poza krajowe ringi, ale to nie jest przecież koniec świata. Bolesne porażki zdarzały się znacznie lepszym od niego, teraz musi się tylko wziąć w garść i wrócić mocniejszy. Ale wcześniej dokładnie obejrzeć ten pojedynek i wyciągnąć wnioski. A materiał do analizy jest bogaty.

Nikt tak jeszcze nie obnażył Syrowatki. On sam twierdzi, że zawiodła głowa, nie wytrzymał presji. Czuł się zbyt pewnie, a gdy pojawiły się problemy nie potrafił sobie z nimi poradzić. Ale to nie muszą być jedyne przyczyny.

Nie ulega jednak wątpliwości, że Rafał Jackiewicz wykorzystał to wszystko bezlitośnie. Po walce przyznał szczerze, że nie liczył na takie rozstrzygnięcie. Był dobrze przygotowany, wierzył, że tanio skóry nie sprzeda, ale na nokaut, w odróżnieniu od swojego przeciwnika, się nie nastawiał. A ponieważ nie zapomniał bokserskiego abecadła, to zrobił co do niego należało, gdy tylko pojawiła się szansa.

Później cieszył się tak, jakby zdobył mistrzostwo świata. Znów marzy mu się jakaś ciekawa walka o pas, np. rewanż z Gianlucą Branco. – Skończę go do szóstej rundy, obiecuję. A jak nie dotrzymam słowa, to uznam takie zwycięstwo za swoją porażkę – mówi w swoim stylu.

Włoch ma już 45 lat, jest mistrzem Europy wagi półśredniej, ostatni pojedynek stoczył w listopadzie minionego roku, właśnie z Jackiewiczem. Wygrał szczęśliwie z powodu kontuzji Polaka. Wierzę, że gdyby „Wojownik” dostał jeszcze jedną szansę, to tym razem by ją wykorzystał.

Janusz Pindera, Polsat Sport

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Komentarze