Zarzycki: Polskim klubom zabrakło mentalności zwycięzcy

Siatkówka
Zarzycki: Polskim klubom zabrakło mentalności zwycięzcy
fot. Cyfrasport

Mistrz olimpijski (1976) i świata (1974) Zbigniew Zarzycki uważa, że wszystkim trzem polskim drużynom, które odpadły w 1. rundzie fazy play off Ligi Mistrzów siatkarzy, zabrakło wiary we własne umiejętności. - Nie było w nich mentalności zwycięzcy - ocenił.

ZAKSA Kędzierzyn-Koźle przegrała dwukrotnie z Biełogorje Biełgorod 1:3. PGE Skra Bełchatów uległa Cucine Lube Civitanova 1:3, a następnie wygrała 3:2. Włoski zespół grał w rezerwowym składzie w rewanżu od stanu 2:0, gdy już był pewny awansu. Najdłużej szanse na przejście do drugiej rundy miała Asseco Resovia Rzeszów, która w pierwszym spotkaniu u siebie przegrała z Azimutem Modena 2:3, a w drugim uległa 1:3.

- Wszystkie nasze trzy kluby przegrały mentalnością. Jesteśmy mistrzami świata, a na boisku nie było tego widać. Wszyscy - w tym dziennikarze i trenerzy - od początku powtarzali, że to rywale są faworytami. Nie widziałem jednak, by któryś z przeciwników był poza zasięgiem naszych klubów. One nie zostały zdeklasowane, same to przegrały. Straszono Earvinem Ngapethem z Modeny, a przecież on wczoraj zawalił seta, bo popełnił chyba sześć błędów z rzędu - zaznaczył Zarzycki.

Zarówno ZAKSA, jak i Skra oraz Resovia kilkakrotnie prowadziły w rewanżach z przewagą kilku punktów, po czym przegrywały ważne dla losów całej rywalizacji partie.

- Nazywam to brakiem profesjonalizmu. Jak to się mówi - niemieccy piłkarze wiedzą, że gra się od pierwszej do 90. minuty, a polscy już w 60. są zmęczeni. Podobnie jest z naszymi siatkarzami. Dla szwajcarskiego tenisisty Rogera Federera nie liczy się najbardziej mecz pierwszej rundy w turnieju, bo w nim nieraz nawet może mieć kłopoty. Dla niego najważniejszy jest finał. Tak też powinno być z końcówkami setów w siatkówce. A my deklasujemy na wcześniejszych etapach anonimowych rywali, a i tak wiadomo, że w Final Four wystąpią włoskie i rosyjskie kluby - podkreślił były trener reprezentacji Polski (1992–93).

Zastrzeżenia miał też do wykonania zagrywki kędzierzynian, bełchatowian i rzeszowian. Zwłaszcza w kluczowych momentach poszczególnych odsłon.

- Nie ma oczywiście ludzi bezbłędnych i jeśli się ryzykuje, to może się zdarzyć, że mocny serwis spadnie 15 cm na aut. Ale jeśli w końcówce posyła się takiego prawie loba 5 metrów poza boisko, to... Wszyscy komentatorzy zawsze powtarzają, że w końcówkach setów takie coś nie ma prawa się zdarzyć - podsumował Zarzycki.

Do kłopotów z serwisem odniósł się również trener biało-czerwonych w latach 2000-2001 Ryszard Bosek. Zwrócił uwagę, że to jeden z podstawowych elementów w siatkówce.

- W nim zdecydowanie górowali rywale. To temat do przemyślenia. Nie zawsze serwis musi być bardzo silny, ale skuteczny. U nas brakło pewności przy jego wykonaniu - ocenił.

Złoty medalista mistrzostw świata w 1974 roku i igrzysk olimpijskich w 1976 roku zauważył, że również w innych elementach zawodnicy z polskich klubów nie mieli potrzebnej wiary we własne umiejętności.

- Wydawało się, że nie są pewni tego, co potrafią. Albo chodzi o inne przyczyny wewnątrz zespołu. Żeby to określić trzeba być blisko drużyny. W przypadku wszystkich zespołów było blisko, ale zabrakło twardej gry i odporności psychicznej - zaznaczył.

AŁ, PAP
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Komentarze

Przeczytaj koniecznie