Lorek: Pod rękę z Briggo i profesorem Nielsenem

Żużel
Lorek: Pod rękę z Briggo i profesorem Nielsenem
fot.Cyfrasport

Wielkim wyczynem jest zdobycie wierzchołka Nanga Parbat choćby raz, ale stanąć ponad oceanem chmur, słońca, lodowych seraków i metanolu aż czterokrotnie? To dopiero fenomenalne osiągnięcie o jakim nawet nie śniło się Gregowi Hancockowi, gdy tata Bill po raz pierwszy zabrał go na zawody żużlowe…

30 grudnia Nowozelandczyk Barry Briggs będzie obchodził 82 urodziny. Dżentelmen z Christchurch, miasta nękanego trzęsieniami ziemi, wciąż lubi jeździć motocyklem. Niezależnie od tego czy przemieszcza się po pustyni czy po kalifornijskiej autostradzie. Briggo był twardzielem na torze, niezwykle skutecznym zawodnikiem, bo aż czterokrotnie sięgnął po złoty medal indywidualnych mistrzostw świata na żużlu. Po raz pierwszy triumfował na legendarnym Wembley Stadium w 1957 roku. Po raz ostatni zakładano mu złoty krążek za solowy wyczyn w 1966 roku na Ullevi w Goeteborgu. Wówczas pierwszy medal dla Polski zdobył Antoni Woryna… Briggo szukał złota w Afryce, był orędownikiem deflektorów szprycy i zdołał przeforsować swój zacny pomysł. Jego syn Tony zadbał o dmuchane bandy. Briggo przydałby się władzom światowego żużla, bo ma nie tylko szerokie horyzonty myślowe, ale i wyjątkowo cenne kontakty. Po dziś dzień przyjaźni się z Bernie Ecclestonem, supremo Formuły 1. Młody Bernie zachwycał się stylem jazdy Nowozelandczyka, gdy Barry bronił barw Wimbledon Dons… Briggo był w marcu 2016 roku na toruńskiej MotoArenie jako gość specjalny turnieju zainicjowanego przez gorące serca, bo nie może odżałować jak wiele stracił światowy speedway po dramatycznym wypadku genialnego Darcy’ego Warda…

 

Barry ma w kolekcji cztery złote skalpy w solowym czempionacie. Identycznym stanem posiadania może poszczycić się Duńczyk Hans Nielsen. 26 grudnia profesor z Oxfordu ukończy 57 lat. Jest najbardziej utytułowanym zawodnikiem w historii speedwaya. Zdobył 22 złote medale indywidualnie, parami i drużynowo. W tym sezonie Hans objął posadę menedżera duńskiej reprezentacji. Jest erudytą, wspaniałym fachowcem, człowiekiem, który pragnie przekazać dwieście ciężarówek wypełnionych wiedzą młodemu pokoleniu. Spełniony jako tata i mąż. Suzanne, małżonka Hansa to wzór cnót i mistrzyni motywacji. Córka Hansa – Daisy, która urodziła się w roku, w którym po raz ostatni rozegrano finał jednodniowy (1994 – Vojens) gra świetnie w golfa. W grudniu duński maestro pofrunie jak na skrzydłach na Florydę, aby pomagać córce w zdobywaniu golfowych laurów. Syn Daniel też próbuje golfa, ale z mniejszym przytupem. Hans, klasa, niebanalny żart, niegasnący entuzjazm… Swój pierwszy złoty krążek zdobył w Chorzowie na legendarnym Stadionie Śląskim w 1986 roku… Następnie dołożył złoto w dwudniowym finale w Amsterdamie w 1987 roku, był bezbłędny w stolicy Bawarii w 1989 roku, a ostatnie złote cacko zdobył w inauguracyjnej serii Speedway Grand Prix w 1995 roku… Świętował na londyńskim Hackney Stadium w strugach deszczu. Owego wrześniowego dnia Gregory Alan Hancock po raz pierwszy w karierze wygrał turniej z cyklu Grand Prix… Dziś Kalifornijczyk z Whittier ma na koncie cztery złote medale indywidualnych mistrzostw świata.

 

3 czerwca Greg Hancock, fenomen w skali światowej, ukończył 46 lat… Urodziny obchodził tego samego dnia co słynny el manacori – Rafael Nadal… Ustępujący mistrz świata, Brytyjczyk Tai Woffinden, udzielił wzruszającej wypowiedzi w przeddzień GP Australii na Etihad Stadium w Melbourne. „Greg jest legendą w pełnym znaczeniu tego słowa. Współcześni bardzo często szastają tym określeniem, niejednokrotnie go nadużywają, ale w odniesieniu do Grega jest ono jak najbardziej słuszne. To, że Greg po tylu latach i tylu sukcesach wciąż ma motywację, aby wspinać się na sam szczyt żużlowej piramidy jest niezwykłe. To niesamowity człowiek. Pogodny, serdeczny, profesjonalny aż do bólu. Darzę go wielkim szacunkiem” – wyznał urodzony w brytyjskim Scunthorpe dwukrotny indywidualny mistrz świata, Tai Woffinden, który wylądował z uśmiechem na ustach na podium. Srebro, plaża, surfing, motocykl crossowy, backflip, wyścigi na torze Pinjar Park, zbudowanym przez nieżyjącego ojca Roba Woffindena – byłego żużlowca, pogawędka z Markiem Webberem, gra na didgeridoo, a w grudniu ślub z ukochaną Faye na… a jakżeż by inaczej, plaży nieopodal Perth, najbardziej odizolowanego miasta na świecie… Zachodnia Australia, czarujące miejsce dla freaków i miłośników czerpania z życia pełnymi garściami. Coś na ten temat wie była uczestniczka Pucharu Harry’ego Hopmana, mistrzyni US Open’2015 – Włoszka Flavia Pennetta…

Wyścig dla Warda

W piątek, gdy żużlowcy próbowali podnosić powieki po nieludzko długim przelocie, nastał czas treningu. Torben Olsen, menedżer zarządzający cyklem Speedway Grand Prix, syn trzykrotnego indywidualnego mistrza świata – Ole Olsena (1971, 1975, 1978), zaprosił na Etihad Stadium geniusza z Queensland, który porusza się na wózku inwalidzkim. Darcy Ward… Przed rokiem miał ścigać się w GP Australii, miał otrzymać stałą dziką kartę w sezonie 2016, ale makabryczny wypadek jakiemu uległ 23 sierpnia 2015 roku w Zielonej Górze przekreślił stertę uroczych marzeń… Ward twierdzi, że australijski żużel zasługuje na rundę indywidualnych mistrzostw świata. „To największy turniej żużlowy rozgrywany pod dachem na półkuli południowej. W poprzednim roku tor był fantastycznie przygotowany, umożliwiał kapitalne manewry wyprzedzania. To było widowisko z prawdziwego zdarzenia. Zresztą, cykl mistrzostw świata prezentuje coraz wyższy poziom sportowy. Dziś nie można sobie pozwolić na błąd. Chciałbym obejrzeć bardzo ciekawe zawody” – wyznał dwukrotny indywidualny mistrz świata juniorów z 2009 i 2010 roku.

 

Torben Olsen, zodiakalny Wodnik, nie byłby sobą, gdyby nie zaprosił na GP Australii ikony australijskiego speedwaya – Leigh Adamsa. Wicemistrz świata z 2007 roku i brązowy medalista z 2005 roku wciąż jest szalenie aktywny, choć, podobnie jak Darcy, porusza się na wózku inwalidzkim. Ścigał marzenia, pragnął sprawdzić się w wyścigu 24-godzinnym na australijskiej pustyni, ale los chciał inaczej. Kylie, małżonka Leigh i ich dwie pociechy: Casey i Declyn, są pełni podziwu dla taty, który szkoli młode talenty w Mildura, choć okrutna kontuzja przykuła go do wózka. „Nie pijam piwa. Lekarz twierdzi, że moje piwo to kawa i pyszne ciastko. Przestrzegam katechizmu dietetycznego, nie czynię głupstw, mam jeszcze sporo do zrobienia” – twierdzi Leigh. Wzruszająca scena – kucający Torben Olsen zasłuchany w konwersację dwóch byłych żużlowców: Darcy’ego Warda i Leigh Scotta Adamsa. A w oddali zasępione oblicze największego wesołka w gronie emerytowanych żużlowców: Shane’a Parkera, który ze wszystkich sił wspierał Chrisa Holdera. Speedway bywa porażający piękny w warstwie wyścigów i przerażająco okrutny zarazem…

 

Jason Crump, który 24 września (notabene w dniu urodzin Chrisa Holdera) odrestaurował tor w australijskim Cairns, również zjawił się w Melbourne. Skoro Martin Smolinski odnawia zabytkowe auta i pokazuje je turystom zaglądającym do bawarskiego Landshut, to dlaczegóż Crumpie miałby nie odkurzyć toru w przepięknym kurorcie Cairns w stanie Queensland? Jason, najbardziej utytułowany australijski żużlowiec, trzykrotny indywidualny mistrz świata (2004, 2006, 2009) wygrał zawody pod szyldem Barrier Reef 1000. W finale A (cóż za powrót do nazewnictwa znanego z dziewiczych rund Speedway Grand Prix!) Jason okazał się lepszy od Dale’a Borlase, Kozzy Smitha i Matta Day. 6 sierpnia Crumpie ukończył 41 lat… „Żałuję, że nie mam 31 lat…” – wyszeptał Australijczyk tuż po wykonaniu kilku treningowych jazd na Etihad Stadium. „Rozmawiałem z Gregiem przy porannej kawie. Jestem pełen podziwu dla jego zasobów energii. To niezwykłe, że Greg tak skutecznie odpiera ataki młodych zawodników. Owszem, dysponuje wyjątkowym talentem i przewyższa młodzież doświadczeniem. Czasami boję się o starą gwardię, gdy wilczki przypuszczają szturm, bo wiem, że kości nie są z gumy, ale Greg jest mistrzem strategii. To prawda o czym mówi Doyley, że w lidze ściga się więcej awanturników aniżeli wirtuozów, bo w GP potrzeba dojrzałej jazdy taktycznej, dlatego wyjadacze stronią od nieprzemyślanych ruchów i wygrywają” – twierdzi Jason, który miał przyjemność ścigać się na stadionie olimpijskim w Sydney w 2002 roku. Wówczas zawody wygrał, a… jakże Greg Hancock. Drugi był Scott Nicholls, trzeci Jason Crump, a czwarty Rune Holta… Szmat czasu. Crump ronił wówczas łzy, bo zapewnił sobie tytuł wicemistrza świata za plecami Tony’ego Rickardssona.

 

Crump był gorącym orędownikiem testów na czasowych torach, bo wie ile razy ucierpiały jego barki i nadgarstki, gdy przyszło mu walczyć na dziurawych i najeżonych dziwnymi koleinami układanych torach. Posłuchano rad mistrza i w Cardiff sprawdzano nawierzchnię zanim pojawili się uczestnicy cyklu Speedway GP. Podobnie uczyniono w Warszawie i w Melbourne. Greg Hancock stwierdził, że tor w stolicy stanu Victoria przypomina mu odrobinę obiekt Odsal Stadium w Bradford. Piękne, namiętne wyścigi niczym w beczce śmierci…

 

Crumpie pomagał Darcy’emu, gdy Ward śmigał jak szalony na torze Western Springs w Auckland. Jason doradzał też swojemu imiennikowi Doyle’owi ilekroć dawna gwiazda Somerset Rebels poprosiła o cenną wskazówkę. Tak to bywa wśród kangurów… Panuje zgoda i współpraca, bo przez całe sportowe życie koczują z dala od ojczyzny. Geografia sprzyja zacieśnianiu więzów…

 

Gdy Chris Holder stał na toruńskim rynku w przeddzień GP na MotoArenie, wyznał, nie bez oznak wzruszenia, że Darcy Ward pozostaje dla niego gigantyczną inspiracją. Rok temu Chris nie mógł pozbierać myśli, gdy pokonywał wiraże toru na Etihad Stadium, bo tragedia jaka dotknęła jego przyjaciela tkwiła zbyt świeżo w pamięci i przyprawiała o ból. Wówczas Chris cudem obronił miejsce w pierwszej ósemce cyklu GP, a wściekle ścigał go Pająk Peter Kildemand. Tym razem, oczyszczony z koszmarnych wspomnień Holder, zapomniał o murach zielonogórskiego szpitala i jeździł jak z nut. Dla Darcy’ego. Walczył o medal, ale jechał z myślą o Darcym. A w uroczych antraktach wspierał Jacka Holdera, swojego młodszego brata, który popisał się rewelacyjnym momentem startowym w dwunastym wyścigu. Przesympatyczny Jack Holder, który 23 marca ukończył 20 lat w swoim debiutanckim starcie wystrzelił niczym z procy i pomknął do mety jak kamień rzucony przez Aborygena z Coober Pedy w stronę Adelajdy… Czwarty junior świata opanował emocje, prowadził przed rozpędzonymi rywalami, pozwolił się wyprzedzić Jensenowi, ale powstrzymał jak profesor ataki Andreasa Jonssona i Chrisa Harrisa. Zuch. Dzielny chłopak, który wytrzymał nerwowo debiut, a zachował się cudnie niczym Lisa Stansfield śpiewająca w Royal Albert Hall. Piękne chwile, tata Mick i mama Karen utonęli w oceanie radości… Jack Holder, indywidualny mistrz Australii do lat 21 w sezonie 2016, zdobywca Premier League Fours z Diabełkami z Plymouth w 2016 roku i przy tym zdolny… stolarz. Brawo! A to co pokazał jego brat Chris w finałowym wyścigu na Etihad Stadium przeszło najśmielsze oczekiwania. Brakowało tylko nieśmiertelnego numeru „Hard as a rock” legendarnej kapeli AC/DC… 7 października w Centrum Kulturalno – Kongresowym Jordanki w Toruniu Chris Holder wyznał, że obecność Marka Webbera, znakomitego kierowcy, który pięknie hulał po szykanach torów w Spa, Silverstone, Sepang, nie nakręca go do lepszej jazdy, ale Mark sprawia, że rośnie marketingowa pozycja speedwaya. Webber udowodnił po raz kolejny, że kocha żużel do krwi ostatniej. Uroczo gawędził z Bradym Kurtzem, Leigh Adamsem, Darcym Wardem. Były kierowca zespołów Minardi, Jaguar, Williams i Red Bull zagląda nie tylko na finał Wielkiego Szlema na Rod Laver Arena. Oprócz oglądania w akcji Dominiki Cibulkovej i Lleytona Hewitta, nie zapomina o sportach ekstremalnych. Wanna radości przemieszana z żalem. I tylko szkoda Doyle’a, który stracił szanse na tytuł mistrza świata i medal, ale zachowuje pogodę ducha. „Nie mogę latać samolotami przez trzy miesiące, ale może będę miał fajne wakacje w hrabstwie Norfolk? Będę dbał o krowy, kopał ziemniaki i przechodził rehabilitację. Mam nadzieję, że wrócę silniejszy” – mówi walczący z przeciwnościami losu chłopak z Nowej Południowej Walii. Nie obwinia Freddie Lindgrena za dzwon w Toruniu, który okazał się brzemienny w skutkach, choć przyznać trzeba, że Szwed, odkąd zamieszkał w Andorze, jeździ bardziej agresywnie niż to drzewiej bywało. Dolewają mu czegoś do wina czy tak pobudzają go górskie pejzaże?

Romans z GTR

Kenneth Bjerre nie wysyła kartek na Boże Narodzenie Fredrikowi Lindgrenowi. A po tym co wydarzyło się podczas GP Challenge, najbardziej krwawej batalii w sezonie, nie ma mowy o ociepleniu stosunków. 3 września w szwedzkiej Vetlandzie rywalizowano o przepustki do cyklu GP. Patryk Dudek, syn Honoraty i Sławka, wielki fan wyścigów superbikes, indywidualny mistrz świata juniorów z 2013 roku, wygrał ten turniej w cuglach. 15 punktów w GP Challenge! Klobouk dolu – rzekłby z podziwem Lukas Dryml. Duzers w wielkim stylu wjechał do Grand Prix’2017. Kapelusza z głów nie chciał zdejmować Kenneth Bjerre. Duńczyk, który w 2010 roku wygrał turniej GP w Goeteborgu, zaciekle walczył w Vetlandzie o paszport na salony, ale nie będzie mógł wylegiwać się na szezlongu w Schonbrunn… Dudek zdobył komplet, Słowak Martin Vaculik miał na koncie 14 oczek, a po 11 punktów zgromadzili dwaj rycerze: Freddie Lindgren i Kenneth Bjerre. Musieli stoczyć pojedynek na noże, bo stawką było trzecie miejsce w GP Challenge, a zatem ostatnie premiowane awansem do mistrzowskiego cyklu. Sędzia Mika Laukkanen przekonał się, że jego oczy mogą powiększyć się do rozmiarów dukata. Lindgren i Bjerre tasowali się jak szaleni, jakby stawką było opuszczenie więzienia na tasmańskim Port Arthur. Szwedowi nie uśmiechała się kolonia karna położona 80 kilometrów od Hobart. Wygrał baraż, ale Bjerre dochodził swoich praw u sędziego. „Panie sędzio, zostałem okradziony z awansu do cyklu Speedway Grand Prix!” – grzmiał kieszonkowy Herkules. „Udowodnię panu, że Lindgren przejechał dwoma kołami wewnętrzną część toru. To niedozwolone. Powinien zostać wykluczony! Lindgren wyprzedził mnie w nieprzepisowy sposób. Raz, jeżeli nie dwa razy przejechał dwoma kołami krawężnik! Niech pan spojrzy na zapis video” – krzyczał poirytowany Duńczyk. Szkopuł w tym, że sędzia Mika Laukkanen był spokojny jak niedźwiedź, który zasypia w gawrze. Za nic w świecie nie chciał opuścić leśnego wykrotu… Zapis video, na który powoływał się Bjerre, nie był oficjalnym materiałem. Nakręcił go osobnik z teamu Bjerre, więc Kenneth podsunął sędziemu pod nos telefon komórkowy i kazał oglądać wyścig! „Cały rok pracowałem, aby awansować do GP’2017. Wiem, sknociłem piątą serię w Vetlandzie. Powinienem zapewnić sobie spokojny byt w dwudziestym wyścigu, ale Vaculik mnie pokonał i przywiozłem tylko dwa punkty. Będę błagał władze BSI / IMG o dziką kartę. Myślę, że udowodniłem swoją postawą na torze, że gdy nie łamię nóg i nie wypada mi bark, to walczę z najlepszymi na całego. Uważam, że zasługuję na stałą dziką kartę. Nigdy jej nie otrzymałem, a Lindgren dostawał ją choć wypadał poza najlepszą ósemkę. W pierwszym wyścigu GP Challenge urwało mi się siodełko, ale usunąłem usterkę i wykręciłem 11 punktów. Myślę, że promotor cyklu powinien wziąć pod uwagę wszelkie okoliczności i wręczyć mi nominację” – syknął Bjerre.
Papier jest cierpliwy, ale wyniki GP Challenge odzierają Duńczyka z resztek nadziei. Do GP’2017 awansowało trio polsko – słowacko – szwedzkie. Koniec i kropka. Owszem, gdyby Freddie Lindgren uplasował się w pierwszej ósemce w klasyfikacji generalnej Speedway GP, wówczas Bjerre awansowałby do GP’2017 jako czwarty zawodnik GP Challenge. Jednak tak się nie stało, bo Lindbaeck, Iversen i Zagar przypuścili ostry szturm i połknęli zarówno Macieja Janowskiego jak i Freddie Lindgrena. Szwed jechał bez grama presji na Etihad Stadium. A Bjerre, choćby na kolanach błagał władze BSI / IMG ma ograniczone pole rażenia, bo jak przekonać Olsena i spółkę, że na dziką kartę nie zasługuje indywidualny mistrz Europy – Nicki Pedersen? Gdyby nie feralna kontuzja jakiej Nicki, było nie było trzykrotny indywidualny mistrz świata (2003, 2007, 2008), nabawił się w finale Zlatej Prilby w Pardubicach, to pewnikiem charyzmatyczny Duńczyk biłby się o czołową ósemkę. Dla promotorów cyklu wartość medialna jaką wnosi do cyklu Nicki Pedersen jest nie do przecenienia, więc szanse Bjerre maleją, bo w kolejce jeszcze stoi Martin Smolinski (piąty w GP Challenge) oraz Rosjanie: Emil Sajfutdinow i Grigorij Łaguta. I bądź tu mądry i pisz wiersze…

 

A na czym polega metamorfoza Lindgrena? Romans z silnikami rasowanymi przez Szwajcara Marcela Gerharda okazał się strzałem w dziesiątkę. Fredrik dość późno wchodzi z przytupem do salonu, w którym serwują kawior, bo w wieku 31 lat (urodziny obchodził 15 września). Wygrał GP tylko raz (w 2012 roku na Ullevi), ale w tym sezonie przeszedł samego siebie. Zdobył mistrzostwo Elite League z Wolverhampton Wolves. Sięgnął po tytuł mistrza Elite League Riders’ Championship. Od momentu podniesienia pucharu na obiekcie Brandon pod Coventry minęło 35 minut, a niestrudzony Freddie spacerował po torze dla psów, rozdawał autografy, robił selfie, chłonął atmosferę. „Myślę, że najlepsze lata dopiero nadejdą. Odczuwam frajdę, bo wielu fachowców postawiło na mnie krzyżyk. Zaufał mi pewien Brytyjczyk. CVS, czyli w rozwinięciu Chris Van Straaten, promotor Wolverhampton Wolves. Zimą tyrałem jak wół, zarówno na siłowni jak i w górach. Gdy inni jechali na wakacje po zakończeniu sezonu 2015, ja siedziałem z Marcelem Gerhardem w warsztacie, wpatrywałem się w hamownię i sprawdzałem silniki. Nie nazwałbym mojej decyzji hazardowym posunięciem, bo niczym nie ryzykowałem optując za jednostką napędową GTR. W grudniu 2015 roku pojechaliśmy z Marcelem do Francji, aby przetestować sprzęt. Liczby nie kłamią. Większość zawodników jeżdżących na silnikach GM czy na Jawach oddaje sprzęt do remontu czy przeglądu po 15 – 20 wyścigach. Po raz pierwszy oddałem silnik do przeglądu, gdy mój GTR przemierzył 360 okrążeń. Hej, to przecież 90 wyścigów! I nie zrobiłem przeglądu, bo silnik mi zdychał, tylko postanowiliśmy go przejrzeć, aby nie denerwować się na kolejnych zawodach. GTR to rewelacyjna jednostka napędowa!” – twierdzi Freddie.

 

Silniki to jedno, ale równe istotne jest miejsce, w którym trenujesz. Zima w Szwecji jest marzeniem dla odludków, masochistów i pisarzy, ale nie dla zawodowego motocyklisty. O niebo lepiej mieszka się w Pirenejach… „Gdy pojechaliśmy z Marcelem do Macon, aby testować silniki GTR, odkryliśmy, że to zaledwie 6 godzin jazdy z Andory. Gdybym wyruszał w trasę z rodzinnego Orebro, musiałbym liczyć się z 24 – godzinną podróżą. To rujnuje organizm. Minioną zimę spędziłem w hiszpańskiej Gironie. To przepiękne miejsce. W Szwecji zimą jest ciemno, zimno i nie mam z kim trenować. W Andorze i Hiszpanii jest bosko. Mam super sąsiadów: Tadeusza Błażusiaka (superenduro), Marca Marqueza (Moto GP), Joonasa Kylmaekorpi (niegdyś długi tor i klasyk), Leona Camier (superbikes). Chodzimy wspólnie na siłownię, ścigamy się na motocyklach, rozmawiamy, czarująco spędzamy czas. Dbam o dietę, lepiej się wysypiam, wysokie góry mi służą! Nie odczuwam zmęczenia w końcówce sezonu, a wcześniej różnie z tym bywało. Jestem szczęśliwy” – wyznaje Fredrik Lindgren. Żużlowiec, który do Australii wybrał się jak większość zawodników trasą przez Azję. Wylot z Europy w poniedziałek, pit stop w Abu Dhabi i kangurzy sus do Melbourne. Greg Hancock, mistrz świata, wybrał inną marszrutę. Przez Pacyfik i Nową Zelandię. Freddie… Czwarty junior świata z finału w Kumli w 2003 roku. Wówczas Szwed klął na czym świat stoi, bo nie spodobały mu się taktyczne zagrywki Polaków. Zarzucał Jarkowi Hampelowi, że celowo przepuścił „Szuminę”, czyli Rafała Szombierskiego w piątej serii startów. Efektem zabiegu Małego był wyścig barażowy o brąz pomiędzy Szuminą a Fredrikiem. Chłopak z Górnego Śląska wygrał dodatkowy wyścig i zdobył medal. Protesty Szweda były głosem wołającego na puszczy…     

Lot nad Pacyfikiem

Gdy w 2012 roku Nowa Zelandia po raz pierwszy była gospodarzem rundy Speedway Grand Prix, Greg Hancock wybrał się do krainy Aotearoa (Krainy Długiego Białego Obłoku wedle Maorysów) osobliwą trasą. Wylot ze Szwecji przez USA i Pacyfik. Ponoć ludzki organizm lepiej znosi podróż przemieszczając się taką marszrutą. Wiedząc jak rozległe kontakty w świecie światłych ludzi posiada Greg, zapewne nie wybrał tej drogi przez przypadek. Wylądował w Auckland niczym młody Bóg, był wypoczęty, nie dał szans rywalom i wygrał GP Nowej Zelandii na Western Springs. Pewnie Denny Hulme i Bruce McLaren, dwaj kierowcy F1 rodem z krainy Maorysów, byli szczęśliwi oglądając wyczyn Grega z wysokości niebios… Hancock lubi być starannie przygotowany do zajęć. W tym sezonie Grin mając na uwadze występ w Melbourne obrał znany podniebny trakt i frunął nad Pacyfikiem. Przelatując nad Auckland, jął żartować, że pewnie z wysokości chodnika macha do niego przyjaciel Ricky Wells, amerykański żużlowiec, który przyszedł na świat w mieście żagli. Wells zdobył dla reprezentacji USA 52 punkty w dziesięciu występach w Drużynowym Pucharze Świata, ale nie wiadomo czy akurat nie oddał się pasji skydivingu nad jeziorem Wakatipu, gdy Greg frunął ponad Nową Zelandią… Tak czy owak, żużlowiec reprezentujący Workington Comets miewa się dobrze, a przyjaźń z Gregiem kwitnie…

 

Hancock wie, że jeden feralny manewr na torze może przekreślić nadzieje na sukces. Greg nie leciał do Australii z myślą, aby zdobyć 3 punkty, zdjąć kevlar i zażyć kąpieli na plaży w Sandringham. Chciał wygrać po raz trzeci GP Australii. Zna smak bólu, bo doznawał kontuzji w dwóch mistrzowskich sezonach. „Jason Doyle nie zasłużył na to, aby oglądać GP Australii z perspektywy szpitalnego łóżka. Każdy kto jest wrażliwy i ma serce, rozumie dramat Australijczyka. Niemniej jednak, speedway jest ekstremalnym sportem i czasami życie płata figle. W 2011 roku doznałem urazu, który przyprawia o ból. Zerwałem więzadła krzyżowe w kolanie. Miałem niewiele czasu, aby podleczyć się, ale zacisnąłem zęby i wystartowałem w Gorican (GP Chorwacji). W 2014 roku złamałem palec w Gorzowie Wielkopolskim po karambolu z Nielsem Kristianem Iversenem. Nie mogłem wystartować w duńskim Vojens, musiałem poddać się operacji, presja narastała, a rywale zdobywali punkty. Rozumiem dramat Doyle’a, bo ja nigdy nie doznałem tak poważnych obrażeń jak Jason. Jednak znam to uczucie. Pytasz sam siebie leżąc na szpitalnym łóżku: dlaczego ja? Przecież, do diaska, nie zrobiłem niczego złego. Byłem w złym miejscu o złym czasie. Głowa pęcznieje od domysłów, a to nie jest przyjemne. Wątpisz czy uda wrócić się na tor, czy uda powrócić się do dawnej formy…” – wyznaje mistrz świata w jeździe parami z włoskiego Lonigo w 1992 roku.

 

Właśnie, Włochy. Stamtąd pochodzi sympatyczny skądinąd Armando Castagna. Podczas rundy na Etihad Stadium Armando był prezydentem Jury. Sędzią zawodów był niegdysiejszy  żużlowiec, Szwed Krister Gardell. Armando pamięta występy w jednodniowych finałach światowych. Nie był wyjątkowo utalentowany, ale dwukrotnie ścigał się na Odsal Stadium w Bradford, kiedy o sile amerykańskiego speedwaya stanowił Sam Ermolenko… Castagna liznął też finału światowego w Chorzowie, Goeteborgu i Pocking. Ósme miejsce było szczytem możliwości Włocha. Szacunek za trud i wysiłek nie podlega dyskusji. Armando przeistoczył się w działacza, został szefem Komisji Wyścigów Torowych, zapragnął wskrzesić speedway w Argentynie i zbudować potęgę World Speedway League. Co prawda, Castagna jest uroczo roztrzepany (jak większość mieszkańców Italii), bo podczas gali mistrzów FIM’2015 w Jerez de la Frontera wyszedł za potrzebą, gdy nastał czas robienia wspólnej fotografii… Greg Hancock zdążył krzyknąć w moją stronę i rzucić: „Thomas, czy mógłbyś wykonać pamiątkową fotkę? Armando obiecał, że zrobi zdjęcie, ale gdzieś się zawieruszył…”. Luz, taki urok Włocha. Pytanie tylko dlaczego jest tyle utyskiwań, że byli zawodnicy nie mają racji bytu we władzach światowego motocyklizmu, skoro potem wychodzą takie kwiatki jak decyzja FIM Jury odnośnie Grega w Melbourne? Po dziewiątym wyścigu Jury wzięła pod lupę ostatni wiraż i zasugerowała, że Greg Hancock nie walczył na 100% swoich możliwości rzekomo celowo przepuszczając Chrisa Holdera. Amerykanin miał już zapewniony tytuł mistrza świata, bo cudownie wyprzedził w czwartym biegu Piotra Pawlickiego udowadniając, że szkoła w Costa Mesa jest wciąż zacnym uniwersytetem. Jednak Greg nie lubi spoczywać na laurach i chociaż miał już czwarte złoto w kieszeni, walczył o kolejne punkty, bo kocha wygrywać. Niestety, Armando i Krister stanęli na stanowisku, że Greg chciał pomóc Holderowi odrobić dystans do Zmarzlika i Woffindena. A co się stanie, jeśli okaże się, że był to defekt mechaniczny? Czy Krister i Armando mają rentgen w oczach i potrafią prześwietlić wszystkie podzespoły motocykla bez szczegółowych badań i analiz? Speedway jest tak dziwaczny, że czasami po wielu godzinach dłubania w sprzęcie trudno orzec co się stało, a tutaj, proszę, Kasandra wie lepiej i odbiera punkty Amerykaninowi, który walczył do końca z Holderem… Greg miał scysję z członkami Jury zawodów, ale odpowiedział przepięknym ostrzem sarkazmu: Dziękuję kibicom, sponsorom, przyjaciołom za wsparcie. Dziękuję również FIM Jury za pomoc. Skoro wzrok prezydenta Jury i sędziego jest tak perfekcyjny, to dlaczegóż nie odebrali punktów Michaelowi Jepsenowi Jensenowi, który zgrabnie odsunął się od krawężnika w osiemnastym wyścigu, a w lukę wcisnął się zwycięzca rundy w Toruniu, walczący o utrzymanie w ósemce Niels Kristian Iversen? Przecież ten punkt mógł zaważyć o tym, że Duńczyk nie znalazłby się w gronie ośmiu najlepszych zawodników na świecie, tylko musiałby stoczyć baraż o ósmą lokatę z Matejem Zagarem i Maciejem Janowskim. A tu cisza. Widocznie wówczas sędzia się zdrzemnął, a może dostrzegł słabnący silnik w motocyklu Jensena…

 

Byli zawodnicy otrzymali swoją szansę na przedłużenie egzystencji w sporcie. Niby lepiej rozumieją istotę wyścigów, bo sami się ścigali. Kiedy jednak dochodzi do spornych sytuacji, wykluczają zawodnika na „czuja” i na „oko”. Mechanicy Grega, a są to ludzie, którzy zęby zjedli na żużlu, stoją na stanowisku, że motocykl uległ usterce sprzętowej. Greg podjął decyzję o wycofaniu się z zawodów, a FIM nie wyciągnie dalszych sankcji w stosunku do zawodnika. Powstały już teorie spiskowe, że Greg chciał, aby na podium wstąpiło trzech zawodników głównego sponsora cyklu (Monster Energy), bo pudło z Gregiem, Taiem i Chrisem wyglądałoby idealnie z punktu widzenia komercji, ale są to głodne kawałki niepoważnych ludzi. Zadziwiające są krytyczne głosy płynące z polskiego środowiska. Halo, panowie, strażnicy sprawiedliwości: a gdzież byliście kiedy w Kumli rozdawano medale wedle polskiego klucza? Jarek Hampel zasłabł na ostatnim wirażu czy może posłuchał głosu opiekuna kadry rodem z Wrocławia, który nakazał zawodnikowi, aby przymknął gaz na ostatnim łuku?

 

A zatem, nie ma patentu na ludzi, którzy powinni zasiadać na sędziowskiej wieżyczce. Byli zawodnicy nie są wolni od błędów, nie potrafią się ich ustrzec w chwili największej próby. Działacze w eleganckich marynarkach nie posiadają w dłoni silnego argumentu, bo nie jeździli na motocyklu. A zatem kto powinien być prezydentem Jury albo sędzią? Nie wiadomo. Jasne jest tylko to, że Jury na Etihad Stadium nie musiało brać pod lupę wyścigu z udziałem Polaków. W piątym wyścigu Piotr Pawlicki wyprzedził Macieja Janowskiego. Obaj reprezentują jedną stajnię (Red Bull), są kumplami, ale na torze zachowali się jak Sebastian Vettel i Mark Webber za „złotych” czasów Red Bull Racing pod wodzą Christiana Hornera. Piotr wyprzedził Macieja, który walczył o utrzymanie się w elicie cyklu. Magic, który tak pięknie ścigał się w Horsens i wygrał GP Danii, wypadł poza ósemkę. Co prawda, w drugim półfinale Piotr Pawlicki walczył jak lew, aby obronić się przed atakami Iversena, ale poległ. I punkt zdobyty przez Duńczyka sprawił, że to Niels Kristian Iversen zapewnił sobie starty w GP’2017, a Maciejowi zabrakło punkciku, aby stoczyć baraż z Iversenem… Słowianom w piekle nie potrzeba strażnika przy kotle, zaiste, bolesna to prawda… W Vojens w 1996 roku Amerykanie tak pięknie rozprowadzili Hansa Nielsena i rozpisali na role wyścig 20, finał B i finał A, że Billy Hamill został mistrzem świata, a profesor zadowolił się srebrem…

 

Greg Hancock, który szanuje legendę Cradley Heath, bo tam zaczynał jako młody chłopak, pozdrowił z Melbourne Erika Gundersena. Erik, trzykrotny indywidualny mistrz świata, cudem uszedł z życiem po kraksie w Bradford w finale drużynowych mistrzostw świata w 1989 roku. „Erik, masz chodzić. Za kilka tygodni odrzucisz kule” – uśmiechnął się Greg. Gundersen dokonał niesamowitego postępu. Jest na dobrej drodze, aby swobodnie się przemieszczać. Wielki mistrz i wielki człowiek. A kiedy już zespół mistrza świata skończy świętować, każdy kto chciałby sprawdzić swój refleks będzie mógł tego dokonać na targach motoryzacyjnych w Birmingham w dniach 19 – 27 listopada. Długoletni sponsor Grega Hancocka – firma NGK produkująca świece zapłonowe, zakupiła jeden ze starych motocykli Grega. Miłośnicy speedwaya będą mogli usiąść na bike’u Kalifornijczyka i puszczać do woli dźwignię sprzęgła. Sprawdzić refleks na motocyklu czterokrotnego mistrza świata… Wielka sprawa. NGK przewiduje nagrody dla śmiałków. Nie obejmują one wizyty w pokoju członków Jury podczas Speedway Grand Prix…

 

16 września 2016 roku w piątkowy wieczór na kameralnym, wygiętym niczym agrafka torze w niemieckim Cloppenburgu, rozegrano turniej pod szyldem Night of the fights. To jeden z najmniejszych owali w Niemczech. Na kameralny stadionik przybyło ponad 5000 entuzjastów speedwaya. Greg Hancock stanowił magnes, ale nie był osią zawodów. On kocha to co robi. Kocha się ścigać. Dla siebie, dla trójki wspaniałych synów i cudownej małżonki Jennie. Ktoś powie: przegrał z ogórkami, bo w półfinale Greg uległ Francuzowi Davidowi Bellego. Nieprawda. Jeżeli kochasz to co robisz, szanujesz swoich konkurentów. Każdy może pokonać mistrza świata. Na tym polega piękno sportu. Wygrał Martin Smolinski jeżdżący na czeskiej Jawie. Nie startuje w Szwecji i w Polsce, a w GP Challenge był wysoko, bo na piątym miejscu. Szanuj wszystkich rywali, ale nie bój się nikogo – mawia Błażej Kępka, częstochowianin, który szyje kevlary dla najlepszych żużlowców na świecie. Piękne motto…

Brąz Zmarzlika

Na Circuito de Velocidad w przepięknej, pachnącej jesienią Andaluzji, słońce z wolna ogrzewało asfalt. Bartek Zmarzlik był wtedy indywidualnym mistrzem świata juniorów. Szczecinianin z głową na karku. Młody człowiek żądny sukcesu. Lubi motocross, Moto GP, supercross. Zgłębia tajniki speedwaya. Nie jest gaterem, ale ma niezwykły talent do obierania właściwych ścieżek. Ma gonitwę myśli, pielęgnuje jakżeż pozytywne zjawisko uroczo poplątanych arterii. Podejmuje ryzyko, lubi niewiadomą, szuka perfekcji. Spontaniczny. Ciekawi go życie Ayrtona Senny, motocykl Dani Pedrosy i kevlar Nigela Mansella. Ogromne aspiracje sportowe i zamiłowanie do tradycji. Bez rodziny, kościółka w niedzielę, pogawędek z tatą i wyrozumiałych spojrzeń mamy, pomocy brata Pawła nie warto wstawać z łóżka. Poukładany młody sportowiec. Z marzeniami sięgającymi chmur, Cho Oyu i Manaslu. Pięciokrotnie awansował do finału w tegorocznym cyklu GP, a cztery razy meldował się na podium. Świetny debiut. Emil Sajfutdinow, dwukrotny indywidualny mistrz świata juniorów był brązowym medalistą Speedway Grand Prix w 2009 roku będąc młodszy aniżeli Bartek, ale dla szczecinianina tegoroczny sukces jest wręcz wyśniony. W listopadzie 2015 roku w małej salce na dziedzińcu w Jerez de la Frontera, młodziutki Bartek Zmarzlik zauroczył możnych motocyklowego świata. Pada pytanie brytyjskiego konferansjera: wygrałeś GP Challenge w Rybniku, a zatem jakie są twoje plany w debiutanckim sezonie w cyklu Speedway Grand Prix? Bartek bez cienia namysłu odpowiada: Chcę za rok przyjechać na galę FIM. Polska ma tylko dwóch mistrzów świata: Jerzego Szczakiela i Tomasza Golloba, dlaczego więc nie miałbym być tym trzecim? Wspaniale. Bez kompleksów, bez kłaniania się w pas, z szacunkiem, ale z ogromnym bagażem ambicji. Siedzący grzędę niżej Ryan Dungey, Jonathan Rea i Jorge Lorenzo uśmiechnęli się z nutką nieskrywanego podziwu…

 

A Barry Briggs, czterokrotny indywidualny mistrz świata, człowiek, z którym podróż do Tierra del Fuego byłaby igraszką, wciąż wskazuje na chłopaka, który dostał dar od niebios i robił wszystko z motocyklem czego tylko zapragnął. Ayrton Senna żużla – Darcy Ward, człowiek odrywający ludzi od talerza zupy szczawiowej i powieści Bohumila Hrabala, przemieszcza się na wózku. Ach, gdyby on się ścigał… - wzdycha Briggo. Wiem, Barry, ludzie poszliby per pedes z Melbourne Cricket Ground na Etihad Stadium i stanęliby jak zahipnotyzowani…

Tomasz Lorek, Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Komentarze

Przeczytaj koniecznie