Pitry: Ja na stoperze? To autorski pomysł trenera Smudy

Piłka nożna
Pitry: Ja na stoperze? To autorski pomysł trenera Smudy
fot. Cyfrasport

Trener Smuda we wtorek powiedział mi, że z Lechem zagram na stoperze. Strachu nie było, ale niewiadoma się pojawiła. Przecież pierwszy raz w życiu grałem na środku obrony, więc sam byłem ciekaw jak będzie to wyglądało. Szkoleniowiec przywołał mnie do siebie i powiedział stanowczo: „Dawaj tutaj! Jesteś doświadczony, kupę lat grasz w piłkę. Dasz radę!” i tak się zaczęło - mówi w rozmowie z Polsatsport.pl gracz Górnika Łęczna, Przemysław Pitry.

Adrian Janiuk: Nie wstyd Panu, że wraz z kolegami zepsuliście święto w Poznaniu? Lech obchodził w niedzielę 95. rocznicę istnienia  i z tej okazji stadion przy Bułgarskiej został wypełniony po brzegi. Tymczasem rozpędzony Lech zatrzymał się na „czerwonej latarni” ligi.

 

Przemysław Pitry: Najważniejsze, że nic nie zepsuliśmy w swoich szeregach (śmiech). Będąc zupełnie poważnym, nikt z nas nie myślał o tym spotkaniu pod kątem święta Lecha. W każdym meczu gramy o życie i chcieliśmy osiągnąć korzystny wynik, a że złożyło się to akurat z okrągłą rocznicą powstania „Kolejorza” to tym lepiej dla nas. Jesteśmy zadowoleni ze zdobyczy punktowej, ale muszę przyznać, że pozostał mały niedosyt. Przy odrobinie szczęścia moglibyśmy nawet pokusić się o coś więcej niż remis. Jednak jak najbardziej trzeba być z niego zadowolonym.

 

Gra przy 40 tysięcznej publiczności to miła odskocznia dla piłkarzy Górnika Łęczna. Nie było tremy z tego tytułu?

 

Możliwość gry przy pełnych trybunach na tak dużym stadionie jest czymś wspaniałym. Zdecydowanie była to dla nas miła odskocznia, bo na mecze w Lublinie przychodzi mniej kibiców, choć jest to duże miasto. Na naszych spotkaniach jest zagorzała grupa fanów z Łęcznej, która daje z siebie wszystko i dzielnie nas wspiera. Jednak nie da się tego porównać do tego, co było w Poznaniu. Na Arena Lublin zjawia się 1,5 tysiąca, a czasami ponad 2 tysiące widzów.  

 

W pierwszej połowie nieoczekiwanie to Pana zespół prowadził grę. Wcześniej wyjazdowe mecze z czołowymi drużynami Lotto Ekstraklasy kończyły się wysokimi porażkami (z Legią i z Jagiellonią po 0:5 – przyp.red.). Z czego wynika to, że Górnik potrafił odmienić swoją postawę na wyjazdach?

 

Wychodzi na to, że uczymy się na błędach. Wyciągnęliśmy wnioski i to przynosi efekt. Pierwsza połowa była szybka i sporo się działo. Niektórzy tak jak Pan przyznają, że nawet prowadziliśmy grę. Po przerwie Lech musiał się bardziej otworzyć, ponieważ wymusił to na nich niekorzystny wynik. Nam zabrakło zimnej krwi, żeby utrzymać się przy piłce. W końcówce wyprowadziliśmy świetną kontrę, ale zabrakło skuteczności w sytuacji sam na sam. Punkt wywalczony na stadionie przy Bułgarskiej to duża sztuka. Tym bardziej, że we wcześniejszych pięciu meczach ligowych strzelili czternaście goli i stracili zaledwie jednego.

 

Kiedy dowiedział się Pan, że w spotkaniu z Lechem będzie grał Pan na pozycji stopera?

 

Na początku tygodnia trener Smuda poinformował mnie o swojej decyzji. Strachu absolutnie przed meczem nie było, ale pewna niewiadoma się pojawiła. Pierwszy raz grałem na środku obrony, sam byłem ciekaw jak będzie to wyglądało. Przez blisko tydzień trenowałem grając jako stoper i koniec końców całkiem nieźle to wyszło, bo zagraliśmy na zero z tyłu.

 

Czym kierował się trener Smuda wystawiając Pana na pozycji środkowego obrońcy?

 

Maciek Szmatiuk doznał kontuzji, a Gerson pauzował za kartki i ktoś musiał wskoczyć w ich miejsce. Podczas treningu trener przywołał mnie do siebie i powiedział stanowczo: „Dawaj tutaj! Jesteś doświadczony, kupę lat grasz w piłkę. Dasz radę!” i tak się zaczęło. Cieszę się, że mi zaufał.

 

Na pomeczowej konferencji były selekcjoner reprezentacji Polski nie szczędził komplementów pod Pana adresem. Pękał Pan z dumy?

 

Słowa szkoleniowca były krzepiące, więc uśmiech na pewno pojawił się na mojej twarzy. Z trenerem Smudą znamy się już dość długo. Przez dwa lata współpracowaliśmy właśnie w Lechu Poznań, dlatego wiem czego mogę się po nim spodziewać i na odwrót.

 

W najbliższym meczu ligowym z Arką Gdynia również zagra Pan na pozycji stopera?

 

Nie mam zielonego pojęcia! Mamy blisko dwa tygodnie przerwy i skupiamy się tylko i wyłącznie na przygotowaniach. Ładujemy akumulatory, a jaką decyzję podejmie trener to się okaże. Wróci pauzujący za kartki Gerson, więc trudno jest mi powiedzieć kogo desygnuje do gry na środku obrony nasz trener.

 

Z miłą chęcią zagra Pan na środku defensywy, czy jednak wolałby Pan wrócić na swoją nominalną pozycję?

 

Nie mam żadnego problemu z grą na stoperze. Mój debiut na tej pozycji mogę zaliczyć na plus, więc nie widzę powodu, dlaczego miałbym być niezadowolony z ewentualnej gry na środku obrony. Myślę, że moją dużą zaletą grając na tej pozycji jest to, że potrafię przewidzieć niektóre zachowania napastników drużyny przeciwnej. Grając na stoperze potrafię myśleć jak napastnik, a to pomaga.

 

Dużym zaskoczeniem było, że misję ratowania Górnika Łęczna powierzono Franciszkowi Smudzie. A w zasadzie, że on się jej podjął. Pan był jednym z nielicznych graczy łęcznian, który miał okazję z nim wcześniej współpracować. Jak piłkarze Górnika zareagowali na taką wiadomość?

 

Ja i Łukasz Mierzejewski mieliśmy nieco łatwiej, bo w przeszłości pracowaliśmy z trenerem. Przyjąłem tę decyzję ze spokojem, bo wiedziałem czego można się po nim spodziewać. Duży fachowiec pojawił się w naszym klubie. Dzięki niemu zyskaliśmy więcej charakteru do walki. Mam nadzieję, że niebawem pojawią się również wyniki.

 

Poza korzystnym wynikiem uzyskanym w Poznaniu, był to miły powrót dla Pana? Spędził Pan w stolicy Wielkopolski dwa sezony i mimo, że był Pan z reguły tylko "dżokerem" to kibice "Kolejorza" wciąż miło Pana odbierają.

 

Dwa lata, które spędziłem w Lechu były w zasadzie jednymi z najlepszych w mojej przygodzie z piłką. Wracając na ten stadion czułem miłe uczucie. W przeszłości jako zawodnik Lecha grałem przeciwko Legii przy 30 tysięcznej publiczności. Teraz miałem okazję wystąpić przy 40 tysiącach, a to robi jeszcze większe wrażenie. Były moment, w których sam do siebie się uśmiechałem. Na klubowych korytarzach spotkałem wiele znajomych osób. Między innymi Pana Gienia, który zajmuje się sprzętem w Lechu, a w zasadzie jest człowiekiem orkiestrą i zajmuje się wszystkim. Jest niesamowitą osobą, z którą mam dobry kontakt. Spotkałem się z Maćkiem Łopatką, który jest fizjoterapeutą. Powspominaliśmy stare dobre czasy.

 

Po pięciu latach spędzonych w GKS-ie Katowice zdecydował się Pan przed sezonem 2015/16 dołączyć do Górnika Łęczna? Z czego wynikała ta decyzja? Pół dekady to szmat czasu zwłaszcza w piłce, może nie wierzył Pan w awans katowiczan do Ekstraklasy?

 

Nie w tym rzecz! GKS nie chciał przedłużyć ze mną kontraktu. Po sezonie 2014/15 skończyła się moja umowa, a klub nie zaproponował mi nowej. Nie miałem żadnych wątpliwości jak odezwał się do mnie prezes Kapelko. Bardzo ucieszyłem się, że będę miał okazję grać w Ekstraklasie.

 

Wraz z końcem czerwca wygasa Pana kontrakt z Górnikiem. Jeżeli pozostaniecie w elicie przedłuży Pan umowę, czy nie ma to żadnego znaczenia?

 

Naszym celem jest utrzymanie w Lotto Ekstraklasie. Nie myślę póki co o przedłużeniu kontraktu. Skupiamy się na swoich zadaniach i w tej chwili nic innego nie ma znaczenia. Próbujemy zdobyć jak najwięcej punktów przed fazą play-off. Mimo, że rocznikowo mam 36 lat to nie zamierzam kończyć z grą w piłkę. O tym mogę zapewnić.

 

Jakiś klub zapewne skusi się na Pitrego, może obrońcę Pitrego...

 

Oby (śmiech)! Zobaczymy jak potoczą się moje losy, ale priorytetem jest Górnik. Chciałbym tu zostać, ale najpierw musimy spełnić nasz nadrzędny cel, którym jest pozostanie w najwyższej klasie rozgrywkowej w Polsce.

Adrian Janiuk, Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie