Kelati: Odmówiłem Lakersom, bo miałem lepsze propozycje...

Koszykówka

Thomas Kelati to zawodnik wyjątkowy. Kiedy grał w PLK, zachwycał kibiców. Potem występował w Hiszpanii i Rosji. Dobrze dogadywał się z Kobe Bryantem. Z reprezentacją Polski był na EuroBaskecie w 2011 i 2013 roku. Teraz wrócił do PLK.

Łukasz Majchrzyk: Ciężko było wrócić do Polskiej Ligi Koszykówki po wielu latach przerwy?

Thomas Kelati: To nie była strasznie trudna decyzja, bo chciałem wrócić. Opuściłem Turów osiem lat temu i wiedziałem, że będę chciał wrócić do Polski. Były na to szanse już wcześniej, ale wtedy nie wyszło. Teraz wszystko się dobrze potoczyło i jestem szczęśliwy, że znowu tutaj jestem.

Rozwiązałeś swój kontrakt z Murcią.

Tak, chcieli mi obciąć zarobki, a ja zgodziłem się na obniżkę już rok temu, żeby pomóc klubowi. Ponieważ zrobili to już rok wcześniej, to trzeba było poszukać nowych miejsc na mapie. Były propozycje z Turcji, mogłem też zostać w Hiszpanii, ale Stelmetowi bardzo na mnie zależało, a każdy człowiek lubi się czuć ważny i potrzebny. Poza tym, mistrz Polski daje mi możliwość gry w Basketball Champions League, a to jest dobre dla mojej kariery.

Sytuacja polityczna w Turcji mogła mieć wpływ na twoją decyzję?

Nie chciałem się tam przeprowadzać z moją rodziną. Mam trójkę dzieci i najpierw patrzę na to, co jest ważne i dobre dla nich. Mieliśmy wygodne życie w Hiszpanii i zależało mi na tym, żeby ten standard utrzymać. Poza tym, trzeba było myśleć o szkole dla nich.

Jeśli nie Hiszpania, to Polska...?

Polska była dobrym wyjściem w tej sytuacji. Niestety, w Zielonej Górze nie ma szkoły z językiem angielskim, ale jest taka w Poznaniu, więc moja żona z dziećmi mieszka tam, ale radzimy sobie, bo samochodem jedzie się tam niewiele ponad godzinę. Przyjeżdżają do mnie w każdy weekend, ja też ich jeżdżę odwiedzać, więc nie jest tak źle.

Trzeba było tak długo czekać na twój powrót, bo nie oszukujmy się, miałeś lepsze opcje do wyboru.

Dostawałem lepsze pieniądze, mogłem grać w najsilniejszych ligach. Byłem zawodnikiem klubów hispzańskiej ACB, która jest najlepszą ligą zaraz po NBA. Występowałem w Eurolidze, Eurocupie. Byłem też w Rosji. Takich możliwości się nie odrzuca.

Moment, w którym w Olympiacosie stwierdzono, że nie przeszedłeś testów medycznych był najtrudniejszy w ciągu tych ośmiu lat?

Zdecydowanie tak, bo w dalszym ciągu nie wiem, o co dokładnie chodziło. Powiedzieli mi, że potrzebuję natychmiast operacji z powodu jakichś problemów z podbrzuszem. Wróciłem do domu i zaraz potem podpisałem kontrakt z Los Angeles Lakers. Tam się przechodziło naprawdę solidne testy medyczne i wysiłkowe, które trwały dwa dni. Po rozwiązaniu kontraktu z Lakersami, podpisałem umowę z Valencią i też nie było problemu. Nie wiedziałem, o co chodziło ludziom z Olympiacosu i nawet pozwałem klub do sądu. Rok później, kiedy wygrałem Eurocup w barwach Valencii, a w Olympiacosie zmienił się trener, dostałem od nich znowu propozycję, ale Chimki złożyły lepszą ofertę. Olympiacos miał szansę na pozyskanie mnie wcześniej.

O twoim kontrakcie z Los Angeles Lakers było naprawdę głośno.

To było niewiarygodne. Zaprosili mnie na obóz razem z sześcioma czy siedmioma innymi graczami, z którymi tworzyliśmy jakby drużynę. Co jakiś czas odsyłali kogoś do domu, aż w końcu zadzwonił do mnie agent i powiedział: Kobe bardzo cię lubi. To samo mówi Phil Jackson. Powiedzieli, że pasuję do drużyny i normalnie by mnie zatrzymali, ale akurat tamtego roku musieli ściąć kadrę do 13 zawodników z powodu wysokich zarobków i tzw. luxury tax. Obiecywali, że wyślą mnie do D-League i wezwą w trakcie sezonu, ale w takiej sytuacji zdecydowałem się na powrót do Europy, gdzie mógłbym pełnić ważniejszą rolę w drużynie.

Hiszpania to nie jest zły kierunek...

To dobra opcja. Rok później Lakersi znów się odezwali i powiedzieli, że mają dla mnie propozycję, ale im odmówiłem.

Odrzuciłeś ofertę z Los Angeles Lakers...?

Tak, bo to miało być na takich samych zasadach jak rok wcześniej, czyli obóz przygotowawczy i później, ewentualnie, kontrakt. W tym czasie miałem na stole trzy znakomite oferty: Olympiacos, Real Madryt i Chimki. To były świente, dwuletnie umowy. Musiałbym postawić wszystko na jedną kartę i walczyć o kontrakt w Los Angeles, odrzucając którąś ze świetnych propozycji. W końcu zdecydowałem się na Chimki.

Trenowanie z Lakersami oznaczało mierzenie się na treningach z Kobe Bryantem.

Oczywiście, ale nie tylko z nim, bo także z Shannonem Brownem. To było świetne doświadczenie, bo miałem możliwość zmierzenia się z legendą, jednym z najlepszych zawodników w historii tej gry. Wszyscy kochają Kobe Bryanta, ale nie zdają sobie sprawy, jak ciężko pracuje. To jest niewiarygodne.

Przychodził dużo wcześniej na treningi?

On przeprowadzał trzy treningi dziennie. Ćwiczył rano ze swoimi trenerami, potem był trening całego zespołu, a wieczorem jeszcze trening ogólnorozwojowy z dwoma Brazylijczykami. To jest żołnierz, bardzo zdyscyplinowany.

Ciężko nawiązać z nim kontakt?

To człowiek nastawiony nieustannie na walkę, na rywalizację. Nie spotkałem drugiego, takiego zawodnika. W poprzednim sezonie Lakers zdobyli mistrzostwo NBA, a on od pierwszego dnia pracował na pełnych obrotach. Wszystko było podporządkowane pracy już od pierwszego dnia obozu, który czasami jest jeszcze taki trochę luźniejszy.

Wróćmy jeszcze na chwilę do PLK. W meczach z Anwilem i Startem Lublin wreszcie pokazałeś próbkę swoich możliwości. Michała Jankowskiego wkręciłeś w parkiet jak śrubkę.

Tak, rzeczywiście (śmiech). Zdarza się czasami. Koledzy z zespołu trochę nawet żartowali z tamtej sytuacji, ale nie przesadzajmy (śmiech).

Kibice chcą na pewno więcej takich zagrań.

Spróbuję zrobić coś takiego następnym razem, przed kamerami Polsatu Sport.

Na początku sezonu nie miałeś zbyt dobrych statystyk.

Tak, ale nie przyszedłem tutaj, żeby nabijać sobie cyferki. W tej drużynie jest wielu chłopaków, którzy potrafią zdobywać punkty. Mam być zawodnikiem, który swoimi zagraniami ułatwia rzuty kolegom. Takiej koszykówki się nauczyłem. Kiedy byłem młodszy myślałem tylko o tym, żeby zdobywać punkty: rzucać, rzucać, rzucać. Zdobyłem wiele mistrzostw, grałem w świetnych klubach i wiem, że każdy musi wykonywać swoje zadania. Są zawodnicy, którzy rzucają regularnie po 20 pkt i nigdy nie zagrają na najwyższym poziomie. Nie dbam o statystyki. Chcę pomagać Stelmetowi wygrywać, grać dobrze w obronie i być liderem.

Łukasz Majchrzyk, Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie