Pindera: Najciekawiej w Lipsku i Nowym Jorku

Sporty walki
Pindera: Najciekawiej w Lipsku i Nowym Jorku
fot. PAP

Mariusz Wach jest przekonany, że poradzi sobie dziś w Lipsku z Erkanem Teperem, ale o zwycięstwo punktowe nie będzie łatwo.

37 letni Wach (32-2, 17 KO) w lutym zrezygnował z walki o mistrzostwo Europy  z innym niemieckim pięściarzem tureckiego pochodzenia, Agitem Kabayelem. Wybrał bowiem lepiej płatny pojedynek z Teperem. Otrzyma za niego 50 tysięcy euro, ale ma świadomość, że jeśli nie pokona rywala przed czasem, to werdykt może być dla niego niekorzystny.


– Wiem jak będzie walczył Teper – mówił mi podczas wizyty w ostatnim „Puncherze”. – Zaatakuje od pierwszego gongu dążąc do półdystansu, z bliska będzie próbował bić sierpami i szukać okazji do zadawania podbródkowych. Ale ja postaram się go odrzucić od siebie ciosami prostymi i mniej więcej, od czwartej rundy przejmować inicjatywę, by później skończyć go przed czasem -. Przyznam szczerze, że dawno nie widziałem Wacha nastawionego tak optymistycznie. Podczas przygotowań wykonał kawał dobrej roboty, najpierw z Jakubem Chyckim, specjalistą od treningów kondycyjnych, a później, pracując już w Dzierżoniowie z Piotrem Wilczewskim. Jednym z jego sparingpartnerów był tam Francuz Johann Duhaupas, co świadczy o tym, że przygotowania potraktował poważnie.


34 letni Erkan Teper (16-1, 10 KO), to podobnie jak Wach pięściarz po przejściach, ostatni raz był w ringu pół roku temu, przegrywając pojedynek z Christianem Hammerem stosunkiem głosów 1:2.


Obawiam się, że Wachowi nie będzie łatwo go zatrzymać, choć warunki fizyczne ma zdecydowanie lepsze o Niemca, a doświadczenie większe. Wiemy jednak jaki Wach potrafi być w walce leniwy. Jeśli tak jak z Brazylijczykiem Marcelo Luizem Nascimento w maju ubiegłego roku w Kędzierzynie Koźlu, to nie ma szans. Najlepiej, by znokautował go tak, jak siedem lat temu Hammera, jedynego jak dotąd pogromcę Tepera. Ale to życzeniowy scenariusz i chyba mało prawdopodobny.


A propos 36 letniego Brazylijczyka Nascimento (23-14, 20 KO), który znów odwiedził Polskę, tym razem Żyrardów, gdzie na piątkowej gali mocno rozbił osie lat młodszego Siergieja Werwejkę (5-1, 3 KO). Sędzia zatrzymał pojedynek w piątym starciu ratując bezradnego Ukraińca przed ciężkim nokautem.


Szkoda Siergieja, bo w życiu ma pod górkę. Pochodzi z dotkniętych wojną terenów na Ukrainie, stracił brata. W Polsce pracował na budowie, by zapewnić jako taki byt rodzinie. I tu zaczął znów boksować. Cztery lata temu wygrał nawet Turniej Feliksa Stamma. Później bez powodzenia startował w rozgrywkach WSB i APB, ale przegrywał przez nokaut. Rywale prezentowali jednak najwyższą klasę.


Przed walką z Nascimento był bardzo pewny siebie, wierzył, że to on będzie górą, mówił zresztą o tym w „Puncherze”, gdzie spotkał się z Wachem.  Niestety walczył słabo, sprawiał wrażenie, że zapomniał wszystko to co potrafi, a nie umie przecież zbyt wiele. Takie „walki wieczoru” jak ta w Żyrardowie nie mają  sensu, niewiele bowiem mają wspólnego z boksem.


Znacznie lepsze wrażenie pozostawił po sobie Jordan Kuliński wygrywając po dobrym, emocjonującym pojedynku z Piotrem Podłuckim. Kamil Gardzielik, w swojej drugiej zawodowej walce też  pokazał niezły boks, ale rywal był słaby. Podobnie jak przeciwnik Norberta „Norasa:” Dąbrowskiego, znokautowany już w pierwszej rundzie.

W nocy Gołowkin - Jacobs


Giennadij Gołowkin (36-0, 33 KO), król wagi średniej, posiadacz trzech mistrzowskich pasów w starciu z Danielem Jacobsem (32-1, 29 KO), czempionem WBA regular, który wygrał walkę z rakiem kości, to intrygujące zestawienie. Do tego legendarna Madison Square Garden w Nowym Jorku, miejsce tego pojedynku jak zawsze robi wrażenie. Dzień wcześniej w MSG Theater debiutował Irlandczyk Michael Conlan, mistrz świata amatorów, głośna ofiara skandalu sędziowskiego na igrzyskach w Rio de Janeiro. Pięściarz z Belfastu wygrał zgodnie z planem, podobnie jak inna gwiazda olimpijskiego boksu, Brazylijczyk Robson Conceicao, złoty medalista z Rio w wadze lekkiej.


Dziś w nocy ciężar gatunkowy walk w Nowym Jorku będzie jednak znacznie większy. Pokaże się przecież między innymi Roman „Chocolatito” Gonzalez (46-0, 43 KO), najlepszy w klasyfikacji bez podziału na kategorie, oraz jego ostatni rywal, były już mistrz świata Carlos Cuadras.


Ale i tak wszyscy będą czekać na prawdziwą „walkę wieczoru”. Karagandę w Kazachstanie, gdzie urodził się Gołowkin, i Bronswille na Brooklynie, jak obliczyli dziennikarze New York Times dzieli 5870 mil.


34 letni Gołowkin jest wyraźnym faworytem, ale nie brakuje głosów, że Jacobs może sprawić niespodziankę. Nie podzielam, takiej opinii, gdyż GGG ma zdecydowanie więcej argumentów w pięściach. Co więcej, jestem przekonany, że znokautuje Amerykanina, ale nie ukrywam, że zazdroszczę tym, którzy obejrzą ten pojedynek z bliska.


W jednym się jednak z Jacobsem zgadzam, gdy mówi: Gołowkina może pokonać tylko ktoś bardzo mocny psychicznie. A kto może być twardszy niż ja po tym co przeszedłem? Dlatego ta walka zapowiada się tak ciekawie. Obaj znokautowali 35 rywali z rzędu, z tego Gołowkin 23. Ostatni raz na pełnym dystansie walczył w 2008 roku.


Giennadij jest niepokonany, a jego rywal przegrał tylko raz, w 2010 roku z Rosjaninem Dmitrijem Pirogiem. Co więcej Gołowkin nigdy nie leżał na deskach w całej swojej karierze, amatorskiej również.  I prawdę mówiąc mało prawdopodobne, by dziś w nocy (polskiego czasu) powalił go na nie cztery lata młodszy Jacobs.

Janusz Pindera, Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie