Jacek Magiera: Zostały mi jeszcze dwa zawodowe cele

Piłka nożna
Jacek Magiera: Zostały mi jeszcze dwa zawodowe cele
fot.Cyfrasport

Sport to sinusoida, wieczne pochwały i następujące po nich lincze. Jestem na to przygotowany. Nie wybrałem się na szczyt w krótkich spodenkach i cienkiej koszulce – mówi 39-letni Jacek Magiera, trener, pod wodzą którego Legia rozpoczęła marsz na szczyt.

To są najlepsze w życiu momenty Jacka Magiery?

 

Najlepsze momenty Jacka Magiery jako pierwszego trenera. Jestem człowiekiem sportu od wielu lat, w Legii przeżyłem wielkie chwile jako zawodnik, ale jako trener muszę się zgodzić, że od września dzieją się niesamowite rzeczy. Zdobycze punktowe, bramki, stadiony, jakie odwiedziliśmy, praca, jaką wykonaliśmy z całym sztabem. Z tego jestem zadowolony, a pracę oceniam jako bardzo udaną i dającą dużo optymizmu na przyszłość.

 

To nie tylko ciężka praca i umiejętności, ale też łut szczęścia, żeby być na miejscu tu i teraz. Trener też musi być cholernym szczęściarzem?

 

Owszem, ale warunki do szczęścia można stworzyć. Trener musi być w gotowości do wykorzystania szansy, to jest to szczęście. Przygotowanie do różnych rozwiązań, nieprzypadkowe wybory tylko te poparte merytoryczną wiedzą, to jest również szczęście. Do roli pierwszego trenera przygotowywałem się latami i to nie było tak, że będąc drugim trenerem wykonywałem tylko polecenia pierwszego. Pracowałem przez ten czas, jeździłem na szkolenia, ciągle przygotowywałem się do tej roli pierwszego, który miał maksymalnie wykorzystać potencjał całego sztabu oraz go dobrać. Pięć lat temu szczerze nie czułem się gotowy do tego zadania, wiedziałem, że chcę być tym trenerem, ale czekałem na moment aż będę gotowy. I to się zdarzyło w tym roku, kiedy objąłem Zagłębie Sosnowiec. Prowadziłem wcześniej drugi zespół Legii, ale nie czułem się wtedy na tyle odpowiedzialny, aby wziąć na swoje barki pierwszoplanową rolę. Na to wszystko potrzeba czasu i doświadczenia i gotowości, która w pewnym momencie się zrodziła.

 

A mówisz o gotowości jako dojrzałości czy o dojrzałości w sensie przygotowania warsztatowego?

 

Dużo pracowałem, kiedy byłem poza Legią nad tym, aby moją wiedzę jak najlepiej przekazywać innym. Jak to zrobić, bo zazwyczaj dużo się wie, ale nie zawsze umie się tą wiedzę przekazać. Takie niuanse jak ustawienie na boisku, profile zawodnika, to są rzeczy bardzo ważne, a przekaz musi być prosty i treściwy, tak aby piłkarz od razu wiedział co chce mu przekazać i co ma zrobić. Kiedyś chciałem przekazać wszystko naraz, a przez ten rok skupiłem się nad tym od czego zacząć, jak pracować na poszczególnych etapach, tak, aby dostawał wystarczającą ilość informacji, ale nie za dużo. To jak z kwiatem: można go podlać od razu, ale ta woda się wyleje i nie będzie z niego pożytku, natomiast kiedy każdego dnia będziemy go pielęgnować, dolewać dostateczną ilość wody, wtedy będzie rósł silny i ładny. Tak samo jest z drużyną, do tego potrzeba czasu, aby zrozumieć filozofię trenera i w pewnym momencie mówić tym samym językiem.

 

Na ile trener musi być człowiekiem, a na ile fachowcem od strony warsztatowej?

 

Dla mnie musi mieć to i to. Musi mieć wokół siebie fachowców w danej dziedzinie, teraz odchodzi się od systemu, gdzie pierwszy trener robi wszystko, a idzie się w kierunku, gdzie każdy ma swoje zadania z konkretnej dziedziny. Jestem mózgiem wszystkiego, sztabu i każdy z moich współpracowników wie, czego od nich oczekuję i mam do nich zaufanie, bo wiem że to są fachowcy, każdy jest inny. Każdy jest człowiekiem, sztuką tego pierwszego trenera jest to, żeby wykorzystać potencjał swojego sztabu i zawodników, aby każdy wiedział co ma robić od A do Z i czuł się potrzebny.

 

Jak sobie radzisz z tym, żeby wejść do drużyny i być absolutnie sobą? Wielu trenerów młodego pokolenia wchodzących do pracy pozują na kogoś, a ty jesteś sobą. Nie zmieniło się Twoje zachowanie od momentu kiedy objąłeś Legię. Nie czujesz pokusy, żeby stać się kimś? Jurgenem Kloppem, Jose Mourinho?

 

Nie ma, ja chcę być sobą i w pierwszych wywiadach powiedziałem, że chcę być sobą i nie potrafię udawać kogoś. Kit od razu zostaje przez zawodników zweryfikowany, to inteligentni ludzie, dużo ze sobą rozmawiają i poznają się na człowieku. Buduję relacje z zawodnikami na zaufaniu, prawdzie, tym czego od nich oczekuję i na tym, że każdego chcę traktować jednakowo i rozmawiać wprost, a nie poprzez media czy za plecami. Tak było przez te trzy miesiące i tak to będzie wyglądać. Każdy lubi wiedzieć za co dostał nagrodę, ale też za co dostaje karę. Są różne charaktery, ktoś po prostu pogodzi się ze zdaniem trenera, ktoś nie, ale uważam, że należy być fair przede wszystkim wobec samego siebie.

 

Nie pcha Cię do tego, żeby ruszyć w tan z zawodnikami, dać ponieść się emocjom, tak jak na filmach z szatni, gdzie Aleksandar Vuković jest wulkanem energii?

 

Nie, jeszcze nie pcha. Nie wiem jak będzie za rok, za dwa, za trzy, tego dzisiaj nie sprawdzimy. Ale też wtedy chciałbym być sobą. Z Vuko też mamy umowę, co może robić, czego od niego wymagam, natomiast oddałem mu w tym przypadku pomysły na to, aby drużynę po meczach, kiedy trzeba z siebie wyrzucić wszystkie emocje i robi to bardzo dobrze. Ruszył obcokrajowców, aby uczyli się polskich piosenek, a to najlepsza nauka języka, ta drużyna była scementowana, on lubił być tą osobą która ruszała szatnię, natomiast ja nadal mam kontrolę nad tym co się dzieje w tej szatni, jak to wygląda, dużo o tym rozmawiamy. Cieszymy się przede wszystkim, że drużyna wygrywa, bo to buduje atmosferę i pozwala dalej spokojnie pracować.

 

Nie pomyślałeś sobie, że to za szybko gna? Bo wejść na szczyt jest łatwo, ale ciężko się utrzymać. Nie myślałeś, że lepiej wejść po kolei po każdym schodku, a nie trzy naraz? Interes Legii jest taki, żeby być zawsze na topie, ale czy ty nie staniesz się zakładnikiem własnego sukcesu?

 

To się okaże, ale nie wyobrażam sobie sytuacji, że zaczynamy kalkulować. Nie możemy myśleć, że zrobiliśmy już coś wielkiego, bo jeszcze nic nie mamy i nadal mamy kilka punktów straty do lidera, a dla nas priorytetem jest zdobycie mistrzostwa polski i mówimy o tym mimo tego, że obejmowałem zespół na 14. miejscu, a jesteśmy teraz na trzecim, mimo to nadal strata do lidera pozostała. Droga na szczyt jest tak naprawdę bardzo długa i wiem, że trzeba być pokornym i uważać, żeby z tego szczytu nie spaść. Opowiadałem kiedyś ludziom historię o człowieku, który wspinał się na szczyt, wycinał po drodze drzewa, pokonywał strumyki i kiedy wszedł, zorientował się, że jest w krótkich spodenkach, a była godzina 20 i niestety jego ubiór nie pozwolił na to, żeby tam pozostać. Musiał zejść na dół, a potem zabrakło mu silnej woli, aby powrócić na górę. To pokazuje, że trzeba się do tego ataku na szczyt przygotować.

 

Jesteś ciepło ubrany?

 

Jestem, ten rok to nie było siedzenie na kanapie, tylko ciężka praca, aby być gotowym na ciężkie momenty. Sport to sinusoida, wieczne pochwały i następujące po nich lincze. Chciałbym, aby drużyna o tym wiedziała, rozmawiamy o tym bardzo dużo i chcemy być przygotowani pod każdym względem. Motorycznym, psychicznym, technicznym, taktycznym, aby nic nas nie zaskoczyło. Ta nauka jaką wynieśliśmy z LM to wielka sprawa, bo co innego oglądać przeciwników w TV, a grać przeciwko nim. Oni co by nie mówić, myślą od nas nieco szybciej, tego nie ma w Ekstraklasie. Rywal nie zmusza do tak ciężkiej pracy i szybkiego grania, więc jeśli polska piłka pójdzie do przodu to pomoże to każdemu w rywalizacji z innymi zespołami. Jak najwięcej takich meczów jak ze Sportingiem, czy Realem pozwoli nam na lepszą grę wielu zespołów.

 

Ile trzeba mieć determinacji, aby czekać na taką szansę?

 

Jestem cierpliwy, kto mnie zna, może to ocenić. Wszyscy najbliżsi wiedzą, że jeśli postawię1) sobie jakiś cel, zrobię wszystko, aby go osiągnąć. To do dziś są wyrzeczenia nie tylko moje, ale też bliskich. W Zagłębiu Sosnowiec również byłem szczęśliwy, kocham piłkę, kocham uczyć młodych, ale teraz w wieku 40 lat jestem trenerem Legii. Ktoś może powiedzieć dopiero czterdziestu, a ja powiem, że aż czterdziestu. Bo są w moim wieku zawodnicy, którzy grali do niedawna w ekstraklasie, czyli bardzo wcześnie jak na staż pracy. W Legii młodszy był chyba tylko Jacek Zieliński, ale to też była inna sytuacja. Przygotowywałem się do swojej roli dziesięć lat jako drugi trener, asystent i kolejne jako zawodnik, który spisywał wszystkie notatki, treningi, uwagi, obserwował trenerów i często prowadził zajęcia indywidualne z innymi piłkarzami.

 

Wejście do Legii to nie tylko wyzwanie stricte zawodowe. Ten klub to przecież bardzo silne osobowości. Myślałeś, że do tego też trzeba jakiejś gotowości?

 

Inaczej rozmawia się z kolegą, a inaczej z osobą, która za to odpowiada. Zawsze najwięcej do powiedzenia mają osoby, które w tym nie uczestniczą i nie ponoszą odpowiedzialności. Najwięcej krytyki idzie z ich strony, a ja się tego nie obawiałem. W głowie ustawiałem sobie z każdym dniem, że praca tutaj się zbliża. Każdy dzień przygotowywał mnie na te wyzwania i było ich dużo. Znałem tych ludzi wcześniej i wiedziałem jak silne to są osobowości, ale ja wierzę w siebie. Przez moment nawet do głowy mi nie przyszło, że nie podołam. Najważniejsza jest odwaga, nie można się bać, bo tylko takie nastawienie powoduje, że człowiek się rozwija. Patrząc na nasze mecze w Lidze Mistrzów przed każdym meczem mówiłem zawodnikom o odwadze. Kiedy się będziemy bać, inne zespoły to wykorzystają.

 

Przychodząc do Legii musiałeś też wykazać się umiejętnością wyrzucenia rzeczy nieprzyjemnych, bo rozstanie z Legią było taką okolicznością. Wyrzuciłeś to dla wyższego celu wiedząc, że wrócisz tu jako pierwszy trener?

 

Tak, wiedziałem o tym. Powtórzę po raz kolejny, że rozmawiałem z prezesem w kwietniu, że odejdę z klubu i nie byłem w żaden sposób obrażony, bo nie potrafiłem tylko zaakceptować tego, że nie będę pracował. Prezes Leśnodorski powiedział, żebym odpoczął, przemyślał wszystko i po trzech miesiącach mieliśmy porozmawiać. Nie mogłem tego zaakceptować, bo on to zaproponował, a nie ja. Szybko to uporządkowałem, zacząłem działać, od konferencji na Stadionie Narodowym dla zawodników, co było dużym sukcesem i dało mi dużego kopa motywacyjnego. Potem był Motor Lublin, gdzie z tylnego siedzenia mogłem kierować sztabem, potem było Zagłębie, wcześniej jeszcze Polsat i analizy meczów Euro, które mnie jeszcze bardziej rozwinęły. To był ten rozwój, a czy szybko wyrzucałem z głowy złe myśli? Tak, nauczyłem się tego, bywało nawet tak, że nauczyłem się ignorować narzekania i negatywne myśli kierowane do mnie. To ja widzę piłkarzy na treningach, zdaję sobie sprawę z błędów, ale nie mogę głupieć, a robiłem to podczas prowadzenia drugiej drużyny, kiedy chciałem coś zrobić, a zmieniałem decyzje pod wpływem innych. Stawałem przed drużyną i nie wiedziałem co im powiedzieć, tak by nie kłamać, a wielokrotnie walczyłem sam ze sobą. To był moment, w którym powiedziałem, że nie ma sensu dalej tego ciągnąć i rozstaliśmy się. Potrzebowałem tego czasu, aby się trochę zresetować i objąć nowy zespół.

 

Co jest bardziej inspirujące: porażka, czy zwycięstwo?

 

Chcę wygrywać jak każdy, ale w sporcie nie da się wygrać wszystkiego. Powiem w ten sposób, że człowiek zaczyna się rozwijać wtedy, kiedy przegra. Zwycięstwa często usypiają, miałem taką sytuację w drugim zespole Legii, kiedy wygraliśmy sześć meczów z rzędu i dopiero po porażce zdaliśmy sobie sprawę, że przeoczyliśmy błędy. Chciałbym wygrywać wszystko, ale jestem doświadczony i teraz więcej czasu poświęcam na analizę błędów w wygranym meczu. Sport uczy pokory i tego, aby walczyć o jak najlepszy wynik.

 

Po meczu w Madrycie 1:5 chwaliłeś drużynę?

 

Nie pamiętam. Mało mówię po meczu na gorąco, chwaliłem ich za fragmenty gry, ale ten mecz wykorzystałem do tego, że możemy osiągnąć tutaj dobry wynik, bo pokazałem, że skoro tam zagraliśmy dużo dobrych akcji nawet przy wyniku 5:1, to w Warszawie mądrzejsi o to spotkanie możemy zagrać lepiej i osiągniemy dobry wynik. Wchodząc do szatni przy stanie 1:2 pokazaliśmy drużynie dużo pozytywów, aby celować w wygraną. Trochę zabrakło, Realowi też trochę zabrakło do zwycięstwa, ale to pokazało, że można zagrać z taką drużyną jaką jest Real, a przyjechali tutaj w świetnym, pełnym składzie. Złość Ronaldo była najpiękniejszą rzeczą, jaka mogła spotkać zawodników, bo pokazywała, że legioniści dali sobie z nim radę.

 

Pojawiła się dyskusja, czy powinno się chwalić drużynę po porażce 5:1. Nie poddałeś się presji i dostrzegłeś wiele plusów jednak mimo przegranej.

 

Zawsze wybieram tą opcję grania odważnie i ofensywnie, bo czymś takim buduje się pewność piłkarza, bo co innego jeśli przegralibyśmy 2:0 nie wychodząc z własnej połowy, a co innego kiwać piłkarzy z Madrytu, wygrywając pojedynki jeden na jednego. Zawodnik wtedy rośnie, jego pewność, świadomość. Po meczu dostałem wiele SMS-ów z gratulacjami, bo ten mecz zapamiętało się na długo. Pisał do mnie zawodnik, który grał z Borussią Dortmund w pucharach i był dwa razy na połowie przeciwnika, a przegrał 4:0. Każdy ma swoją drogę, jeden powie, że nie przystoi stracić ośmiu goli w Lidze Mistrzów, ale ktoś kto zanalizował ten mecz, zobaczy, że były i nasze momenty. Nie chciałem w momencie, gdy straciliśmy w kilka minut trzy bramki, wpuszczać piątego stopera, bo chcieliśmy gonić wynik. Niewiele brakowało, aby ten mecz inaczej wyglądał, ale dużo nam dał. Na rozruchu powiedziałem nazajutrz, że przekujemy ten wynik na coś dobrego i potem we Wrocławiu to my w kilka minut strzeliliśmy trzy gole. Ta gra w Lidze Mistrzów każdego z piłkarzy dużo nauczyła.

 

Miałeś w Legii już moment trudny, być może w relacjach interpersonalnych? Odnoszę się teraz do sprawy Langila, Nikolica odchodzącego z klubu, mówi się o Łukaszu Broziu, o urlopie Tomasza Jodłowca. To dla Ciebie ciężkie momenty?

 

Pracuję z wieloma charakterami, ludźmi z ogromnym ego, ale wiele spraw było tak oczywistych, że nie podlegały dyskusji. Sprawa Langila była prosta i krótka, za pierwszym razem dostał ostrzeżenie, natomiast kiedy zawalił po raz drugi, uznałem, że taka sytuacja nie ma prawa mieć miejsca. Został odsunięty od drużyny z myślą o pozostałych piłkarzach. Były różne sytuacje, ale zawsze chcę, aby to zostało między nami. Wyzwań jest dużo, ale wiedziałem gdzie jestem. W Legii nawet jak się nic nie dzieje to jest afera, bo nic się nie dzieje. Nie można tutaj lekceważyć nawet małych problemów, ale jak na razie nie miałem sytuacji spędzającej mi sen z powiek. Wiele spraw też jest nieprawdą, tak jak ta z Łukaszem Broziem, bo nie dostał on żadnej informacji, że ktoś na niego nie stawia i dementuję to, że jest na wylocie. Nie rezygnujemy z niego, rzeczywiście nie był to piłkarz, który wychodził na boisko cały czas, ale zagrał z Koroną, zagrał u siebie w meczu następnej kolejki, ostatnio w Gliwicach, nie grał tylko w Lidze Mistrzów, ale to zawodnik na którego liczę i dementuje wszelkie moje rzekome wypowiedzi mówiące o jego odejściu.

 

Jesteś przygotowany do batalii z władzami klubu jaka będzie zimą w sprawie sprzedaży zawodników? Będziesz się kładł Rejtanem i nie pozwalał na sprzedawanie kluczowych graczy?

 

Władze klubu znają moje zdanie na ten temat i zależy mi na pozostawieniu kadry w takim składzie, jaki jest obecnie z małym retuszem. To nie może być siedem nazwisk, bo to nie jest już retusz, a rewolucja. Natomiast co będzie, zobaczymy. Chcę, aby ten zespół pograł ze sobą, bo tworzy się drużyna, która może dać klubowi jeszcze więcej, a utrzymanie tych zawodników to szansa, że ich nadgonimy. Oczywiście są oferty tak lukratywne, że ciężko je odrzucić natomiast utrzymanie tej kadry plus dwóch, trzech młodych zawodników i ktoś z zewnątrz to jest to czego oczekujemy.

 

Tak pod koniec roku refleksyjnie: jesteś szczęśliwy?

 

Tak, jestem szczęśliwy. Jestem zdrowy, bliscy są zdrowi, ja zawsze mówię, że jeśli będzie zdrowie to będą sukcesy, bo można sobie na nie zapracować. Kiedy jest się chorym to człowiek ma dużo zmartwień, natomiast na większe refleksje nie miałem czasu, dopiero teraz przysiądę do tego, spędzę czas z bliskimi. Grudzień to zawsze jest czas podsumowań i przemyśleń nad tym co udało się zrealizować, a co nie, zaplanuję nowy rok. Może obejrzę mecz z Realem w Warszawie, bo jeszcze w całości nie miałem szansy go obejrzeć, napalę w kominku, wypiję lampkę wina i zobaczę ten mecz, bo to piękne chwile. W pewnym sensie ten rok był dla mnie szalony, tak jak mówiłem: Motor Lublin, praca w Polsacie, Zagłębie Sosnowiec teraz Legia, to naprawdę był czas dużych zawirowań, ale szczęśliwy.

 

Wykiełkowała już w Tobie myśl o tym, żeby powziąć taki plan jak w przypadku pracy przy Łazienkowskiej i przygotowywać się do pracy w roli selekcjonera?

 

Za daleko teraz idziemy.

 

Masz 40 lat.

 

Wiem co chcę osiągnąć, jakie mam cele. Nie wstydzę się tego, kiedyś nawet zapisałem sobie kartkę z celami prywatnymi i zawodowymi, jakie chciałem osiągnąć na przestrzeni 10 lat i pięć na pięć prywatnych się spełniło, a zawodowe pozostały mi jeszcze dwa. Mogą się jeszcze spełnić.

Przemysław Iwańczyk, Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Komentarze

Przeczytaj koniecznie