Eder: Prawdziwa historia brzydkiego kaczątka. Z domu dziecka do finału Euro 2016

Piłka nożna

Na przedmieściach Coimbry w białym domu z czerwoną dachówką od lat działa dom dziecka o krzepiącej nazwie "Girassol" - Słonecznik. Nie tylko dla sierot. Również dla dzieci rodziców, którzy nie radzą sobie z życiem albo po prostu nie są w stanie utrzymać rodziny. To właśnie tam, w 1991 roku, ubodzy emigranci z Gwinei Bissau oddali swojego synka. Miał cztery latka i oryginalne imię: Ederzito. W niedzielę został bohaterem Portugalii, a jego imię - już w skróconej wersji Eder - poznał cały świat.

Ederzito Antonio Macedo Lopes przychodzi na świat tuż przed świętami Bożego Narodzenia 1987 roku w Bissau. Trzy lata później z biednego afrykańskiego kraju, który kiedyś był portugalską kolonią, wraz z rodzicami przenosi się do Lizbony. Życie na emigracji okazuje się jednak bardzo trudne. Eder trafia do domu dziecka. Najpierw w Bradze, a wkrótce już w Coimbrze.  

- Początkowo trudno było mi się pogodzić z decyzją rodziców. Ale kiedy już przyzwyczaiłem się do nowego miejsca, zrozumiałem, że zrobili to, co było dla mnie najlepsze - wspominał przed kilkoma laty strzelec jedynego gola w finale EURO 2016.

Zbite szyby, wytargane uszy

Do dziś Eder ma ze Słonecznika wiele ciepłych wspomnień. Opowiada o zabawach, przyjaźniach, które przetrwały, o grze w piłkę. - Gdy grywaliśmy na dziedzińcu, zdarzało mi się stłuc szybę w oknie. Pamiętam kary: reprymendy, targanie za uszy, zero telewizji.

Podczas szkolnych rozgrywek prezentuje się na tyle dobrze, że na zajęcia zaprosza go trener malutkiego, amatorskiego klubu Ademia. Widząc u młodego podopiecznego smykałkę do futbolu, opiekunowie z domu dziecka nie protestują.

W Ademii Ederzito gra od 11 do 18 roku życia. Podstaw futbolu uczy się w warunkach skrajnie odmiennych od tych, jakie mieli jego dzisiejsi koledzy z reprezentacji. Oni futbolowe szlify zbierali w szkółkach wielkich klubów, na czele z akademią Sportingu Lizbona w Alcochete - jedną z najlepszych w Europie. On podczas treningów w biednej jak mysz kościelna Ademii. A i tu nie we wszystkich zajęciach może brać udział.

Najpierw za mięso, potem za 400 euro

Opiekunowie z domu dziecka zabraniają mu gry w piłkę z powodu kiepskich ocen w szkole. Trener z Ademii przychodzi więc do Słonecznika, by wstawiać się za najzdolniejszym z podopiecznych. Czasami udaje się wypracowywać kompromis. - W tygodniu nie chodziłem na treningi, ale w weekend mogłem zagrać w meczu - opowiada Eder. - Na mecze Ademii przychodził miejscowy rzeźnik, który za każdą bramkę dawał mi dobry kawałek mięsa. Po nagrodę zgłaszałem się na koniec sezonu i robiliśmy sobie wtedy prawdziwe uczty - dodaje z uśmiechem.

Kilka lat gry w Ademii nie było biletem wstępu do poważnych portugalskich zespołów. Podbój seniorskiej piłki zaczyna więc w trzecioligowym klubiku Oliveira Hospital. Następne jest drugoligowe Tourizense. I to już jest inny świat. W Tourizense Eder zaczyna na piłce zarabiać - 400 euro miesięcznie. - Część wypłaty oddawałem mamie, a resztę wydawałem na najpotrzebniejsze rzeczy.

Do Gwinei Bissau może pojechać, ale grać chce dla Portugalii

W końcu dopina swego. W 2008 roku podpisuje kontrakt z grającą w elicie Academicą Coimbra. W debiutanckim sezonie spędza na murawie ponad czternaście godzin, strzela... jedną bramkę. Słaba skuteczność i niedostatki techniczne to do dziś zarzuty, które pod adresem Edera padają najczęściej.

W kolejnych sezonach ze skutecznością jest nieco lepiej, choć nadal nie zasługuje na miano snajpera. Sezon 2009/2010 to sześć bramek w lidze i krajowych pucharach, kolejny - pięć trafień. W Portugalii nikogo te liczby na kolana nie rzucają, ale już z perspektywy Gwinei Bissau wyglądają okazale. Eder dostaje propozycję gry w reprezentacji kraju, w którym się urodził.

- Wychowałem się w Portugalii i czuję się Portugalczykiem. Chętnie kiedyś odwiedzę mój rodzinny kraj, ale od zawsze chciałem grać wyłącznie dla Portugalii - podkreśla.

Długa droga z Bragi do... Bragi

Niezależnie od rozwoju kariery, nie przestaje odwiedzać Słonecznika. Rozmawia z opiekunami, spotyka się z wychowankami. Dla nich już jest bohaterem, żywym dowodem na to, że marzenia się spełniają. Na podobne uznanie ze strony wszystkich Portugalczyków musi jeszcze kilka lat poczekać.

Kolejnym kamieniem milowym w jego karierze jest rok 2012. Wkracza weń jako przeciętny napastnik przeciętnego klubu. Kończy jako ważne ogniwo Sportingu Braga, uczestnik Ligi Mistrzów i... reprezentant kraju.

Tak, ledwie kilka tygodni po transferze do Bragi dostaje wymarzone powołanie. 7 września w meczu eliminacji mistrzostw świata z Luksemburgiem siedzi jeszcze na ławce. Cztery dni później debiutuje. Wchodzi na ostatnie minuty meczu z Azerbejdżanem na stadionie w Bradze. Tej samej Bradze, w której gra na co dzień; tej samej, w której dwie dekady wcześniej pomieszkiwał w domu dziecka...

Mundial, kryzys i prośba o pomoc

Wszystko zaczyna składać się w scenariusz niemal bajkowy, ale przeszkody, które trzeba pokonywać, raz jeszcze okazują się nieodłącznym elementem życiorysu wychowanka Słonecznika. Kolejny sezon, także z powodu kontuzji, ma dużo słabszy. Ligę kończy bilansem trzynastu spotkań i trzech bramek. Niespodziewanie, nawet dla niego samego, otrzymuje powołanie na mundial.

W Brazylii pojawia się na murawie w każdym meczu. Ale to nie jest udany turniej dla Portugalii. Kadra w słabym stylu żegna się z mistrzostwami, nawet nie wychodząc z grupy. Eder spędza na boisku łącznie ponad dwieście minut, ale do bramki rywali nie trafia ani razu. W dużej mierze na nim skupia się złość kibiców, obrywa za swoje winy i rykoszetem za słabą grę kolegów.

Silny, zahartowany niełatwym życiem Eder nie wstydzi się poprosić o pomoc. Zaczyna współpracę ze specjalistką od przygotowania mentalnego Susaną Torres. Ona sama o tej współpracy opowiada w kwietniowym wydaniu branżowego magazynu Miracle Coach: "Sześć miesięcy pracowaliśmy ciężko, by jego marzenie z dzieciństwa zmienić w cel możliwy do osiągnięcia. Udało się nadzwyczajnie. Zaczynaliśmy, gdy miał moment zwątpienia, a kilka miesięcy później trafił do jednej z najsilniejszych lig na świecie."

Ale ponieważ ani razu nie wymienia nazwiska piłkarza, wywiad przechodzi bez echa. Dopiero, gdy Eder zwycięską bramkę w Paryżu zadedykuje Sussanie Torres, portugalscy dziennikarze skojarzą fakty. No tak, przecież Eder trafił z Bragi do Swansea...

Jedzie do Francji, by walczy o wyjazd do Francji

Jak to w jego przypadku bywa, pokonanie jednej przeszkody oznacza jedynie, że na horyzancie pojawia się kolejna. Wymarzona Premier League okazuje się pułapką. Silny, wysoki, teoretycznie stworzony do wyspiarskiego futbolu Eder pojawia się na boisku w trzynastu ligowych meczach. Licznik bramek nawet nie drgnie.

W zimowym okienku jest zdeterminowany, by zmienić klub. Chce walczyć o miejsce w kadrze, o wyśnione EURO. Do Francji trafia na pół roku przed startem turnieju, zostaje piłkarzem Lille. Wyraźnie odżywa, gra w trzynastu spotkaniach, zdobywa sześć bramek. Na ogłoszenie listy powołanych na mistrzostwa Europy czeka więc z nadzieją, ale i z niepokojem.

Kibice witają go gwizdami

Fernando Santos jest pod presją. Media i kibice dają do zrozumienia, że nie chcą Edera w kadrze. Fani używają sobie na całego. Że "drewniany", że nieskuteczny, że w ogóle jakiś taki pokraczny.

Gdy w marcowym sparingu z Belgami Eder pojawia się na ostatnie pół godziny, witają go gwizdy z trybun. To jego 23. mecz w kadrze, zgromadził do tego momentu na koncie całe trzy bramki. Fernando Santos, wobec posuchy na pozycji numer dziewięć, decyduje się jednak zabrać Edera do Francji. To chyba najczęściej i najgłośniej krytykowane powołanie.

W trakcie turnieju o Ederze wszyscy powoli zapominają. W pierwszych dwóch meczach spędza na boisku łącznie 13 minut. W kolejnych czterech nie podnosi się z ławki rezerwowych. Portugalia bez klasycznego środkowego napastnika, ale z Ronaldo, Nanim i Quaresmą pokonuje kolejne przeszkody na drodze do finału.

Tajemnica białej rękawiczki

I nadchodzi ten dzień. Jego dzień. 10 lipca w wielkim finale Eder pojawia się na murawie w 79. minucie. Łącznie z dogrywką spędzi na niej ponad czterdzieści minut. W tym czasie gra fantastycznie, nie popełnia właściwie żadnego błędu, nie podejmuje złej decyzji. A dzieło wieńczy efektownym strzałem z dystansu w 109. minucie. Po meczu Fernando Santos wskazując na Edera powie: - I tak oto brzydkie kaczątko zmieniło się w pięknego łabędzia.

Gola, który dał Portugalii mistrzostwo, Eder fetuje w swoim stylu - zakładając na jedną z dłoni białą rękawiczkę. - To taki zwyczaj, który sprawia mi radość. Absolutnie nikogo w ten sposób nie uciszam. To po prostu forma manifestowania radości - wyjaśnia.

Dzieciakom ze Słonecznika mówi, że marzenia się spełniają

Według interpretacji niektórych portugalskich mediów biała rękawiczka to także pokojowe przesłanie do kibiców, zapewnienie o dobrych intencjach. Trudno powiedzieć, czy rękawiczka pomoże, ale gol strzelony Francji w dogrywce powinien. Po finale EURO nawet najzagorzalsi krytycy Edera pewnie już nigdy nie będą kwitowali gwizdami jego obecności w kadrze.

Tym bardziej, że Eder to nie jest ktoś, kto zasługuje na gwizdy. To piłkarz... inaczej: to człowiek, który zasługuje na ogromny szacunek. - Pewnie, że mam teraz mniej czasu, ale kiedy tylko mogę odwiedzam Słonecznik. Wiadomość, którą za każdym razem zostawiam dzieciakom jest prosta: możesz spełnić swoje marzenia, jeśli tylko w to uwierzysz.

Szymon Rojek, Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Komentarze

Przeczytaj koniecznie