Japończyk przedłużył kontrakt. W lutym skończy 50 lat!

Piłka nożna
Japończyk przedłużył kontrakt. W lutym skończy 50 lat!
fot.
Japońscy kibice mają fantazję. Piłkarze też.

Japończyk Kazuyoshi Miura nie przestaje zadziwiać. Właśnie przedłużył swój kontrakt z Yokohama FC, chociaż 26 lutego skończy 50 lat. To się nazywa długowieczność.

Noriaki Kasai jest słusznie podziwiany. Taki sportowiec to fenomen. W wieku 45 lat potrafi rywalizować z najlepszymi skoczkami na świecie. Można powiedzieć, że nic sobie nie robi z tego, że "powinien" być gorszy od reszty stawki, bo przecież "biologii nie da się oszukać".

 

Ale w porównaniu do Kazuyoshiego Miury jego osiągnięcia nie robią wielkiego wrażenia. Nie wiadomo, czy jest jeszcze drugi taki piłkarz, który w wieku niemal 50 lat przedłużyłby kontrakt z profesjonalnym klubem. A Miura właśnie to zrobił i chociaż jego Yokohama FC gra w drugiej lidze, to taka informacja robi wrażenie.

 

Miura zaczynał grać, kiedy jeszcze istniał Związek Radziecki, kiedy Diego Maradona świętował zdobycie mistrzostwa świata, kiedy w reprezentacji Polski grał Zbigniew Boniek, a Bruce Willis nie zdołał zagrać ani razu w "Szklanej pułapce". To były inne czasy, inny futbol, ale Miura potrafił się w tym odnaleźć.

 

Karierę zaczynał bardzo daleko od domu, bo w Japonii nie było wtedy zawodowej ligi i właściwie nie miał wyboru - jeśli chciał gdzieś na poważnie grać w piłkę, to musiał się wynieść daleko. Miał 15 lat, kiedy wyjechał do Ameryki Południowej. Postawił na Brazylię, gdzie w pewnym momencie zaczepił się nawet w legendarnym Santosie i chociaż wielkiej kariery nie zrobił, to dopiął swego, czyli został profesjonalnym zawodnikiem.

 

Wrócił do Japonii, został wybrany graczem roku 1993 w Azji, niemal doprowadził drużynę na mistrzostwa świata w 1994 roku, strzelając wiele goli, ale gdy zgłosiła się po niego Genoa, nie wahał się ani chwili. Być bohaterem w Azji jest dobrze, ale móc się spróbować w jednej z najsilniejszych lig na świecie? O tym zawsze marzył. Został wypożyczony za darmo, jego kontrakt był opłacany przez japońskie firmy, które chciały wejść na włoski rynek. Mecze Genoi były nawet transmitowane w Japonii.

 

Od razu, na samym początku, Franco Baresi pokazał mu, że Japończyk w lidze włoskiej nie będzie miał łatwo. Trafił Miurę łokciem w twarz, a ten z trudem dotrwał na boisku do przerwy. W szpitalu okazało się, że ma złamany nos. Jedyną bramkę zdobył w derbach przeciwko Genoi, niestety dla niego, jego drużyna przegrała tamten mecz 2:3. Miura kariery we Włoszech nie zrobił, a kiedy Genoa spadła z ligi, to po sezonie wrócił do Japonii.

 

Można powiedzieć, że urodził się jakieś 10 lat za wcześnie i karierę reprezentacyjną zakończył akurat wtedy, gdy kadra Japonii zaczynała się poważnie liczyć na świecie. Z tego powodu nie zagrał nigdy w mistrzostwach świata. Ale może jeszcze nie jest na to za późno?

Łukasz Majchrzyk, Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Komentarze

Przeczytaj koniecznie