E-sports: Gry wirtualne, wielkie pieniądze prawdziwe

Inne
E-sports: Gry wirtualne, wielkie pieniądze prawdziwe
fot. Facebook/Michał Srokosz

W ciągu następnych czterech lat, bukmacherzy w Las Vegas przyjmą zakłady o ogólnej wartości ponad dziesięciu miliardów dolarów. Nie na wydarzenia sportowe rozgrywane na salach czy boiskach... ale rywalizacje komputerowe. Poważnie, e-sports (electronic sports) – bo taka przyjęła się nazwa – to już dziś potęga.

Wyprzedane hale – od Madison Square Garden w Madison Square Garden do Staples Center w Los Angeles – na turnieje, gdzie pięcioosobowe zespoły walczą na ekranach w najbardziej popularne gry komputerowe, to już codzienność. Uzbrojeni w elektroniczne noże, pistolety czy inną śmiercionośną broń, najlepsi w „Counter Strike”, „Call of Duty”, „League of Legends”, „Dota 2” czy „Halo” rywalizują o prawdziwe pieniądze i przed prawdziwą widownią. Finały National Basketball Association pomiędzy Golden State Warriors i Cleveland Cavaliers, z jak najbardziej prawdziwymi Stephenem Curry czy LeBronem Jamesem, oglądało w  TV przeciętnie 19,9 mln kibiców. Mistrzostwa świata League of Legends, ściągnęły przed ekrany...36 milionów komputerowych fanatyków. A to – jak zapewniają analitycy – tylko skromny początek.

 

Pieniądze za mistrzowskie operowanie „joystickiem” są już teraz bardzo poważne. Przykłady? 1673 graczy uczestniczących w 641 turniejach „Dota 2” podzieliło między siebie ponad 87 milionów dolarów, z pulą nagród w finale przekraczającą 19 milionów dolarów. Zwycięzca dostał nieco ponad pięć milionów czyli mniej więcej tyle, na ile może liczyć... finalista piłkarskiej Ligi Europy.

Tegoroczny turniej mistrzowski „League of Legends”, rozgrywany nie w szkolnych świetlicach, ale największych halach San Francisco, Chicago, Nowego Jorku i Los Angeles, miał pulę nagród przekraczającą pięć milionów dolarów, z czego dla zwycięzców z Korei Południowej  przeznaczono dokładnie dwa miliony. Jest też mocny akcent polski – trzecie miejsce w mistrzostwa zajęła drużyna, mająca w składzie dwóch Polaków – Oskara Bogdana i Marcina Jankowskiego. Obaj nie mogą narzekać na zarobki w kończącym się sezonie – za 80 tys. (Jankowski) i 90 tys. (Bogdan) turniejowych dolarów na pewno można żyć. Trenować też trzeba. Ci najlepsi, zarabiający rocznie po kilkaset tysięcy, nie tylko spędzają szesnaście godzin na dobę przed monitorami. Podobnie jak „prawdziwi” sportowcy, korzystają z pomocy trenerów od przygotowania kondycyjnego, psychologów, a nawet dietetyków.  

 

Zawodowcy reprezentujący e-sports nie muszą się martwić o swoją przyszłość. Doradcy inwestycyjni najbardziej znanych gwiazd „prawdziwego” sportu – od koszykarzy jak Shaquille O’Neal do Alexa Rodrigueza, legendy New York Yankees - skutecznie namówili ich na inwestowanie w coś, co kiedy obaj zaczynali kariery jeszcze nie istniało. Nowojorska firma analityczna „SuperData Research” uważa, że obecna wartość e-sportu to około 900 milionów dolarów, a globalna oglądalność przekracza 214 milionów. W ciągu najbliższych trzech lat, ta pierwsza liczba ma przekroczyć 1,2 miliarda, a druga dodać kolejne 100 milionów oglądających. 

 

Wśród wielkich inwestorów są najbogatsi ludzie Chin (Wang Janlin), Rosji (Władimir Potanin), a założyciel giganta „Amazon”, Jeff Bezos już dwa lata temu wydał 970 milionów na kupno platformy internetowej „Twitch” pokazującej e-sport na żywo. Wielcy sponsorzy, kojarzeni do tej pory z igrzyskami olimpijskimi czy piłkarskimi mistrzostwami świata jak Coca-Cola, też coraz więcej budżetu przeznaczają na reklamy podczas rywalizacji rozgrywanej w elektronicznym świecie. Kasa widocznie musi się zgadzać...

Przemek Garczarczyk, Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Komentarze

Przeczytaj koniecznie