Dyrektor sportowy Polskiego Cukru Toruń: Inwestycja przyniosła zysk

Koszykówka

Stabilizacja finansowa, współpraca z miastem, doświadczony sztab szkoleniowy i zespołowość to zdaniem dyrektora sportowego Polskiego Cukru Toruń, byłego trenera Ryszarda Szczechowiaka elementy, które zdecydowały o historycznym awansie do finału MP koszykarzy.

Polski Cukier po raz pierwszy zagra o złoty medal MP. Toruńska ekipa do finału dotarła bez porażki, pokonując w ćwierćfinale 3-0 wicemistrza kraju Rosę Radom, a w półfinale brązowego medalistę Energę Czarnych Słupsk. Teraz czeka na wyłonienie przeciwnika w rywalizacji Stelmet BC Zielona Góra - BM Slam Stal Ostrów Wlkp. (2-1).

 

"Można powiedzieć, że po trzech latach inwestycja w toruńską koszykówkę przyniosła zysk. Ogromna satysfakcja, tym bardziej, że za moich trenerskich czasów takiego sukcesu nie udało się osiągnąć. Nikt nie spodziewał się, że będziemy w tym miejscu, w którym jesteśmy. Mamy medal, więc to, co osiągnęliśmy już teraz traktuję jako uwieńczenie mojej blisko 50-letniej przygody z koszykówką w Toruniu. Na pierwszy trening poszedłem w siódmej klasie szkoły podstawowej" - powiedział PAP Szczechowiak, pełniący funkcję dyrektora sportowego Polskiego Cukru od trzech lat.

 

Podkreślił, że na sukces pracuje wiele osób, zaś sam czuje większą odpowiedzialność za klub niż wówczas, gdy był szkoleniowcem.

 

"To oczywiście sukces wielu osób: doświadczonego sztabu szkoleniowego, zawodników, stabilnego sponsora, który stworzył warunki do pracy, dobrych relacji z władzami miasta, kibiców, którzy przychodzą licznie na mecze. Czuję teraz większą odpowiedzialność za całość funkcjonowania drużyny niż wówczas, gdy byłem szkoleniowcem i odpowiadałem tylko za swoje błędy" - dodał.

 

Do tej pory największym sukcesem klubu z Torunia - AZS, którego tradycje kontynuuje obecny zespół było dwukrotnie piąte miejsce (1958, 1959) w rozgrywkach 1. ligi, czyli ówczesnej najwyższej klasie rozgrywkowej. Czołowymi zawodnikami tamtej ekipy byli m.in. olimpijczyk z Rzymu, najlepszy zawodnik sezonu 1961 Ryszard Olszewski czy w latach sześćdziesiątych uczestnik MŚ w Urugwaju w 1967 r. Andrzej Chmarzyński (Polska zajęła w nich wysokie 5. miejsce).

 

Szczechowiak w latach 90. minionego stulecia był trenerem zespołu ekstraklasy, a przygodę w roli szkoleniowca w 1979 r. z kadetami AZS.

 

Toruńskie "Twarde Pierniki" prowadzone przez Jacka Winnickiego, byłego szkoleniowca Śląska Wrocław i reprezentacji Polski kobiet, miały doskonały początek sezonu - zespół wygrał 13 meczów z rzędu, ale potem miał kilkutygodniowy kryzys. Ostatecznie do play off przystąpił z czwartego miejsca.

 

"Cały sezon staraliśmy się zachowywać spokój, cierpliwość i nie stwarzać presji, gdy rozpoczął się kryzys. Nawet wówczas nie było żadnego nacisku sponsora, władz miasta, kibiców. Wiedzieliśmy, że słabsza dyspozycja, spowodowana m.in. drobnymi urazami, kiedyś się skończy. Od kwietnia widać było, że gramy lepiej, niezależnie od tego, że jeszcze przydarzały nam się porażki. Wiedzieliśmy jednak, że możemy wygrywać z najlepszymi. Oprócz Anwilu Włocławek (odpadł w ćwierćfinale - PAP) wygraliśmy z każdą inną ekipą z czołówki. Po ostatnim gwizdku w trzecim meczu w Słupsku przewinęło się przed moimi oczami jak w kalejdoskopie wiele wspomnień z całej kariery" - dodał dyrektor Szczechowiak.

 

W jego opinii kluczowe dla sukcesów odnoszonych w tym sezonie, oprócz dobrej atmosfery wokół koszykówki w Toruniu, było zbudowanie wyrównanej drużyny.

 

"Rok temu jej gra w dużej mierze zależała od jednego zawodnika - rozgrywającego (Danny'ego Gibsona - PAP), który w play off odczuwał już trudy sezonu i miał nadwątlone siły. Teraz zbudowaliśmy zespół inaczej - mamy wyrównany, zbilansowany skład. Zawodnicy mają charakter i grają zespołowo. Doświadczenie sztabu szkoleniowego jest nie do przecenienia, podobnie jak profesjonalna odnowa biologiczna, organizacja" - ocenił.

 

Torunianie ze spokojem patrzą na ciekawą rywalizację w drugim półfinale, w którym obrońca tytułu Stelmet BC prowadzi ze Stalą Ostrów Wlkp. 2-1.

 

"Obydwie drużyny prezentują naprawdę dobrą koszykówkę. Były zresztą po sezonie zasadniczym wyżej od nas, więc z kimkolwiek przyjdzie nam rywalizować nie będziemy faworytem. Dobrze, że mamy kilka dni więcej odpoczynku niż przeciwnik, szczególnie gdy popatrzymy na głębię ławki zespołu z Zielonej Góry, który jak na razie jest bliżej awansu do finału. Chcemy sprostać walce o złoto jak potrafimy najlepiej, ale nie wytwarzamy żadnej presji" - dodał.

 

Zdaniem Szczechowiaka psychologicznie finał będzie łatwiejszy niż półfinałowe starcie z Energą Czarnymi.

 

"W rywalizacji z Czarnymi czuliśmy przymus zwycięstwa. Skoro pokonaliśmy wicemistrza Polski Rosę w ćwierćfinale, to tym bardziej trzeba było to zrobić w rywalizacji z ósmą drużyną po sezonie zasadniczym. Teraz przed finałem koszykarzy nie trzeba dodatkowo mobilizować, bo wiadomo, że na tym etapie nikt nie odpuści" - podkreślił.

MC, PAP
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Komentarze

Przeczytaj koniecznie