System ESA37 podzielił środowisko piłkarskie

Piłka nożna
System ESA37 podzielił środowisko piłkarskie
fot. Cyfra Sport

Obecny system rozgrywek piłkarskiej ekstraklasy wciąż dzieli. Zwolennicy podziału tabeli i punktów po części zasadniczej zwracają uwagę na większe emocje i bardziej wyrównaną walką. Przeciwnicy wskazują, że regulamin sprzyja słabszym i przypadkowym rozstrzygnięciom.

"W normalnych warunkach powinienem dzisiaj gratulować mojej drużynie mistrzostwa Polski, ale czeka nas jeszcze "Puchar Maja", a liga będzie rozgrywana na "Udo", czyli udo się albo się nie uda obronić tego, co wypracowaliśmy. Od samego początku nie jestem entuzjastą obowiązującego systemu. Jest niesprawiedliwy. W ostatniej kolejce niektóre zespoły walczyły o cztery punkty, a niektóre – o nic" – bez ogródek przedstawił swoje stanowisko Michał Probierz, trener najlepszej w zakończonej w sobotę zasadniczej części sezonu Jagiellonii Białystok.

 

"Jaga" zapewniła sobie pierwsze miejsce przed rozpoczynającą się w piątek rundą finałową wygrywając w Gliwicach z Piastem 1:0. Gospodarze, gdyby sezon zakończył się po 30 kolejkach, spadliby do pierwszej ligi. Opinia ich trenera Dariusza Wdowczyka nie może więc dziwić: "Znamy wszyscy regulamin rozgrywek. Ja nie narzekam, że mamy do rozegrania 37 spotkań, wiemy, że po 30 kolejkach jest podział punktów. I to tyle na ten temat".

 

Krytyczny wobec reformy był od momentu jej wprowadzenia Jan Urban.

 

"Od początku byłem przeciwnikiem podziału punktów, czego nie ukrywałem. Oczywiście, że będą teraz większe emocje, ale trudno, aby ich nie było po zredukowaniu punktów drużynom i zmniejszeniu różnic. To jest jednak sztuczne tworzenie emocji i nie ma to wiele wspólnego z prawdziwą sportową rywalizacją. Nie podobało mi się to i nie podoba. Można wymyślić coś innego. Jak chcemy grać więcej, można powiększyć ligę do 18 zespołów" - ocenił.

 

Za zmianami w obecnym systemie rozgrywek jest Marek Chojnacki, były rekordzista pod względem występów w ekstraklasie. Jego zdaniem rywalizacja w obecnym kształcie jest niesprawiedliwa.

 

"Niesprawiedliwe jest samo dzielenie punktów, ale także to, że o tytule lub spadku z ligi w dużej mierze decyduje postawa nie w całym sezonie, ale w ostatnich siedmiu meczach, przed którymi nie można robić transferów, a drużyny bywają często osłabione kontuzjami czy karami za kartki. Zbyt duża jest dysproporcja pomiędzy 30 spotkaniami, w których zwycięstwo tak naprawdę warte jest 1,5 pkt w stosunku do trzech w siedmiu ostatnich meczach" – tłumaczył swoje spostrzeżenia były obrońca ŁKS, który rozegrał 452 spotkania w najwyższej klasie.

 

Chojnacki zaproponował, by punkty były dzielone już po 15. kolejce pierwszej rundy, po której kluby mogą dokonywać wzmocnień, a po 30 meczach zastosować podział tabeli.

 

"W mojej ocenie najlepsze byłoby jednak powiększenie ligi do 18 zespołów i rozgrywanie 34 kolejek. Obserwując grę pierwszoligowych zespołów oraz infrastrukturę niektórych z nich, nie uważam, by wpłynęło to na obniżenie poziomu ekstraklasy" – podsumował.

 

Taki system spodobałby się byłemu reprezentantowi Polski Pawłowi Kryszałowiczowi, który chciałby też, aby wtedy spadały z ligi nie dwie, a cztery drużyny. On jednak mniej optymistycznie odnosi się do zespołów z zaplecza ekstraklasy.

 

"Wśród mających realne szanse na awans nie ma klubów z odpowiednią infrastrukturą. A ja nie jestem również zwolennikiem przyznawaniem licencji warunkowych" - przyznał były zawodnik m.in. Amiki Wronki czy Eintrachtu Frankfurt.

 

W obecnej formule najbardziej nie podoba się mu się dzielenie punktów po 30. kolejce.

 

"Moim zdaniem to jest poroniony pomysł, który krzywdzi silne drużyny, a preferuje i nagradza słabe. Zgadzam się, że taki system jest atrakcyjniejszy dla kibiców, ale ja dawania kolejnej szansy zespołom z mniejszym dorobkiem nie akceptuję. Uczmy się od najlepszych, a żadna licząca się liga nie podnosi w ten sposób swojej atrakcyjności i nie rywalizuje według takich zasad. Owszem, w niektórych następuje podział na dwie grupy, ale nikt nikomu punktów nie odbiera" - podkreślił uczestnik mistrzostw świata w 2002 roku w Japonii i Korei Południowej, który w narodowych barwach wystąpił 33-krotnie.

 

Jak zauważył, dochodzi do tak kuriozalnych sytuacji, jak w meczu Zagłębie – Śląsk w ostatniej kolejce. "W Lubinie, w ciężkim derbowym spotkaniu, był remis 1:1, ale jeden punkt przypadł gospodarzom, natomiast gościom ten wynik nic nie dał. Podobała mi się wypowiedź trenera wrocławian Jana Urbana, który stwierdził, że gdyby jego drużyna przegrała, byłaby w tym samym miejscu, bo zdobyła punkt, ale po podziale ligi go nie ma" - zwrócił uwagę.

 

Inni uczestnicy zmagań i obserwatorzy także nie mają wątpliwości, że obowiązujący regulamin jest atrakcyjny dla kibiców.

 

"Z perspektywy kibica zostawiłbym system, który obowiązuje. Jest on bardzo atrakcyjny i końcówka ligi jest emocjonująca zarówno na górze, jak i na dole tabeli. Jako zawodnik uważam, że runda finałowa powinna zostać, bo dzięki temu gramy więcej meczów, ale nie dzieliłbym punktów" - przyznał kapitan Lecha Poznań Łukasz Trałka.

 

Jak uzasadnił, "to, co wywalczyłeś przez całą rundę, powinno zostać".

 

"Tak byłoby sprawiedliwiej. Zdarzają się sytuacje, gdzie pod koniec sezonu kontuzje łapie dwóch-trzech kluczowych piłkarzy i po podzieleniu punktów można obudzić się z ręką w nocniku. W obecnym systemie walka trwa do ostatniej kolejki, ale przez to szansy gry prawie w ogóle nie otrzymują młodzi zawodnicy" - dodał.

 

Z kolei były gracz "Kolejorza" Jarosław Araszkiewicz, pięciokrotny mistrz Polski z Lechem, uważa, że obecny system jest ciekawy, bo "gra się do końca".

 

"Dziś mamy taką sytuację, że cztery, a nawet pięć zespołów ma szansę mistrzostwo. A zwykle było tak, że o tytuł walczył jeden zespół, drugi go gonił i z reguły... nie dogonił. Dlatego pozostawiłbym ligę z dzieleniem punktów. Bo wyjdzie tak, że za rok zagramy bez dzielenia, wszyscy stwierdzą, że nie było ciekawie i wrócimy do tego, co mamy teraz" - zaznaczył.

 

Według niego nie potrzeby, by wracać do rozgrywek bez rundy finałowej.

 

"W tamtej formule zbyt wiele drużyn o nic nie walczyło. Zespoły z miejsc 6-11 po prostu będą sobie grały, bo jest terminarz i trzeba ligę odbębnić do końca" - powiedział.

 

Natomiast zdaniem Piotra Stokowca, prowadzącego KGHM Zagłębie Lubin, które po świetnym starcie, a słabej wiośnie znalazło się w grupie spadkowej, temat kolejnej modernizacji systemu rozgrywek jest zastępczy.

 

"Powinniśmy się skupić, aby kluby się rozwijały, stawały coraz silniejsze, inwestowały w budowę baz treningowych. O tym powinniśmy rozmawiać. A system ligowy powinien być taki, aby był ciekawy dla kibiców, bo to dla nich gramy" - podkreślił.

kl, PAP
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Komentarze

Przeczytaj koniecznie