NA LCS: cisza przed burzą. Miejsca 1-4

E-sport
NA LCS: cisza przed burzą. Miejsca 1-4

Amerykański LCS przyzwyczaił nas w ostatnim czasie do ogromnej ilości rotacji i przetasowań, które mają za Oceanem miejsce co rok, a często nawet co pół roku. Tym razem amerykańskie formacje przeszły samych siebie, kontraktując całą grupę znakomitych Koreańczyków, żeby w tym zestawieniu wymienić chociażby Ssumday’a, Chasera, Flame’a, Arrowa czy Loopera.

W takiej sytuacji ponownie ucierpieli rodzimi zawodnicy. Regionalnych debiutantów w składach występujących w LCS ekip możemy policzyć na palcach jednej ręki: Contractz, Cody Sun, Akaadian. Zbliżający się split amerykańskich zmagań zapowiada się jednak pasjonująco, choć wiosna powinna być dopiero preludium do fantastycznego lata. Wspominaliśmy już o zespołach, którzy powinny zadomowić się na dole i w środku tabeli. Kto tymczasem w tym splicie znajdzie się w samym czele?

 

Zanim przejdziemy do treści merytorycznej, warto powiedzieć kilka słów o samym systemie. Zawodnicy zostali ocenieni możliwie obiektywnie, z uwzględnieniem zaprezentowanego potencjału, ostatnich występów oraz przypuszczalnej skali talentu. Ponadto noty odnoszą się do sytuacji w obrębie konkretnej pozycji, więc porównywanie ocen przykładowo midlanera i toplanera pozbawione jest sensu. Pod względem „zgrania i komunikacji” tymczasem brane pod uwagę były czynniki takie jak staż wspólnej gry, płynność komunikacyjna i kwestie charakterologiczne. Format zastosowany przy tworzeniu zestawienia jest jednak nieidealny. Nie sposób usystematyzować wszystkich czynników, które zostały wspomniane w omówieniach, przez co sam ranking należy traktować z pewną dozą sceptycyzmu. 

 

 

Team Liquid (22 gwiazdki)

 

Drużyna opierająca się na współpracy przeciętnych bądź niezłych zawodników ze strzelcem o nieco zbyt rozbuchanym ego… Zaraz, zaraz, czy to nie brzmi znajomo? Czy to Counter Logic Gaming 2015 v2? Team Liquid jak najbardziej ma potencjał ma powtórzenie regionalnych sukcesów CLG sprzed dwóch lat i wykorzystanie faktu, że wiele drużyn z NA LCS zaryzykowało zakontraktowanie azjatyckich gwiazd, co, przynajmniej na początku splitu, może generować problemy komunikacyjne. Tymczasem w Liquid pozostała młoda, utalentowana dwójka: toplaner Samson „Lourlo” Jackson oraz Matt „Matt” Elento. Warto zwrócić uwagę przede wszystkim na tego pierwszego, który rozwija się w błyskawicznym tempie. Po zachowawczej wiośnie 2015 i dobrym lecie 2015 teraz przyszedł czas na pełną dominację. Próbkę możliwości toplanera mogliśmy oglądać na IEM Gyenggi, gdzie amerykański młokos potrafił zupełnie zdominować czołowych regionalnych graczy górnej alei i wydaje się, że najbliższy split powinien należeć właśnie do niego.

 

 

 


Tymczasem z Team Liquid pożegnał się trzeci z wielkich talentów – Joshua „Dardoch” Hartnett. Gracz dysponujący ogromnym potencjałem i fenomenalnymi umiejętnościami mechanicznymi sprawiał jednak problemy natury dyscyplinarnej, więc zastąpiony został przez Kima „Reignover” Yeu-jina. Formacja nie mogła chyba znaleźć lepszego następcy swojej młodej gwiazdy. Reignover nie ustępuje Dardochowi pod względem umiejętności indywidualnych, a wydaje się nawet, że nadal prezentuje wyższy poziom niż jego poprzednik. Ponadto jego charakter zdaje się znacznie lepiej pasować do zespołu i nie powinien kłócić się ze specyficznym podejściem Chae „Piglet” Gwang-jina, który powraca w szeregi zespołu. Co ciekawe, to właśnie dołączenie do ekipy Reignovera przekonało byłego mistrza świata, by jeszcze raz spróbować swoich sił w niebiesko-białych barwach i nie ma chyba lepszego momentu na to, by Piglet wreszcie osiągnął w Ameryce sukces na miarę swoich możliwości. Nieco martwić może natomiast obsada środkowej alei, gdzie zobaczymy już nie tak młodego Greysona „Goldenglue” Gilmera – zawodnika, który występował w LCS i CS z kilkoma zespołami, ale w żadnym do końca nie udowodnił swoich umiejętności. Ba, rezerwa, z jaką podchodzi się do tego gracza w Ameryce przetrwała nawet fakt, że Goldenglue znalazł się na pierwszym miejscu kolejki rankingowej za Oceanem – zamiast pogratulować midlanerowi tego osiągnięcia większość ekspertów potraktowała jego sukces jako dowód na… słabość amerykańskiego systemu rankingowego. Warto jednak zauważyć, że do tej pory Goldenglue w LCS nie otrzymał prawdziwej szansy. Teraz w Liquid ma do dyspozycji stabilne środowisko, solidną drużynę i czas w okresie przygotowawczym. Chciałoby się powiedzieć: teraz albo nigdy, Greyson. Ale Team Liquid jest kolejnym zespołem, który nie do końca ufa midlanerowi. W roli rezerwowego zakontraktował bowiem Austina „Link” Shina, wracającego z e-sportowej emerytury weterana środkowej alei, znanego przede wszystkim z gry inteligentnej, ale nie zawsze wystarczająco dobrej indywidualnie. Jest to nie do końca zrozumiałe posunięcie w kontekście problemów Goldenglue, ale sam powrót Linka to z pewnością interesujące wydarzeniem.


Wracając jednak do porównania tegorocznego składu Team Liquid z ubiegłorocznym rosterem CLG, warto zauważyć jedną rzecz. Counter Logic Gaming dysponowało nieocenionym kapitanem (Zaqueri „Aphromoo” Black), natomiast Liquid nie posiada zawodnika, który mógłby pełnić podobną rolę. Reignover, któremu z tej piątki najbliżej do tej roli, nie jest nawet w połowie tak charyzmatyczny jak doświadczony wspierający CLG, czego zresztą dowodzi fiasko Immortals, nie potrafiące odnaleźć się w decydujących momentach. Pozostaje więc mieć nadzieję, że pożary nie wybuchną i nie będzie czego gasić – ale patrząc na skład widzimy czwórkę graczy-pacyfistów i jednego pół-wojownika, więc wydaje się, że odpowiednie proporcje zostały w tej sytuacji zachowane.

 

 

 

 

Counter Logic Gaming (24)


Znowu oni… Synonim potencjału i klęski zmienił się w symbol amerykańskiej stagnacji. Tak, to brzmi absurdalnie, kiedy mówimy o NA LCS, gdzie zawodnicy wymieniani są jak rękawiczki (choć to i tak nic w porównaniu do Chin), ale przypomnijmy sobie, kto w tym roku reprezentował Amerykę na Mistrzostwach Świata – TSM, C9 i CLG. Rok temu? TSM, C9, CLG. Dwa lata temu? TSM, C9 i LMQ. Trzy lata temu? TSM, C9 i Vulcun. CLG dołączyło do tego trio najpóźniej, jednak to właśnie ten zespół zrobił w ciągu ostatnich dwóch lat zaledwie dwóch zmian w zespole, podczas gdy Cloud9 dokonało siedmiu rotacji, zaś TSM – nawet ośmiu. Zarzut postawiony na samym początku w żadnym wypadku nie jest krytyką wymierzoną w brak zmian w rosterze CLG. Stabilność składu to pierwszy krok ku perfekcji, ale formacja w tym zestawieniu po prostu nigdy nie osiągnie pewnego poziomu i nigdy też nie zostanie czołową drużyną na świecie. Nawet za milion lat. Zawodnicy mają po prostu pewną blokadę – swój własny (no właśnie: słowo klucz w przypadku CLG) potencjał i wydaje się, że ten skład swój zenit już osiągnął, a teraz może być już tylko gorzej.

 

 

 

 

W zespole jednak cały czas wierzą, że Jake „Xmithie” Puchero przypomni sobie swoje występy w Team Vulcun i zostanie najlepszym dżunglerem, jakiego dochowała się Ameryka. Wszyscy członkowie formacji jak mantra powtarzają bowiem, że Xmithie to naprawdę świetny zawodnik, ale pochodzący z Filipin dżungler jakoś nie potrafi przełożyć tej teorii na praktykę. Także Darshan „Darshan” Upadhyaya, który rozbudził apetyty kibiców fantastycznymi, choć nieidealnymi, występami w Team Coast i Team Dignitas, wpadł w dziwny zastój i należy się nawet zastanowić czy nawet nie regres. Huhi? Nie, to nie gość, który mógłby walczyć o koronę króla środkowej alei. Stixxay to talent, ale nie taki, który może zawojować regionalną scenę, a potem zmasakrować inne regiony na międzynarodowym turnieju. Raczej taki, który będzie sobie radził poprawnie, może nawet dobrze, ale to by było na tyle. I nawet naprawdę fenomenalny Zaqueri „aphromoo” Black jakoś obniżył loty, dostosowując swoje indywidualne popisy do marazmu przeciętności kolegów. Bo o żadnym z graczy CLG nie można powiedzieć, że jest słaby - grają na niezłym, nawet w miarę wysokim regionalnie poziomie, ich umiejętności są solidne, ale żaden z nich nie należy do ścisłej czołówki na swojej pozycji. W tym momencie można zrozumieć podejście Andy’ego „Reginalda” Dinha, który po regionalnym triumfie i słabych Mistrzostwach Świata wymienił cały skład TSM, bo chciał osiągnąć międzynarodowy sukces. Widział, że w poprzednim zestawieniu, nawet pomimo dobrych wyników w regionie, nie jest to możliwe. CLG wybrało inną drogę – rzemieślników nauczyło grać drużynowo. Fantastycznie grać drużynowo. Nic dziwnego - formacja miała już dość klęsk kolejnych składów dysponujących dużym potencjałem i niepowodzeń swojego klejnotu w koronie – Yilanga „Doublelift” Penga. CLG pokazało swojej gwieździe drzwi i wzięło się za współpracę. To przyniosło stabilność regionalną, ale kolejny krok, czyli dobry wynik na Mistrzostwach Świata, jest już misją zgoła samobójczą. A więc zaklęcie można powtórzyć – w regionie pięknością, na Mistrzostwach globu zaś szkaradą. CLG zajmie miejsce na podium wiosennego splitu.

 

 

 

Cloud9 (24,5)

 

Parafrazując znane piłkarskie porzekadło, wszyscy grają, a Cloud9 wciąż szuka swojego idealnego dżunglera. W poprzednim sezonie tę rolę pełnili Lee „Rush” Yoon-jae i William „Meteos” Hartman, ale kandydatura każdego z nich miała poważne wady. Teraz C9 zdecydowało się przenieść do głównej drużyny uchodzącego za ogromny talent Juana „Contractz” Arturo Garcię, który niedawno skończył siedemnaście lat, co uprawnia go do gry w LCS. Młody leśnik ostatnio wywalczył wraz z Cloud9 Challenger awans do elitarnego cyklu, a wcześniej całkiem nieźle spisywał się w barwach drużyny Ember. Contractz błyskawicznie pokonuje kolejne szczeble kariery, kiedy tylko przestają hamować go przepisy i teraz nadszedł czas na najpoważniejszy test w jego dotychczasowej karierze – LCS. Ciężko jednak powiedzieć czy jest to odpowiedni wybór dla C9. Styl młodego dżunglera opiera się na dobrym zmyśle i wysokich umiejętnościach mechanicznych, ale jednocześnie jest nieco chaotyczny. A największym problemem Cloud9 był ostatnio brak pomysłu na grę i brak odpowiedniego kierunku w poczynaniach. Contractz pod wieloma względami przypomina Rusha, który zupełnie nie potrafił wpasować się do drużyny. Teraz prowadzenie gry zostało zrzucone na barki Andy’ego „Smoothie” Ta, czyli zawodnika, który po sezonie 2016 miał się pożegnać ze składem formacji… Pomagać z pewnością będą mu Nicolaj „Jensen” Jensen oraz Jung „Impact” Eon-yeong, ale ostatnio, cóż, drużyna z takim podziałem zadań nie wyglądała najlepiej.

  

 

 


Tymczasem wzrok kibiców znów skierowany będzie w stronie wspomnianej dwójki: toplanera i midlanera. Impact chyba trochę pośpiesznie został okrzyknięty swoją wersją v2, co w przypadku byłego Mistrza Świata jest całkiem sporą nobilitacją. Tymczasem, oprócz końcówki fazy zasadniczej i play-offów letniej edycji zmagań w Ameryce, Impact nie pokazał niczego nie zwykłego – ani wcześniej (w pierwszej części letniego splitu), ani później (na Mistrzostwach Świata). Pamiętajmy jednak o proporcjach – niczego specjalnego jak na byłego triumfatora światowego czempionatu, co oznacza, że Koreańczyk i tak w cuglach pokonuje większość toplanerów z NA LCS, a jego efektywność była niewiarygodna – robił niesamowite rzeczy z tak niewielkiej ilości złota, jaką otrzymywał od swojej drużyny. Górna aleja za Oceanem wygląda jednak naprawdę potężnie – jak Impact poradzi sobie z rodakami – Looperem, Ssumdayem i Flame’em? Także Jensen w ubiegłym splicie nawiązał do nadziei, które są w nim pokładane i nierzadko w pojedynkę rozprawiał się z całymi przeciwnymi zespołami, dołączając tym samym do światowej czołówki środkowej alei i będąc jedynym, który mógł w ogóle myśleć o przeciwstawieniu się Bjergsenowi. No to co – Jensen, body these fools! Warto jednak pamiętać, że Duńczykowi trochę zbyt często zdarzały się jednak gorsze gry.


Mniej uwagi w najbliższym sezonie powinien otrzymać ostatni samuraj, Zachary „Sneaky” Scuderi, czyli jedyny członek starego Cloud9, który pozostał w zespole. Rola strzelca w ostatnim czasie uległa znacznej degradacji, a i Sneaky swój najlepszy okres zdaje się mieć za sobą. Tak czy inaczej Amerykanin to nadal czołowy ADC w NA LCS i powinien on stanowić stabilny fundament walczącej o najwyższe cele ekipy. Ciekawą postacią, o której warto wspomnieć jest jeszcze Jeon „Ray” Ji-won, rezerwowy toplaner formacji. Mając na uwadze fakt, że jego rywalem do miejsca w składzie jest Impact, Ray raczej nie przebije się do podstawowej piątki, ale jest to zawodnik, na którego z całą pewnością warto zwrócić uwagę w kontekście niedalekiej przyszłości.


Podsumowując - czy po drużynie, która dość pewnie wyszła z ciężkiej grupy B na Mistrzostwach Świata, i której obawiają się nawet rywale z NA LCS, można oczekiwać miejsca poza podium? Nieee… Raczej nie. Cloud9 dokonało tylko jednej roszady, która w dodatku ma być zmianą na lepsze. Ta formacja musi być w czołówce, choć fani C9 mogą nieco drżeć o debiut Contractza w LCS…

 

 

 

Team SoloMid (26)


Formacja, w której dochodzi tylko do jednej roszady, wydaje się niemal tym samym zespołem, niemal tą samą piątką graczy, którą mogliśmy oglądać w poprzednim splicie. Rzadko jednak wymieniany zawodnik ma na swoje drużyny tak ogromny wpływ jak Yiliang „Doublelift” Peng. I nie chodzi tutaj nawet o umiejętności indywidualne, a stempel, który na zespole zostawia obecność tak wyrazistego zawodnika jakim jest legendarny strzelec. Doublelifta można kochać, można też nienawidzić, ale trzeba dostrzec fakt, że niewielu jest zawodników, którzy potrafią tak silnie oddziaływać na kształt drużyny i każdy aspekt jej funkcjonowania. Żeby to zobaczyć, wystarczy porównać Team SoloMid z wiosennego splitu i tą samą drużynę z lata. Oczywiście nie należy upraszczać sytuacji, która panowała w TSM na wiosnę, ale ewidentnie widać było, że Doublelift nie dogadywał się z posiadającym silną osobowość, starającym się prowadzić zespół Borą „YellowStar” Kimem. Tymczasem sama zmiana supporta zadziałała kojąco, niemal z miejsca rozwiązując wszystkie problemy, z którymi borykała się super drużyna – i nie ulegało wątpliwości, że współpraca na linii Doublelift-Biofrost wyglądała znacznie lepiej niż miało to miejsce w przypadku poprzedniego wspierającego. Teraz strzelec zniknął z zespołu, ale zniknął na chwilę, bo w lecie ma przecież wrócić. Na jego miejsce Team SoloMid zakontraktował innego czołowego strzelca z regionu – Jasona „WildTurtle” Trana. Tworzy to dość specyficzną sytuację, która w żadnym wypadku nie może dobrze działać na atmosferę w zespole. Doublelift nie zagra na wiosnę, ale potem chce powrócić do składu, WildTurtle chce udowodnić, że jest lepszym strzelcem i to z nim w składzie TSM ma większe szanse na międzynarodowy sukces, a pozostali członkowie drużyny nie mogą nie być tutaj nieco skonfundowanymi.

 

 

 


A przecież współpraca z każdym z nich to rywalizacja o zupełnie innej specyfice – i nie chodzi tutaj nawet o samego WildTurtle’a, ale o to, że granie z Doubleliftem i granie bez Doublelifta to całkowicie odmienne doświadczenie. Ponadto każdy ze znakomitych strzelców ma swoje problemy, które stawiają pod znakiem zapytania walkę o sukcesy na arenie międzynarodowej, a mając w pamięci blokadę, której doświadcza Doublelift w rozgrywkach rangi mistrzowskiej, ciężko na ten moment wskazać, który z nich byłby lepszym wyborem w kontekście kolejnego światowego czempionatu. Co ciekawe, WildTurtle ponownie jest stawiany w sytuacji, w której jego występy są de facto try-outami. Pamiętacie w jakich okolicznościach po raz pierwszy otrzymał angaż w TSM-ie? Dokładnie, Shan „Chaox” Huang nie mógł zagrać w kilku meczach, do składu wskoczył WildTurtle i w rosterze już został. Doublelift nie może nie pamiętać tamtej sytuacji, bo sam grał wtedy w LCS w barwach CLG. Takie okoliczności potrafią sprawić, że atmosferę kroi się nożem, a to z kolei z pewnością negatywnie przekłada się na wyniki.
Pamiętajmy jednak, że drużyna dysponuje najlepszym zachodnim midlanerem. Soren „Bjergsen” Bjerg miał być tym, który na tegorocznych Mistrzostwach Świata rzuci rękawicę Lee „Faker” Sang-hyeokowi. Kompilacja różnych czynników sprawiła jednak, że Duńczyk takiej szansy nie otrzymał, choć ciężko winić za to samego midlanera. W składzie Team SoloMid mamy też wyjadacza Dennisa „Svenskeren” Johnsena i dwójkę graczy, Kevina „Hauntzer” Yarnella i Vincenta „Biofrost” Wanga, dla których ostatni rok był źródłem bezcennego doświadczenia, i w tym sezonie powinni prezentować się równie dobrze lub nawet lepiej. Sam WildTurtle na razie nie zachwycił, a TSM z nim w składzie wypadł blado na IEM Oakland. Od tamtego turnieju minęło jednak mnóstwo czasu i wydaje się, że nie należy przeceniać tamtej klęski. TSM powalczy o triumf w NA LCS, ale nie jest na wiosnę tak zdecydowanym faworytem do wygranej, jakim w teorii zespół tej klasy być powinien.

 

Rafał Fiodorow
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Komentarze

Przeczytaj koniecznie