Pindera o Włodarczyku: Teraz zaczną się schody

Sporty walki

Krzysztof Włodarczyk wygrał w Poznaniu z Noelem Gevorem i znów jest w grze o wielkie cele i mistrzowskie pasy.

Walka w Poznaniu była oficjalnym eliminatorem IBF, więc w kolejnym pojedynku "Diablo" powinien walczyć o ten pas z Rosjaninem Muratem Gassijewem. A jeśli do skutku dojdzie lukratywny turniej World Boxing Super Series w tej kategorii, z pulą nagród 23,5 mln dolarów i dziesięcioma milionami dla zwycięzcy, to Włodarczyk prawdopodobnie się w nim znajdzie. Musimy jednak trochę poczekać na oficjalne ogłoszenie turniejowej ósemki.

 

Niewątpliwie kluczem do sejfu z dolarami była wygrana w poznańskiej Arenie. Młodszy o dziewięć lat Noel Gevor, Ormianin z niemieckim paszportem nie był łatwym rywalem, choć daleko mu do mistrzowskiej klasy. Był jednak od Polaka szybszy, lepiej się poruszał i zadawał więcej ciosów, choć tylko nieliczne z nich dochodziły celu.

 

Włodarczyk ( 53-3-1, 37 KO) zaczął ambitnie i pierwsze starcie wygrał, ale w swoim stylu zbyt długo czekał z wyprowadzaniem uderzeń. Ten pojedynek nie porywał, nie dostarczył wielkich emocji, ale tego się można było spodziewać, pamiętając ostatnie walki „Diablo”. Tradycyjnie znów nie był sobą, ale może najwyższy czas zrozumieć, że lepszy już nie będzie.

 

To z pewnością nie była dla niego łatwa walka, wiedział jaka wysoka jest stawka, musiał mieć przecież świadomość, że promotor Gevora (22-1, 10 KO), Sauerland Event jest jednym z udziałowców firmy Cosma AG, która organizuje turniej WBSS. Najlepiej gdyby wygrał przed czasem i uciął wszelkie spekulacje, ale w tej walce nokaut nawet przez chwilę nie wisiał nad ringiem.

 

Obaj, tak naprawdę, zrobili niewiele, walczyli asekuracyjnie i Gevor nie powinien mieć pretensji o niekorzystny dla siebie werdykt. Dwóch sędziów, Polak i Holender punktowało na korzyść Włodarczyka (116:112 i 115:114) a Niemiec 115:113 dla Gevora.

 

Prawdopodobnie, gdyby ten pojedynek odbył się Niemczech, to on zostałby uznany zwycięzcą, ale to jest tylko gdybanie. Rywal Włodarczyka nie manifestował swojego niezadowolenia po ogłoszeniu decyzji sędziów, zdawał sobie sprawę, że jest możliwa.

 

Nie ulega wątpliwości, że Włodarczyk miał trochę szczęścia, dzięki tej wygranej wraca przecież do wielkiej gry, znów będzie walczył o mistrzostwo świata. Pierwszy pas (IBF) zdobył w 2006 roku wygrywając (po bardzo równej walce) ze Steve’em Cunninghamem w Warszawie. Cztery lata później pokonał w Łodzi Włocha Giacobbe Fragomeniego i odebrał mu tytuł organizacji WBC.

 

Teraz zapewne trochę poczekamy na informację, kiedy "Diablo" zmierzy się z Muratem Gassijewem, mistrzem IBF. Jego jest pewne, żarty się skończyły, zaczynają się schody. Jeśli dojdzie do walki z Włodarczykiem, to on będzie faworytem. Takie są fakty, ale najważniejsze, że Krzysiu, jak mówi o nim promotor Andrzej Wasilewski, wrócił do gry.

 

Na koniec jeszcze kilka słów o innej walce, która rozgrzała nieliczną publiczność w poznańskiej Arenie. Mam oczywiście na myśli pojedynek Patryka Szymańskiego z Rafałem Jackiewiczem. Ten pierwszy uchodził za jednego z najzdolniejszych polskich pięściarzy młodego pokolenia, drugi powoli odchodzi na emeryturę, o czym zresztą mówi szczerze, chociażby po tym pojedynku.

 

23-letni Szymański, aktualny młodzieżowy mistrz świata WBC jest niepokonany (18-0, 9 KO), do walki z Jackiewiczem ( 48-17 – 2, 22 KO) przygotowywał się na Florydzie pod okiem Chico Rivasa, i zapowiadał, że szybko rozprawi się z byłym mistrzem Europy.

 

W pierwszej rundzie wyglądało na to, że dotrzyma słowa, bo Jackiewicz był liczony, ale później niewiele brakowało, by to czterdziestolatek  zakończył ten pojedynek przed czasem. Jego lewe proste raz za razem dochodziły celu, podobnie jak mocniejsze ciosy z obu rąk. Obrona Szymańskiego była dziurawa, podobnie jak w poprzedniej walce z Argentyńczykiem  Jose Antonio Villalobosem na Polsat Boxing Night 6 w gdańskiej Ergo Arenie. Wówczas werdykt przyznający wygraną pięściarzowi z Konina był kontrowersyjny, tym razem zasłużony, bo mimo wszystko był lepszy od Jackiewicza, ale punktacja (2 x 98:91) stanowczo za wysoka. Trzeci z sędziów punktował (95:94), z kolei chyba zbyt nisko.

 

Inna sprawa, że z tak fatalną obroną Szymański nie ma czego szukać w konfrontacji z czołówką kategorii junior średniej. Nie wiem jak na Florydzie wyglądają jego treningi pod okiem Rivasa, ale widać niewiele z nich wynika. Być może Szymański potrzebuje innego trenera, albo dodatkowo walki z innym polskim pięściarzem, który ostatecznie zweryfikuje jego możliwości.

 

Ostatnio do tej kategorii przeniósł się Maciej Sulęcki. Myślę, że mógłby pokazać Patrykowi miejsce w szeregu. Odnoszę bowiem wrażenie, że Szymański  nie dostrzega błędów, które popełnia. A nie ukrywam, że uważałem go za bardzo zdolnego, młodego pięściarza, który może wiele osiągnąć. Owszem, dalej jest młody i wciąż niepokonany, ale mam coraz większe wątpliwości, co do jego przyszłości.

Janusz Pindera, Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie