Lorek: Przekroczyć bramy wieczności

Żużel
Lorek: Przekroczyć bramy wieczności
fot. Cyfrasport

Gorzowski toromistrz, były żużlowiec – Jarek Gała, posiada idealny przepis na wykwintne danie. Genialne pomysły przechowuje w rondzie kapelusza, z którym nigdy się nie rozstaje. Przygotował tor w taki sposób, że fani żużla na wieki wieków zapamiętają wyścig finałowy. Australijczyk Jason Doyle w olśniewającym stylu sięgnął po zwycięstwo na stadionie imienia Edwarda Jancarza.

W historii Speedway Grand Prix są wyścigi, które zapadają w pamięć po wsze czasy. Każdy, kto w żyłach zamiast krwi posiada metanol i z rozkoszą płynie przez życie pod rękę z bezbarwną cieczą, wkracza w stan ekstazy widząc osiemnasty wyścig GP w Bydgoszczy w 2001 roku. To co w tamtym kosmicznym wyścigu wyczyniał na torze kwartet: Billy Hamill, Greg Hancock, Tomasz Gollob i Leigh Adams było niczym wyprawa łódką do Ziemi Ognistej. Może argentyński stek skonsumowany u boku pięknej kobiety i buteleczki wina na przedsionku Los Glaciares Perito Moreno wytrzymałby konkurencję z akcjami Golloba, Hancocka i Hamilla…

 

Pod lupę warto również wziąć dwudziesty drugi wyścig z GP w 1999 roku. Znów osławiony obiekt przy ulicy Sportowej w Bydgoszczy… Hans Nielsen w iście profesorskim stylu strzelił spod taśmy i uciekł konkurentom, ale batalia pomiędzy Tomaszem Gollobem i Markiem Loramem była bardziej namiętna niż pocałunek z nieznajomą na szczycie słowackiego  Krywania…

 

Coventry 2000, kolejny diament. Na wieżyczce sędziowskiej znakomity brytyjski sędzia Anthony Steele, a w dwudziestym drugim wyścigu pod taśmą ustawiło się czterech zacnych rycerzy: Ryan Sullivan, Jason Lyons, Tony Rickardsson i Jason Crump. Porywający finisz kangura Lyonsa, który wyprzedził Wikinga Rickardssona o smugę dymku z papierosa…

 

Toruń, GP w 2011 roku i dwunasty wyścig, który wypada obejrzeć spod sofy… Darcy Ward, Tomasz Gollob, Greg Hancock i Chris Harris. Cardiff 2007, GP Wielkiej Brytanii i budząca zachwyt akcja Harrisa, który pokonał Hancocka, Crumpa i Adamsa. Auckland, Western Springs, GP Nowej Zelandii 2012. Dwudziesty wyścig. Niezwykły pojedynek pomiędzy Jarkiem Hampelem a Emilem Sajfutdinowem… Rok później ponownie Kraj Długiej Białej Chmury przywdział królewskie szaty. To, co zaprezentował w dwudziestym wyścigu australijski geniusz Darcy Ward w baśniowej walce z Emilem Sajfudinowem przejdzie do kronik speedwaya…

 

I tuż obok tej wyjątkowej kolekcji stanął cudny bagaż adrenaliny: wyścig nr 23 w Gorzowie Wielkopolskim. Pomiędzy Doyle’a a Woffindena momentami nie można było wetknąć choćby szpilki tudzież gumki myszki… Mistrz świata uznał wyższość Doyle’a, ale obu zawodnikom należą się głębokie pokłony za kreatywność na torze. Równie boski pojedynek stoczyli ze sobą Chris Holder i Bartosz Zmarzlik. Nic dziwnego, że stadion noszący imię brązowego medalisty indywidualnych mistrzostw świata z 1968 roku – Edwarda Jancarza zmienił kolor na 62 i pół sekundy... Natężenie emocji rozrywało żyły, kibice ocierali się o zawał serca, dziewczyny z Monster Energy przeżyły atak spawacza i odessały się od krzesełek zatopionych w murawę gorzowskiego stadionu. Jerzy Kanclerz, żużlowy wagabunda, który 10 września w niemieckim Teterow, obejrzy na własne oczy dwusetne zawody Speedway Grand Prix, wzruszył się jak dziecko, choć lat ma tyle, że pokłoniłby mu się sam generał Michaił Kutuzow… Doyley, Woffy, Chrispy i Bartosz zadbali o najbardziej wybredne żużlowe podniebienia. Ole Olsen, trzykrotny indywidualny mistrz świata nie wyobraża sobie, aby Gorzowa Wielkopolskiego zabrakło na mapie Speedway Grand Prix…

 

Przystań tętniąca życiem

 

Gorzów Wielkopolski reklamuje się na świecie jako haven (przystań)… Nadwarciański gród słynie z innowacji. Organizacja Speedway Grand Prix to gigantyczna operacja pod względem logistycznym. Zgrana i niezwykle chętna do pracy ekipa z gorzowskiej Stali co rusz zachwyca nowymi pomysłami. Przy ulicy Kwiatowej rozumieją, że nie samym speedwayem człek żyje. W piątkowe popołudnie w centrum Gorzowa Wielkopolskiego wyjątkowy pokaz trików zafundowała miłośnikom ekstremalnych doznań grupa Skyfighters. Artur Puzio nie baczy na oślepiający blask promieni słonecznych, nie zraża go żar lejący się z nieba, nie przeraża perspektywa wyczerpującej podróży na kolejny pokaz zręczności do Padwy… Artur, najlepszy polski spec od freestyle motocrossu, przywiózł do Gorzowa nie tylko swój motocykl Kawasaki (łudząco podobny do bike’a Jeffa Emiga). Wraz z Arturem nad Wartę przyjechał znakomity niemiecki ekspert od fmx – Tobias Finck oraz młody talenciak z Trójmiasta – Damian Chyła. Damian wykręcił przepięknego strippera. Delikatnie zjadła go trema, bo wiary przybyło co niemiara, a następnego ranka mógł zjeść śniadanie w towarzystwie legendarnego Grega Hancocka. Hotel Mieszko, fmx, żużel i jajecznica, czyli żyć nie umierać…

 

Oprócz bajecznych whipów, cordoby, strippera, cliffhangera, rock solid, tsunami, Indian air i backflipa, centrum Gorzowa Wielkopolskiego przygotowywało się do wielkiego żużlowego święta podziwiając kunszt Tomasza Kuchara i Jerzego Tecława. Tecław, rodowity gorzowianin, dał niezwykły pokaz driftu, a wrocławianin Tomasz Kuchar wprawił w zachwyt wiszących nad mostem fanów. Blask księżyca, wspaniała aura, tłumy gorzowian zakochanych w motoryzacji, znakomity Daniel Zieliński przy mikrofonie i niebywały sukces Moto Racing Show. „Procent”, czyli Dawid Marach, dał pokaz motocyklowego stuntu. Jak tak dalej pójdzie, to na Moto Racing Show przybędą Dougie Lampkin, Toni Bou i Laia Sanz – legendy trialu. Impreza jest fenomenalnie zorganizowana, pozwala rozpędzić się fanom w nasączaniu rozmaitych kubków smakowych i godnie przygotować do Speedway GP. Jeśli dodać do tego koncerty muzyczne po żużlowym widowisku, to nie pozostaje nic innego jak zakreślać sobie w kalendarzyku sierpniowy weekend z dopiskiem: jednoślady i rozrywka w Gorzowie. Jedynymi niepocieszonymi w tym gronie miłośników sportu mogą być sami żużlowcy, którzy w czasie pokazów stuntu, driftu i fmx w pocie czoła uczestniczyli w treningu przed GP. Tyle, że nie wszyscy tak uczynili… Australijczyk Jason Doyle, wolał dać odpocząć ciału i koniom mechanicznym…

 

Ból pleców

 

9 sierpnia 2016 roku Jason Doyle wziął udział w meczu szwedzkiej Elitserien. Jego zespół Rospiggarna Hallstavik wysoko pokonał ekipę z Kumli. Indianie z Kumli zgromadzili zaledwie 34 punkty. Chłopcy jeżdżący dla Hallstavik (rodzinnego miasta Andreasa Jonssona) zdobyli aż 56 oczek. Doyley wykręcił 8 punktów plus 2 bonusy w pięciu startach, ale zaliczył solidnego dzwona i okrutnie ucierpiały jego plecy. Jason widział niejednego chirurga, wiele razy wył z bólu do nieboskłonu, więc nie poddawał się. Jego mentor, trzykrotny indywidualny mistrz świata (2004, 2006, 2009), najsłynniejszy australijski żużlowiec – Jason Crump przeżywał podobne chwile w 2012 roku. Dziesięć dni przed GP Chorwacji w Gorican, Crumpie złamał obojczyk podczas meczu ligi rosyjskiej we Władywostoku. Oczywiście kangur nie chciał zbyt długo stacjonować w Rosji, bo ma zbyt bogatą wyobraźnię, aby położyć się na stole operacyjnym i iść pod nóż Saszy czy innego Marata… Crumpa przetransportowano z Władywostoku do szwajcarskiej kliniki (nieocenionej pomocy udzielił Mark Webber, wówczas kierowca F1 i sponsor Jasona: Red Bull). Medycy zrobili co mogli, a Jason jak na twardziela z Australii przystało, 10 dni po złamaniu obojczyka stanął pod taśmą w Chorwacji i zainkasował 9 punktów!!! Szaleństwo…

 

Doyley często konwersuje z Crumpem, posiada dar analizy, słucha mądrych rad mistrza… Nie trenował w Gorzowie Wielkopolskim. „Szczerze? Trening nic mi nie dawał. 15 sierpnia podczas derbów Ziemi Lubuskiej dobrałem idealną jednostkę napędową. Silnik też chce odpocząć czasami… Po dyskusji z mechanikami uzgodniliśmy, że nie ma sensu brudzić sprzętu. W upale motocykle nie pracują najlepiej, podobnie jak ludzie… Poza tym, moje plecy wcale nie są w dobrym stanie. Lekarze zalecili mi relaks przed Speedway Grand Prix. Sobotni turniej GP rozpocząłem na motocyklach, które poniosły mnie do zwycięstwa w lidze w barwach Falubazu. Potem dokonałem lekkich korekt. To prawda, że gdy wygrywasz turniej GP, zapominasz całkowicie o bólu. Pięć lat temu bujałem się w drugiej lidze angielskiej i gdyby ktoś wówczas przepowiedział, że nadejdzie taki dzień, że zostanę wiceliderem cyklu mistrzostw świata, odpaliłbym z dwururki! Mam wspaniałych mechaników, którzy pokonują tysiące kilometrów, aby zdążyć na kolejne zawody. Dbają o sprzęt, troszczą się o każdy detal” – wyznał w Gorzowie zmęczony, acz uradowany Doyley.

 

Jason nigdy nie napracował się tak na zwycięstwo jak podczas zawodów w Gorzowie Wielkopolskim. Owszem, w tym sezonie wygrał już GP Czech w Pradze, był drugi w Krsko, drugi w Malilli, ale takiej orki jak na stadionie Edwarda Jancarza jeszcze nie doświadczył. „Wiedziałem, że Tai jest piekielnie szybki przy krawężniku. Wyprzedził mnie przy kredzie w półfinale, wiec kiedy zobaczyłem jak przykleja się do krawężnika, pomyślałem: o nie, koleżko, nie tym razem, teraz inaczej z tobą zatańczę! Przez trzy okrążenia musiałem napędzać się po orbicie, bo przy kredzie nie było dla mnie przestrzeni. Kiedy złapałem szybkość na ostatnim wirażu, wiedziałem, że muszę się wynieść pod bandę i zaatakować na maksa! Udało się! Myślałem, że zwariuję ze szczęścia na mecie!” – krzyczał ukontentowany Jason.

 

Operacje, niewiadoma, ból, brak pozwolenia na pracę, kontuzje. Wszystkie męczarnie i kataklizmy dotknęły Doyle’a. On nie spacerował po „Fields of Gold” jak Gordon Matthew Sumner, czyli Sting. Raczej przez ogniste poletka, czasami zaminowane… „Smak zwycięstwa jest nie do opisania. W Gorzowie praktycznie nie ma mocnych na szybkich Polaków, w szczególności na Bartosza Zmarzlika. Pokonałem Iversena i Zagara, którzy znają każdy cal toru. Dziwiłem się, że moi rywale nie wybrali w finale najbardziej wewnętrznego pola. Krawężnik cudownie „chodził”. Wystartowałem jak rakieta. Wiem, że z Taiem nie ma łatwych wyścigów, ale choćbyśmy jechali koło w koło, a nasze kierownice ocierałyby się jedna o drugą, jestem pewien, że zostawimy sobie sporo miejsca. Woffy podszedł do mnie po finale i powiedział, że to był wspaniały wyścig. Też tak sądzę. Czy marzę o medalu w Melbourne? Zdaję sobie sprawę, że zmniejszyłem dystans do Grega Hancocka z 12 do 7 oczek, ale przed nami są jeszcze 4 turnieje. Podejrzewam, że cudownie byłoby zdobyć mistrzostwo świata na oczach rodaków. Pewnie nie wyszedłbym do białego rana poza obręb Etihad Stadium. Nie chcę myśleć o świętowaniu, bo speedway jest nieprzewidywalny. Chcę utrzymać się w pierwszej ósemce cyklu i radować się każdą chwilą…” – mówi Doyley.

 

Gdyby ktoś widział Debbie Hancock jak w bamboszach wędrowała w środku nocy, aby odebrać faks od Jasona Doyle’a, gdy Australijczyk starał się o zatrudnienie w Somerset Rebels… Życie ma w sobie więcej wyobraźni niż nasze najśmielsze oczekiwania… Krzysztof Kolumb miał rację wypowiadając te słowa.

 

Andreas bez punktu

 

Smutny widok. Szalenie inteligentny żużlowiec rodem z Hallstavik, wicemistrz świata z 2011 roku, mistrz świata juniorów z Gorzowa Wielkopolskiego sprzed szesnastu laty… Andreas Jonsson. 3 września będzie obchodził swoje 36 urodziny. AJ wygrał GP na polskich torach: w Bydgoszczy w 2010 roku i w Toruniu w 2011 roku. W tym sezonie idzie mu jak po grudzie. Najskuteczniejszy był w Cardiff. W stolicy Walii Szwed zainkasował 9 punktów. W Gorzowie podczas MIB Nordic GP nie zdobył ani jednego punktu. To wspaniały człowiek, tym bardziej go żal, bo taki wynik potrafi wyssać z jegomościa resztki energii i optymizmu. Były drużynowy mistrz świata z Bradford’89, menedżer Andreasa w ekipie Lakeside Hammers, Kelvin Tatum długo dyskutował ze Szwedem podczas obchodu toru. Słońce wysoko stało nad stadionem Eddy’ego Jancarza, Szwed słuchał, Brytyjczyk mówił, a punktów od tego nie przybyło. Daniel Kaczmarek, młodzieżowy indywidualny mistrz Polski, wywiózł oczko z Gorzowa, a Andreas, taki kozak, nie powiększył dorobku. Smutno robi się na duszy, ale cóż, taki jest speedway… Może słońce zaświeci dla Jonssona już tydzień po urodzinach? 10 września najlepsi żużlowcy świata przyjadą do niemieckiego Teterow. W 2007 roku setny turniej GP na Veltins Arena w Gelsenkirchen wygrał Andreas Jonsson. Zainkasował wówczas 100 tysięcy dolarów za wygraną w tym jubileuszowym wyścigu. Może dwusetna runda GP odmieni los Andreasa?

 

Bartosz bliski szczęścia

 

Młodość ma swoje prawa. „Chciałem zaryzykować i postanowiłem, że osłabimy delikatnie motocykl na powtórkę finału i idealnie zabiorę się spod bandy, ale tak się nie stało… Trudno, mam nauczkę, ale jestem zadowolony, bo to mój debiutancki sezon w GP. Zakładałem walkę o miejsce w ósemce, a aktualnie zajmuję piątą lokatę, więc nie ma dramatu i powodów do rozdzierania szat” – twierdzi najlepszy junior świata w 2015 roku. Trochę skrzywdził Bartosza były policjant, aktualny szef ochrony w klubie Leicester City, sędzia zawodów Jim Lawrence. Wykluczył Bartosza, bo myślami był już podczas meczów w ramach Champions League… Sędzia stwierdził (po głębokiej analizie video), że w czternastym wyścigu Zmarzlik dwukrotnie dotknął motocykla Iversena. Nic takiego nie miało miejsca…

 

Bartosz, rodowity szczecinianin, to oczko w głowie gorzowskich kibiców. Jest ubóstwiany nad Wartą. Ma poukładany team wokół siebie, wspaniałych rodziców i zdolnych, pracowitych mechaników. Jest wojownikiem co się zowie. Aspiracje są ogromne, a ważne jest to, że Bartosz pragnie stawiać krok po kroku. Nikt nie wchodzi na Annapurnę w biegu i bez butli z tlenem… Spokojny marsz na szczyt będzie jeszcze lepiej smakował. Co prawda, gala FIM odbędzie się 27 listopada w Berlinie, do którego Bartosz ma przysłowiowy rzut beretem, ale nie od razu Kraków zbudowano... Małą łyżeczką też się przyjemnie je.

 

Cieszy dobra postawa Piotra Pawlickiego, który systematycznie skrada się w stronę utrzymania w cyklu GP. Co prawda dzwon w półfinale nie był niczym przyjemnym, ale Piotr to wyjątkowy  twardziel, więc wyliże się z ran i jeszcze będzie czarował fanów speedwaya. Trzech Polaków: Bartosz Zmarzlik, Maciej Janowski i Piotr Pawlicki stacjonuje w gronie ośmiu najlepszych żużlowców świata. Trybuny w Gorzowie Wielkopolskim wypełniły się do ostatniego miejsca. 17 000 fanów w upalny wieczór przepięknie dopingowało zawodników do walki, wieczorem na bulwarze zagrała kapela Blue Cafe, a finał był arcydziełem żużlowego kunsztu, więc czegóż chcieć więcej? Częstszych wizyt w Gorzowie. Ludzie z BSI/IMG dobrze wiedzą o atutach Gorzowa, dlatego tej miejscówki nie może zabraknąć w kalendarzu indywidualnych mistrzostw świata na żużlu… Wszak nad Wartą dusza wykręca podwójne salto!

Tomasz Lorek, Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Komentarze

Przeczytaj koniecznie